Sądy rodzinne podejmują decyzje w sprawach istotnych dla dzieci, nieletnich i rodziny. W takich przypadkach lepiej podjąć decyzję szybko, niż zwlekać do czasu, aż sytuacja się wyklaruje - mówi w wywiadzie dla DGP Ewa Waszkiewicz, sędzia Sądu Okręgowego, prezes Stowarzyszenia Sędziów Sądów Rodzinnych.

W jakim celu Stowarzyszenie Sędziów Sądów Rodzinnych wydało stanowisko na temat lipcowej uchwały Sądu Najwyższego, w której stwierdzono, że decyzja o przeniesieniu sędziego na inne miejsce służbowe niepodpisana przez ministra sprawiedliwości jest nieważna?

Chcieliśmy wyrazić naszą opinię w sprawie, która jest niezwykle istotna dla wszystkich sędziów, w tym również dla sędziów rodzinnych. Zauważyliśmy jednak, że nasze stanowisko zostało niefortunnie zinterpretowane.

No właśnie. W stanowisku pojawia się stwierdzenie, że „nie ma podstaw, aby sędziowie mogli powstrzymać się od wykonywania obowiązków orzeczniczych z powołaniem się na uzasadnienie uchwały SN”. Co zarząd stowarzyszenia miał tutaj na myśli?

Absolutnie nie chcieliśmy ani krytykować, ani oceniać, ani wskazywać sędziom, co mają robić. Jako stowarzyszenie nie mamy do tego żadnych podstaw. Każdy sędzia jest bowiem niezawisły i ma prawo do własnej oceny i rozumienia prawa. I każdy ponosi odpowiedzialność za swoje decyzje. Aczkolwiek należy tutaj podkreślić, że sędziowie nie ze swojej winy znaleźli się w takiej sytuacji, w jakiej się znaleźli. Dlatego też nie można ich obarczać winą niezależnie od tego, czy podjęli decyzję, że będą nadal orzekać, czy też postanowili odstąpić od orzekania.

Po co więc zamieścili państwo to zdanie w swoim stanowisku?

Chodziło nam jedynie o podkreślenie, że ta uchwała SN dotyczy konkretnego przypadku, a nie wszystkich orzeczeń, które zapadają w sądach przekształconych na początku roku w wydziały zamiejscowe. Nie ma podstaw do tego, aby ją traktować jako prawo obowiązujące w Polsce. U nas przecież nie ma prawa precedensowego. Poza tym wydając to stanowisko, mieliśmy przede wszystkim na myśli specyfikę spraw rozpatrywanych przez sędziów rodzinnych.

Jakie więc problemy w sądach rodzinnych wywołuje to całe zamieszanie z delegowaniem sędziów?

Podobne jak w sądach karnych i cywilnych. Tutaj też zachodzi niebezpieczeństwo nieważności orzeczeń, w wydawaniu których brał udział sędzia wadliwie delegowany. O ile oczywiście zostałyby zaskarżone przez strony, a sąd wyższej instancji uznałby, że stanowi to przesłankę do uchylenia wyroku. Należy jednak pamiętać, że sądy rodzinne podejmują decyzje w sprawach bardzo istotnych dla społeczeństwa, rozstrzygają przecież o kwestiach ważnych dla dzieci, nieletnich i rodziny. Zazwyczaj są to decyzje, które muszą zostać podjęte natychmiastowo.

Może pani podać przykłady takich decyzji?

Sprawy dotyczące nieletnich to np. konieczność odizolowania nieletniego od środowiska, w którym przebywa. Są to również postępowania, w których należy podjąć natychmiastową decyzję co do dalszych losów dziecka; czy umieścić go w rodzinie zastępczej, czy też w placówce opiekuńczo-wychowawczej. Sądy rodzinne decydują również o skierowaniu alkoholika na przymusowe leczenie. W takich sprawach lepiej podjąć decyzję szybko, niż zwlekać do czasu, aż sytuacja się wyklaruje. I to właśnie mieliśmy na myśli, wskazując w stanowisku, że dobro wymiaru sprawiedliwości rozumiane jako dobro stron i uczestników postępowania przemawia za utrzymaniem dotychczasowej obsady i sposobu funkcjonowania wydziałów zamiejscowych.

Czy zarząd zgadza się z uchwałą SN?

Jak najbardziej. Ona jest zgodna z naszym rozumieniem przepisów dotyczących zasad przenoszenia sędziów. My również stoimy na stanowisku, że nie ma podstaw do tego, żeby decyzje o przenoszeniu sędziego wydawać z podpisem wiceministra sprawiedliwości. To nie powinno mieć miejsca. Stało się jednak i postawiło sędziów w bardzo dla nich niekomfortowej sytuacji. Priorytetem zatem w chwili obecnej powinno być jak najszybsze naprawienie błędnej decyzji przez organ, który ją wydał, a nie zastanawianie się nad tym, czy racja leży po stronie tych, którzy orzekają, czy tych, którzy odstąpili od orzekania.