Mało kto utrzymuje się dziś dziewięć lat na jednym stanowisku. Tymczasem taką gwarancję ma z mocy ustawy prezes Trybunału Konstytucyjnego. Coraz głośniej mówi się, że czas to zmienić
W Sejmie toczą się prace nad projektem nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Jest już po pierwszym czytaniu. Nie cichną jednak dyskusje nie tyle na temat tego, jakie zmiany przyniesie, ile jakie powinna przynieść, a projekt ich nie uwzględnia. Jedną z propozycji, które przyniosłyby oczekiwane odpolitycznienie trybunału, miałoby być ograniczenie władzy prezesa TK poprzez wprowadzenie kadencyjności, a więc uregulowanie, przez ile lat można sprawować funkcję prezesa, i dopuszczenie bądź wykluczenie reelekcji. Obecne przepisy ustawy o Trybunale Konstytucyjnym (Dz.U. z 1997 r. nr 102, poz. 643 z późn. zm.) milczą na ten temat. Przewidują jedynie tryb powoływania prezesa i wiceprezesa TK, którzy mogą wykonywać te zadania maksymalnie przez dziewięć lat – tyle, ile może trwać kadencja każdego sędziego sądu konstytucyjnego.
– Wprowadzenie zasady sprawowania funkcji prezesa lub wiceprezesa trybunału przez ustalony z góry maksymalny czas, np. okres trzyletniej kadencji, zapewniłoby obiektywną weryfikację prawidłowości wypełniania przez nich zadań trybunału – postuluje prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Adwokat Andrzej Michałowski, były wiceprezes Naczelnej Rady Adwokackiej, proponuje zaś odcięcie politycznej pępowiny już na wstępie, przy wyborze do sądu konstytucyjnego.

Cięcie prezesury

Pierwszą z propozycji prof. Chmaj zawarł w opinii prawnej, przygotowanej na zlecenie Biura Analiz Sejmowych Kancelarii Sejmu. Wskazuje w niej, że „zasadne byłoby wprowadzenie do nowej ustawy o TK regulacji odnoszących się do kadencyjności stanowisk prezesa i wiceprezesa trybunału”.
– Kadencyjność jest w końcu oczywistą konsekwencją wybieralności. Nakaz płynący z tej zasady splata się z obowiązkiem szanowania woli wyborców, wyrażonej w demokratycznym akcie głosowania – tłumaczy, wskazując, że sam trybunał wyraża w swoim orzecznictwie taki pogląd.
– Tym bardziej więc w projekcie dziwi brak zmian w tym zakresie – podkreśla.
Chodzi choćby o wyrok TK z 15 lipca 2009 r. (sygn. akt K 64/07). Sędziowie badali wówczas przepisy ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych i zagadnienie kadencji członków rady nadzorczej spółdzielni. W orzeczeniu tym wyrazili pogląd, że „zagadnienie kadencyjności organu zawsze jest związane z problemem walki z naturalną tendencją absolutyzacji posiadanej władzy, gdyż ma utrudniać jej monopolizację. W tym celu dąży się do tego, aby stworzyć prawne możliwości zastępowania jednych piastunów władzy innymi, nie tylko w razie śmierci lub wystąpienia okoliczności zmuszającej do odebrania mandatu (...). Nie nadużyje prawdopodobnie powierzonej władzy osoba, której pełnomocnictwa wygasają w określonym terminie (gdy tylko termin nie jest zbyt długi), powracając do szeregu zwykłych obywateli (...)”.
– Nieograniczona możliwość pełnienia przez tę samą osobę, nawet przez dziewięć lat, funkcji prezesa trybunału hamuje więc – w myśl tego poglądu – wymianę kadry zarządzającej, co jest powszechnie uznane za czynnik hamujący rozwój zarządzanej jednostki – wskazuje prof. Chmaj.
Dodaje, że optymalna byłaby trzyletnia kadencja z możliwością jednokrotnej reelekcji. Może się jednak zdarzyć, że opróżnione miejsce prezesa zajmie sędzia, któremu zostanie do dokończenia kadencji poprzednika krótszy okres.
– W takich sytuacjach kadencja prezesa i wiceprezesa powinna wygasać przed upływem trzyletniego okresu – uważa prof. Marek Chmaj.

Trwałość kontra świeżość

Pojawiają się jednak i inne propozycje.
– Trybunał potrzebuje trwałości i stałości, a te wartości byłyby osłabiane częstymi zmianami osób pełniących funkcję prezesa. Wraz z nowym prezesem przychodzą bowiem nowe pomysły i nowa dynamika funkcjonowania TK. Poza tym wprowadzenie kadencyjności będzie mieć ten słaby punkt, że doprowadzi do rywalizacji między sędziami, którzy skupią się na zabieganiu o poparcie wśród innych sędziów TK, zamiast poświęcić się merytorycznej pracy – uważa z kolei dr Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Tłumaczy, że Polacy i tak mają skłonność do walki o funkcje. A im mniej będzie rywalizacji o urząd prezesa, tym lepiej dla sprawności TK.
– Dlatego uważam, że najwłaściwszym rozwiązaniem byłoby, aby prezes był wybierany w drodze losowania. To oszczędziłoby trybunałowi negatywnych, naznaczonych politycznie konsekwencji zgłaszania kandydatów – proponuje dr Ryszard Piotrowski.
Mecenas Michałowski zwraca jednak uwagę, że są przecież osoby, które mają większe i mniejsze predyspozycje do bycia przywódcą.
– Osoba prezesa TK ma znaczenie dla funkcjonowania tej instytucji. Nadaje ton temu, co trybunał robi i jak jest postrzegany. Są zaś świetni sędziowie, którzy jednak nie nadają się do innej niż merytoryczna pracy – zaznacza.
I dodaje, że prezesem powinien być urodzony przywódca, wybitny prawnik i człowiek komunikatywny. Taki był w jego ocenie prof. Marek Safjan (prezes TK w latach 1998–2006).
Doktor Piotrowski jest jednak zdania, że nie należy przeceniać roli prezesa TK.
– W końcu członkowie trybunału to wybitni prawnicy, których poziom jest porównywalny. Każdy więc z nich mógłby z powodzeniem wykonywać zadania prezesa. Właściwie jego rola sprowadza się do dbania o godność TK, wynagrodzenia dla sędziów czy ordery dla odchodzących członków TK – mówi.
Postulowane od lat odpolitycznienie trybunału jest – zdaniem mec. Michałowskiego – nie tylko trudne do zrealizowania, ale – być może – niemożliwe.
– Im więcej się mówi, że trybunał ma być niepolityczny, tym bardziej staje się on polityczny – zwraca uwagę.
I wskazuje, że w jego ocenie jedyną nadzieją na rzeczywiste odpolitycznienie TK jest wprowadzenie sztywnych kryteriów wyboru kandydatów na sędziów. Chodzi więc o to, by był to wybór posłów, ale z kręgu kandydatów, których nie oni zgłaszali.

Im więcej się mówi, że TK ma być niepolityczny, tym bardziej staje się on polityczny