W krajach, gdzie szkolenie kandydatów na kierowców nie jest obligatoryjne, paradoksalnie na drogach jest bezpieczniej. Może i u nas czas na rewolucję?
Szkolenia z nauki jazdy nie są obowiązkowe nie tylko w USA, ale także w niektórych krajach europejskich, jak Niemcy, Anglia czy Szwecja.
– A mimo wszystko poziom bezpieczeństwa ruchu jest tam wyższy niż u nas. Szwecja jest bliska uzyskania tzw. wizji zero, która oznacza brak ofiar śmiertelnych w wypadkach drogowych w danym roku – mówi Tomasz Matuszewski, wicedyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Warszawie.
W 2012 r. na milion mieszkańców Szwecji 31 osób zginęło na drogach. W Wielkiej Brytanii było to 28 osób, a w Polsce – aż 93. Gorzej było tylko w Rumunii i na Litwie.
– U nas poziom bezpieczeństwa stopniowo również się poprawia, ale nie w takim stopniu, w jakim sobie byśmy życzyli. Tymczasem jako doświadczony egzaminator muszę stwierdzić, że zwiększanie nadzoru nad ośrodkami szkolenia kierowców (OSK) nie przynosi skutku w postaci podwyższenia bezpieczeństwa na drogach. Należałoby się zatem poważnie zastanowić, czy wzorem innych krajów nie zrezygnować z obowiązkowego szkolenia, oczywiście przy pozostawieniu obligatoryjnego egzaminu państwowego – postuluje Tomasz Matuszewski.

Obowiązek szkodzi jakości

OSK, które dziś walczą o klienta, konkurując ceną, zaczęłyby przede wszystkim konkurować jakością szkolenia. Zdaniem Tomasza Matuszewskiego brak obligatoryjnego szkolenia nie spowodowałby automatycznie, że chętni rezygnowaliby z usług szkół. Z pewnością doprowadziłoby jednak do upadku tych, w których jakość szkolenia jest słaba. Pokazuje to przykład egzaminu na certyfikat kompetencji zawodowych, który jest niezbędny do uzyskania licencji na wykonywanie transportu drogowego. Od 12 lat szkolenia są nieobowiązkowe, a kandydaci i tak z nich korzystają. Choć liczba firm, które je prowadzi, się zmniejszyła.
Dziś wszyscy kursanci, niezależnie od umiejętności, muszą wyjeździć wymaganą liczbę godzin oraz wysiedzieć swoje na wykładach. Mimo że jeden opanuje sztukę jeżdżenia samochodem szybciej, a inny wolniej.
– Nie należy jednak mylić umiejętności obsługiwania samochodu z umiejętnością jazdy, czyli zachowania się w konkretnych warunkach drogowych. A podczas egzaminu nie da się ich w 100 proc. sprawdzić – zastrzega Maciej Wroński, prawnik ze stowarzyszenia Partnerstwo dla Bezpieczeństwa Publicznego.
Jego zdaniem na ten krok jest za wcześnie. Prędzej należałoby zmienić nieprzystającą do rzeczywistości formułę egzaminu. Z tym zgadza się Tomasz Matuszewski.
– Oczywiście, przy rezygnacji z obowiązkowych szkoleń egzamin musiałby wyglądać nieco inaczej. Na przestrzeni ostatnich lat rzeczywistość na drogach bardzo się zmieniła, a formuła egzaminu nieznacznie. Obecnie egzaminator ma np. niewielką możliwość sprawdzenia umiejętności wyprzedzania – przyznaje ekspert.
Zdaniem wielu ekspertów nadzór nad szkołami jazdy, jaki prowadzą starostwa, jest nieefektywny.
– Sprowadza się do sprawdzenia tego, czy w danej szkole zgadzają się papiery. Nie jest to jednak wystarczający powód, by wprowadzać aż tak radykalane zmiany – twierdzi Paweł Tomaszek z sieci szkół Akademia Auto Świat.
– Zamiast tego należałoby sprawdzać, jakie dany OSK ma statystyki zdawalności, czego starostwa nie robią – podpowiada.

Na pierwszy ogień teoria

W Szwecji zdawalność egzaminu na prawo jazdy jest bardzo wysoka – na poziomie 70 proc. Jednak w wewnętrznych egzaminach w szkołach jazdy ten odsetek ledwo przekracza 30 proc. Przedsiębiorca nie może sobie bowiem pozwolić na wypuszczenie niedouczonego kursanta, bo jeśli ten zawali egzamin, to popsuje mu renomę. W Polsce nie istnieją żadne dane na temat zdawalności egzaminów wewnętrznych w danym ośrodku. Zwykle taki egzamin w szkole jazdy to formalność: kursant otrzymuje zaświadczenie o odbyciu szkolenia, a potem następuje bolesna weryfikacja na egzaminie.
Być może najpierw zostaną zniesione obowiązkowe zajęcia z teorii. Taki postulat został zgłoszony przez Macieja Wrońskiego podczas jednego z ostatnich posiedzeń podkomisji zajmującej się nowelizacją ustawy o kierujących pojazdami (Dz.U. z 2011 r. nr 30, poz. 151 z późn. zm.).
– Przy dzisiejszych możliwościach e-learningu, mnogości podręczników, każdy z powodzeniem może sobie wybrać odpowiednią dla niego formę nauki – mówi prawnik.
Jednak nawet taka zmiana napotyka potężny opór szkół jazdy.
– Ośrodek szkolenia kierowców to nie jest zwyczajna działalność gospodarcza. Uczenie kierowców – także teorii – jest misją, w trakcie której musimy nie tylko nauczyć kandydatów znaków drogowych, ale uświadomić im konsekwencje łamania przepisów, brawurowej jazdy czy jazdy pod wpływem alkoholu – przekonuje Wojciech Góra z Polskiej Izby Gospodarczej Ośrodków Szkolenia Kierowców.