Podziękujcie obywatele panom: Ziobrze, Kaczyńskiemu i Tuskowi za fatalnie poprowadzone rozwody, stracone odszkodowania i źle podzielone nieruchomości. Szczególnie dziękujcie osadzeni niesłusznie w zakładach karnych!

Styczniowe ślubowanie nowego rocznika aplikantów adwokackich po raz kolejny dało mi asumpt do pewnych refleksji natury ogólnej. Cieszy duża liczba młodych ludzi upatrujących swojej kariery w zawodzie adwokata, martwi - perspektywa, która stoi przed nimi. Aby analiza była pełna, weźmy jeszcze pod uwagę porównywalną liczbę aplikantów radcowskich – osób, które posiadają de facto te same potencjalne kompetencje i konkurują na tym samym rynku, i zastanówmy się, czy ci młodzi ludzie uzyskają perspektywę odpowiadającej kompetencjom pracy?

Szanowni twórcy nowego systemu naboru na aplikację oraz uzyskiwania tytułu zawodowego adwokata i radcy prawnego. Ustawodawco i rządzący. Zmian dokonano pod hasłem otwierania wolnych zawodów i walki z nepotyzmem. Postawię tezę: nepotyzm, z którym walczycie, skończył się jakieś 20 lat temu, przynajmniej w Warszawie. Usiłujecie się jedynie przypodobać lobby powstających w latach dziewięćdziesiątych jak grzyby po deszczu szkół wyższych, a właściwie absolwentom tych szkół, którym naobiecywano złote góry czyli, w skrócie, „tańsze” tytuły zawodowe. Traktujecie tych młodych ludzi jako mięso wyborcze. Dzieje się to ze szkodą dla wszystkich, przede wszystkim ich samych i wymiaru sprawiedliwości.

Zastanówmy się nad przyrostem liczby aplikantów w stosunku do adwokatów. Sytuacja w Izbie Warszawskiej przedstawia się następująco: w roku 2000 na 1668 adwokatów przypadało 199 aplikantów, w roku 2010 odpowiednio 2774 adwokatów i 780 aplikantów, a w roku 2013 - 3832 adwokatów i 2064 aplikantów! Jak można było dopuścić do tego, że połowę liczby członków izby stanowią aplikanci!? I to jeszcze w sytuacji, gdy jedna trzecia adwokatów wykonuje zawód mniej niż 5 lat?

Gdzie w tym podstawowa w mojej opinii dla kształcenia zawodowego instytucja patronatu? Jeśli nie ma patronatu, możliwości przyglądania się działaniom patrona na sali sądowej, korygowania przez niego pism sądowych itd., to jak nauczyć się zawodu? Jak rozumiem, na żywym ciele klienta, w ramach uczciwej, niczym nieskrępowanej konkurencji!

Podziękujcie Państwo Klienci panom Ziobrze, Kaczyńskiemu i Tuskowi za fatalnie poprowadzone rozwody, stracone odszkodowania i źle podzielone nieruchomości. Szczególnie dziękujcie osadzeni niesłusznie w zakładach karnych!

Do tego wszyscy obywatele podziękujmy za to, co w związku z takimi działaniami przeżywa wymiar sprawiedliwości. Spytajcie, Ustawodawco i rządzący, sędziów co sądzą o poziomie nowo napływających do zawodu aplikantów i adwokatów?

Życząc wszystkiego najlepszego nowo zaprzysiężonym aplikantom, zwróciłem ich uwagę, że dostanie się na aplikację, a nawet jej skończenie, nie jest absolutnie gwarancją sukcesu osobistego i zawodowego. Paradoks polega na tym, że świadomość społeczna na temat zawodu adwokata pozostaje na poziomie z początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy był on symbolem prestiżu społecznego i ekonomicznego. Poprzez lawinowe otwarcie zawodu, w sposób aplikacyjny i pozaaplikacyjny, liczba prawników z uprawnieniami wzrosła wykładniczo z tym skutkiem, że znaczna ich część nie posiada perspektyw dostatecznie płatnej pracy. A właściwie spójrzmy prawdzie w oczy – żadnej pracy.

Zastanówmy się bowiem, o ile zwiększył się w tym czasie rynek pracy dla prawników, patrząc na to choćby z tej perspektywy, że znaczną część rynku przejęli doradcy prawni i firmy windykacyjne (tu dygresja - podmioty de facto nie ponoszące jakiejkolwiek odpowiedzialności dyscyplinarnej czy realnej, odszkodowawczej, ale to już zagadnienie na inny felieton).

Rozpocząłem wykonywanie zawodu w roku 2003 i już wtedy część z kończących aplikację Koleżanek i Kolegów miała trudności ze związaniem przysłowiowego „końca z końcem”. A było nas około 60 osób na roku. I śmiem twierdzić, że otrzymaliśmy lepsze wykształcenie. Zawsze mogłem spytać mojego patrona, doświadczonego adwokata z tytułem naukowym, o radę. Wiele podpatrzyłem, o resztę dopytałem. Jak w tym wszystkim wygląda perspektywa tysięcy adwokatów (i radców) z naboru ostatnich kilku lat?

Czy widzę jakieś szanse na korzystne zmiany? Tak, niemniej wydaje się, że wymaga to czasu i zrozumienia przez rządzących, że „dojutrkowość” dla poklasku jest szkodliwa dla obywateli, a co za tym idzie państwa. Rozumianego szeroko, nie tylko wymiaru sprawiedliwości.

Konieczne jest zaostrzenie kryteriów, tak radcowskiego jak i adwokackiego, egzaminu wstępnego i zawodowego. Do przemyślenia jest system, w którym co roku do zawodu trafiać będzie liczba aplikantów określona procentowo w stosunku do liczby osób wykonujących zawód w danej izbie.

Oszczędzi to wielu dramatów. Tak po stronie potencjalnych kandydatów do zawodu, jak ich klientów. Pozwoli to z czasem odbudować równowagę systemu. Ponieważ jest on ogromnie rozchwiany, wymagać to będzie lat, ale jest to jedyna droga.

Pamiętajmy, że gros młodych ludzi szło do adwokatury z wizją uzyskania dostępu do elitarnego zawodu. O jakim elitaryzmie można mówić wśród ludzi bezrobotnych i niedostatecznie wykształconych?

Jeśli zależy nam na utrzymaniu właściwego poziomu wymiaru sprawiedliwości, a więc również poziomu zastępstwa i doradztwa prawnego, rozpocznijmy szeroko zakrojoną dyskusję wśród zawodów prawniczych. I przekonajmy młodych ludzi, że podwyższenie standardów aplikacyjnych i egzaminacyjnych leży w ich interesie.

adwokat Paweł Rybiński, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie