Rząd i posłowie nie są nieomylni. Zdarzają im się błędy i omyłki różnego kalibru. Jednak ta, na którą natrafił jeden z sędziów, należy do kategorii niewyobrażalnych
Dziennik Gazeta Prawna
Chyba właśnie dlatego przepis, nie wzbudzając żadnych podejrzeń, spokojnie obowiązuje od przeszło... 5 lat. Co uśpiło uwagę legislatorów, sędziów i pełnomocników, którzy czytali go zapewne tysiące razy? Pewnie rutyna.

Nikt nie zauważył

Chodzi o art. 670 kodeksu postępowania cywilnego stosowany w sprawach o stwierdzenie nabycia spadku. Dotyczy on poszukiwania ewentualnego testamentu.
„Do dzisiaj byłem przekonany, że nakazywał mi on badać, czy spadkodawca, czyli zmarły, pozostawił po sobie testament. Gdy jednak przyjrzałem mu się dokładniej, okazało się, że się mylę i przez ostatnie pięć lat rozprawy prowadziłem niezgodnie z przepisem” – pisze na swoim blogu pewien sędzia.
Zgodnie bowiem z przepisem „sąd spadku bada z urzędu, kto jest spadkobiercą. W szczególności bada, czy spadkobierca pozostawił testament, oraz wzywa do złożenia testamentu osobę, co do której będzie uprawdopodobnione, że testament u niej się znajduje. Jeżeli testament zostanie złożony, sąd dokona jego otwarcia i ogłoszenia”.
Takie brzmienie przepis zawdzięcza nowelizacji z 2007 r., która wprowadziła całkowitą nowość w prawie spadkowym, czyli notarialne akty poświadczenia dziedziczenia. Nie jest to błąd programu informacji prawnej ani wydawcy kodeksu czy komentarza. Tak wygląda artykuł w oficjalnym Dzienniku Ustaw z 2007 r. nr 181, poz. 1287. A błąd wkradł się już do rządowego projektu (druk sejmowy nr 1651 Sejmu V kadencji).
„Nad całą ustawą, i tymże nieszczęsnym art. 670 k.p.c., pracowała podkomisja nadzwyczajna powołana w ramach komisji sprawiedliwości i praw człowieka. Sporządziła sprawozdanie, w którym powtórzyła słowo w słowo przepis (...). Błędu nie zauważył także ekspert, który sporządził na zlecenie Biura Analiz Sejmowych opinię o projekcie ustawy, ani też żaden z posłów” – pisze sędzia bloger.
Na koniec refleksja sędziego: „No cóż. Nauczka dla mnie, żeby czytać dokładnie przepisy, także te, co do których myślałem, że je znam na pamięć. Bo nigdy nie wiadomo, co jeszcze panom posłom udało się tak »przypadkiem« uchwalić”.
Postuluje, aby każda zmiana opatrywana była nazwiskiem jej autora. Po to, aby potem wiadomo było, komu mamy pogratulować szczególnych osiągnięć w dziedzinie legislacji.

Ważny zdrowy rozsądek

O ocenę przepisu zapytaliśmy kilku sędziów.
– To przepis proceduralny stosowany w każdym postępowaniu o stwierdzenie nabycia spadku. Błąd w jego treści nie powoduje jednak, że postępowania, w których go zastosowano, są obciążone jakąś wadą. Przepis ten stwierdza tylko, że sąd ma obowiązek z urzędu ustalić, kto jest spadkobiercą, a to obejmuje także sprawdzenie, czy spadkodawca pozostawił testament. To, że ustawodawca kazał też sprawdzać, czy testament pozostawił spadkobierca, traktuję raczej w kategoriach ciekawostki, wpadki ustawodawcy – uspokaja Grzegorz Chmiel, sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli.
– To wpadka legislacyjna. Przykład art. 670 k.p.c. jest może jednym z bardziej jaskrawych błędów ustawodawcy, ale w systemie prawa są tysiące przepisów, przy których wykładni są problemy, i aż gubi się wiarę w racjonalnego ustawodawcę. Jeśli jednak sędziami będą zostawać najlepsi, to na pewno sobie z tym poradzą – uważa sędzia Bartłomiej Przymusiński ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Wyjściem jest wykładnia. Zamiast do językowej sędzia powinien sięgnąć do interpretacji celowościowej, systemowej czy funkcjonalnej.
– W sprawach będących w zainteresowaniu polityków słyszy się zarzuty, że „sąd dokonał nadinterpretacji prawa” właśnie wtedy, gdy stosuje wykładnię inną niż językowa. Politycy myślą czasami, że tworzą prawo jasne, a sędziowie mają być automatem stosującym je zawsze tak samo. Są to złudne oczekiwania, bo wartością niezależnego sądownictwa jest to, że orzeka człowiek, który ma „oddać każdemu, co mu się należy” – dodaje sędzia Przymusiński.