Tak jest w Naczelnym Sądzie Administracyjnym. Zleca on swoim sędziom przeprowadzanie wizytacji w innych jednostkach na podstawie umów o dzieło. Część ekspertów uważa, że powinien się tym zajmować wydział problemowo-wizytacyjny w Biurze Orzecznictwa, który jest obligatoryjnie utworzony w NSA na podstawie obowiązującego prawa.
Sędziowie z tej komórki są z założenia tylko po to, aby nadzorować i wizytować, i za to dostają wynagrodzenie.
Umowami zawieranymi przez NSA z pracownikami sądu zainteresowali się związkowcy i Sieć Obywatelska – Watchdog Polska. Na początku września złożyli wniosek o udostępnienie umów o dzieło zawartych w 2012 r. i w pierwszej połowie 2013 r. NSA pokazał umowy na wykonanie czynności nadzorczo-wizytacyjnych i nadzorczo-lustracyjnych. Utajnił jednak dane sędziów.
W ramach umów sędziowie przeprowadzali wizytacje, sporządzali pisemne sprawozdania, projekty zarządzeń powizytacyjnych, a także rozpatrywali w imieniu prezesa NSA uwagi sędziów wizytowanego wydziału, zgłoszonych do ich pracy.
– Jeżeli w strukturach NSA jest wydział wizytacyjny, to wizytacje należą chyba do obowiązków sędziów. Nie znajdujemy uzasadnienia, aby takie czynności były dodatkowo opłacane – mówi Szymon Osowski, prezes Sieci Obywatelskiej – Watchdog Polska.
Dodaje, że nie do przyjęcia jest utajnianie danych sędziów.
– Stroną umów nie są zwykłe osoby fizyczne, ale sędziowie, czyli funkcjonariusze publiczni. Mamy zasadę jawności wydatków publicznych. Zarówno Sąd Najwyższy, jak i sądy administracyjne uznają, że w przypadku podmiotów publicznych, a więc także sądów, strony umów cywilnoprawnych są jawne. Potwierdza to znany wyrok w sprawie umów stołecznego ratusza – przypomina Szymon Osowski.
Chodzi o wyrok Sądu Najwyższego (sygn. akt I CSK 190/12), który uznał, że nie można mówić o jawności, jeżeli nie będą znane strony umów. Stowarzyszenie ponownie wystąpiło więc o ujawnienie imion i nazwisk.
– Liczymy, że NSA udostępni te dane. Jeśli nie, to będziemy musieli skorzystać z art. 23 ustawy o dostępie do informacji publicznej, czyli zawiadomimy prokuraturę. Po pierwsze, dlatego że jest oczywiste, iż dane stron takiej umowy są jawne. Po drugie, gdybyśmy wybrali ścieżkę sądowoadministracyjną, to jest ryzyko, że w takiej sprawie orzekałby w II instancji sędzia NSA, który sam zawarł taką umowę. Orzekałby niejako we własnej sprawie. To paradoks – dodaje prezes sieci obywatelskiej.
Wizytacje zleca sędziom prezes NSA. „Zlecenie to przyjmuje formę decyzji prezesa NSA w sprawie powołania zespołu właściwego do przeprowadzania wizytacji lub lustracji w sądzie" – tłumaczy NSA w odpowiedzi wnioskodawcom.
Przepisy zdaniem sądu nie rozstrzygają, czy działania sędziego podjęte w ramach zlecania mają charakter stały czy doraźny. Problemem jest to, że wykonywanie niektórych czynności nadzorczych zostało zastrzeżone na rzecz sędziów NSA. Tymczasem – dodaje sąd – naczelnikami wydziałów problemowo-wizytacyjnych w Biurze Orzecznictwa są sędziowie WSA delegowani do NSA, którzy nie mogą wykonywać zadań nadzorczych.
„Przydzielone w ten sposób czynności sędzia NSA wykonuje więc poza swoimi obowiązkami służbowymi, przy zachowaniu w tym czasie określonych przez kolegium sądu zasad przydziału spraw sędziom” – tłumaczy NSA.
Według sądu kwota, na jaką opiewają umowy, jest adekwatna do zakresu czynności. NSA informuje także, że w sądownictwie administracyjnym nie ma sędziego wizytatora, który występuje w sądzie powszechnym.
15 017 tyle skarg kasacyjnych w 2012 r. wpłynęło do NSA. To o 14 proc. więcej niż rok wcześniej

3 tys. zł brutto takie wynagrodzenie dostawał sędzia NSA za wizytację na podstawie umowy o dzieło