Nawet jeśli materiał prasowy zawiera treści naruszające dobra osobiste, nie musi zniknąć z elektronicznego archiwum gazety. Redakcja może być zobowiązana do umieszczenia w sieci informacji o decyzji sądu, ale tylko jeśli poszkodowany sformułuje wprost takie żądanie w postępowaniu sądowym. Jeśli pozew i wyrok dotyczą tylko wydania papierowego, gazeta nie poniesie odpowiedzialności za pozostawienie oryginalnej wersji artykułu w internecie. Takie wnioski można wyciągnąć z wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Węgrzynowski i Smolczewski przeciwko Polsce z 16 lipca 2013 r.
Dwóch prawników: Szymon Węgrzynowski i Tadeusz Smolczewki, w 2003 r. wygrało proces o ochronę dóbr osobistych przeciwko dziennikowi „Rzeczpospolita”. Chodziło o artykuł sugerujący, że mecenasi, działając jako likwidatorzy państwowych spółek w upadłości, zarobili duże pieniądze dzięki niejasnym interesom oraz kontaktom z politykami. Sądy nakazały gazecie opublikować przeprosiny oraz zapłacić 30 tys. zł na cel społeczny. Wyrok został wykonany.
Dorota Głowacka, prawniczka "Obserwatorium Wolności Mediów w Polsce" Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. / Dziennik Gazeta Prawna
W 2004 r. prawnicy wnieśli jednak kolejny pozew w związku tym, że artykuł, bez żadnej adnotacji o procesie, był nadal dostępny w archiwum internetowym „Rzeczpospolitej”. Argumentowali, że powodowało to trwający stan naruszenia ich praw i domagali się usunięcia artykułu z sieci, przeprosin i zadośćuczynienia. Sądy krajowe oddaliły jednak powództwo, uznając, że samo ukazanie się materiału w archiwum ma wymiar historyczny (w internecie tekst został opublikowany w tym samym czasie, co w wydaniu drukowanym), a krzywda, której na skutek publikacji doznali mężczyźni, została już naprawiona.
ETPC uznał rozstrzygnięcie sądów krajowych za słuszne. Sędziowie podkreślili, że archiwa internetowe służą interesowi publicznemu i podlegają gwarancjom wynikającym z ochrony swobody wypowiedzi. „Nie jest rolą sądów pisanie historii na nowo poprzez nakazywanie usunięcia ze sfery publicznej wszelkich śladów publikacji, co do których stwierdzono, że naruszają prawa innych osób” – stwierdzili w uzasadnieniu.
ETPC przyznał jednocześnie, że dla efektywnej ochrony dóbr osobistych skarżących zasadne byłoby umieszczenie w archiwum informacji o wyroku sądu (jednak w drugim procesie skarżący w dalszym ciągu nie domagali się zastosowania takiego środka).
Podobny pogląd pojawił się już we wcześniejszym orzecznictwie, m.in. wyroku ETPC w sprawie Times Newspapers Ltd. przeciwko Wielkiej Brytanii z 2009 r., ale także w orzeczeniu Sądu Najwyższego z 2011 r. (sygn. akt I CSK 743/10). Z obu rozstrzygnięć wynika, że wzmianki można domagać się w odrębnym procesie, nawet jeśli redakcja zamieściła już np. przeprosiny w związku z opublikowaniem artykułu w wydaniu papierowym. Brak takiej adnotacji powoduje bowiem ryzyko następnych naruszeń przy każdym kolejnym otwarciu witryny internetowej i całkowitą iluzoryczność ochrony prawnej.
Czy zatem wydawcy są w sposób ciągły narażeni na groźbę kolejnych procesów, jeśli przegrali sprawę o materiał opublikowany w drukowanej wersji gazety, a tekst jest nadal dostępny w internecie? Niekoniecznie. Wystarczy, że w ramach stosowania dobrych praktyk z własnej inicjatywy od razu zamieszczą stosowną informację o wyroku także przy wersji elektronicznej artykułu.

Dorota Głowacka, prawniczka „Obserwatorium Wolności Mediów w Polsce” Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka