Najwyższy czas, aby znowelizować Kodeks cywilny w zakresie dotyczącym pewnego aspektu dziedziczenia długów zmarłego.

Chodziłoby o przepis art. 1015 par. 2 Kodeksu cywilnego. Stanowi on, że jeśli spadkobierca w terminie 6 miesięcy nie wypowie się wyraźnie (a więc nie złoży oświadczenia przed sądem lub notariuszem) co do tego czy chce dziedziczyć, ustawodawca robi to za niego. Decyduje mianowicie, że przyjął spadek.

Rzecz wydaje się błaha i oczywista. Dobrze jest dziedziczyć. Niech zatem bliscy dziedziczą skoro im się należy. Także wówczas, gdy milczą. Jednak gdy zważyć, że przedmiotem dziedziczenia są nie tylko aktywa, ale w praktyce coraz częściej również pasywa (czyli długi zmarłego), sprawa przestaje być tak jednoznaczna. Dzisiaj przecież, wobec niezwykłej łatwości pozyskania kredytów (i to także tych bardzo wysokich) spadkodawcy nierzadko mają raczej długi, niż nieprzebrane aktywa.

Oczywiście nie chodzi o to, aby długi gasły wraz ze zmarłym, a do spadku wchodziły wyłącznie aktywa. Nie ma sporu, co do tego, że to wierzyciele powinni mieć w pierwszej kolejności dostęp do majątku zmarłego (był przecież ich dłużnikiem). W różnych porządkach prawnych dostęp ten jest na różne sposoby gwarantowany. Jednak od tego daleko jest do sytuacji z jaką mamy do czynienia w prawie polskim. A mianowicie do pełnej odpowiedzialności „milczących” spadkobierców za wszystkie długi zmarłego. Pełnej, a więc nie ograniczonej do spadku, ale rozciągającej się na cały majątek dziedziczących. Wcale zatem nierzadko spadkobierca, który odziedziczy 1000 zł będzie musiał spłacić długi o wartości 100 000 zł.

Tego rozwiązania nie sposób usprawiedliwić jako swoistej „kary” za brak aktywności, a także za ignorancję i ewentualne „lenistwo” spadkobiercy. Ustawodawca powinien być przede wszystkim sprawiedliwy (przecież ius est ars boni et aequi). Na wypadek milczenia powinien zatem przyjąć rozwiązanie rozsądne, wyważające interesy spadkobierców i wierzycieli, a więc po prostu słuszne i sprawiedliwe. Takim natomiast jest tzw. „przyjęcie spadku z dobrodziejstwem inwentarza”. Oznacza ono, że spadek jest nabywany przez spadkobierców „w sposób bezpieczny”. Oczywiście, z długami, ale jednak z odpowiedzialnością ograniczoną do wartości spadku. W takim systemie nie byłoby obawy przed nagłym a niespodziewanym „dopustem spadkowym” rujnującym „niedbałego dziedzica”, a i interesy wierzycieli nie byłyby naruszone (dostaną przecież i tak wszystko to, co miał zmarły). Takie rozwiązanie powinno możliwie szybko stać się regułą powszechną na wypadek pasywności spadkobiercy.

prof. UMK dr hab. Tomasz Justyński, kierownik Katedry Prawa Cywilnego i Rodzinnego UMK w Toruniu ( not. PB).