Łatwo i pewnie przewidywali przyszłość tylko prorocy i nadworni wróżbiarze. W nowożytnej historii astrologia, chiromancja i wróżenie z fusów nie mają już takiego wzięcia.
Niemożność przewidywania przyszłości jest też jednym z zarzutów, jakie stawia ustawie o zaburzonych (lex Trynkiewicz) Bronisław Komorowski. Prezydent zdecydował się skierować ten akt do kontroli konstytucyjnej. Poza znanymi wątpliwościami natury fundamentalnej, odwołującymi się do zakazu działania ustawy wstecz i zakazu podwójnego karania, w piśmie głowy państwa pojawia się właśnie wątpliwość, czy biegli podołają zadaniu przewidywania przyszłości.
Ustawa przewiduje bowiem, że psychiatrzy będą badać potencjalnie niebezpiecznych pod kątem tego, czy „z wysokim prawdopodobieństwem” popełnią znów czyn zabroniony. Przekształcenie celu badania z diagnostycznego na prognostyczny oburzyło lekarzy. Do ich niepokoju dołączył też prezydent, wskazując, że przepis ten jest niewykonalny. I to mimo że kilka zdań później dobitnie podkreśla, że ostateczną decyzję co do izolacji – jedynie posiłkując się opinią biegłych – podejmować będzie zawsze niezawisły sąd.
Problem w tym, że rodzaj wróżbiarstwa i dziś jest w sądach uprawiany, a nikt z tego powodu nie skarży przepisów do trybunału. Najprostszy przykład – warunkowe zawieszenie. Bez pomocy biegłych sędzia może zawiesić wykonanie kary, jeżeli „uzna, że pomimo niewykonania kary sprawca nie popełni ponownie przestępstwa” (art. 60 par. 5 kodeksu karnego). Z czego korzysta, dokonując takiej prognozy? Czyta ją z ręki oskarżonego czy z układu gwiazd? Tego kodeks nie wyjaśnia. Bo rzecz jest oczywista: sędzia korzysta z własnej wiedzy i doświadczenia życiowego. Jeśliby więc trybunał podważył ustawę o zaburzonych z tej przyczyny, że wymiar sprawiedliwości brzydzi się prognozowaniem, to do przemodelowania nadawałby się nie tylko ten jeden akt, ale cały nasz sposób myślenia o tym, czym jest orzekanie.