Minister sprawiedliwości dotąd nie skorzystał z uprawnienia, które sam sobie przyznał w rozporządzeniu, i nie ściągnął do resortu akt żadnej sprawy sądowej.

Takie prawo szef resortu ma formalnie od 1 lutego 2013 r. Właśnie wtedy weszło w życie kontrowersyjne rozporządzenie ministra sprawiedliwości w sprawie nadzoru administracyjnego nad działalnością administracyjną sądów powszechnych (Dz.U. z 2013 r. poz. 69). Na podstawie jego par. 20 minister sprawiedliwości „w uzasadnionych przypadkach” ma prawo żądać od prezesów sądów akt każdej sprawy sądowej, nawet tej, która jeszcze się toczy. Przepis wprowadzono 3 miesiące po tym, jak Jarosław Gowin musiał odpierać zarzuty, że bezprawnie żądał akt sprawy Amber Gold. Rozporządzenie miało rozwiać wszelkie wątpliwości.
– Minister sprawiedliwości jak dotąd nie zwracał się o udostępnienie akt w tym trybie – informuje Patrycja Loose, rzecznik prasowy ministra sprawiedliwości.
Przekonuje, że w żadnym razie przyczyną nie były wątpliwości natury konstytucyjnej odnoszące się do umiejscowienia tego uprawnienia w akcie rangi rozporządzenia. Po prostu nie było takiej potrzeby.
– W ramach wykonywanych czynności nadzorczych wystarczające okazywało się, oparte również na tym samym przepisie rozporządzenia, żądanie przedstawienia informacji lub dokumentów dotyczących wykonywania przez właściwych prezesów sądów ciążących na nich obowiązków z zakresu nadzoru wewnętrznego – dodaje rzeczniczka.
Sędziowie mają jednak inne podejrzenia. Ich zdaniem to raczej ostrożność procesowa.
– Niewątpliwie główny wpływ na postawę ministra ma zaskarżenie rozporządzenia przez prokuratora generalnego do Trybunału Konstytucyjnego. Widać, że w samym resorcie są obawy, że to rozwiązanie jest niekonstytucyjne, nie warto więc ryzykować i sięgać po akta. Ministerstwo woli poczekać na ostateczne rozstrzygnięcie tej sprawy – ocenia Rafał Puchalski, prezes oddziału Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia” w Przemyślu.
Zakres władzy ministra zakwestionował bowiem prokurator generalny i w lipcu skierował rozporządzenie do zbadania przez TK.
Sędzia Waldemar Żurek, członek Krajowej Rady Sądownictwa, uważa z kolei, że minister nie ściągnął dotąd akt raczej z prozaicznego powodu: jeszcze nie było takiej sprawy, z którą minister chciałby się zapoznać.
– Gdyby była, to pewnie minister skorzystałoby z prawa, jakie daje mu rozporządzenie, i wątpliwości konstytucyjne nie stałyby temu na przeszkodzie – obawia się sędzia Waldemar Żurek.
Sędziowie przypominają, że zewnętrzny nadzór ministra nad sądami uprawnia szefa resortu jedynie do oceny działań nadzorczych prezesów sądów. Nie zezwala natomiast na podustawowe rozszerzanie zakresu nadzoru i ingerencji w niezależność sądów.
– Zgodnie z art. 45 Konstytucji RP każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd. A sąd niezawisły to sąd wolny od wszelkich nacisków, a w szczególności polityków – akcentuje sędzia Puchalski.
– Zgodnie ze starą maksymą, gdy na salę sądową wchodzi polityka, sprawiedliwość wychodzi oknem – dodaje Puchalski.
– Prawo do żądania akt spraw sądowych przez ministra sprawiedliwości było od początku traktowane jako niezgodne z konstytucyjnym prawem do niezależnego, bezstronnego i niezawisłego sądu – wtóruje Monika Krywow, przewodnicząca Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Asystentów Sędziów.
Jej zdaniem skierowanie żądania przekazania akt sprawy sądowej na jego podstawie stanowiłoby także przekroczenie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego, co stanowi czyn określony w art. 231 kodeksu karnego.