Mit zamożnego mecenasa, któremu wszyscy kłaniają się w pas, prysł jak bańka mydlana. Zawód ten nie daje już gwarancji zarabiania kokosów ani zdobycia prestiżu. Sukces finansowy odniosą nieliczni, reszta młodych prawników pozostanie tanią siłą roboczą.
To rodzice naciskali na prawo. Przekonywali, że to zawsze będzie dobry zawód, że nie będę martwić się o pieniądze. Uwierzyłam im. Jestem na drugim roku aplikacji radcowskiej, zarabiam w kancelarii 2 tys. zł brutto i co miesiąc biorę od rodziców pieniądze, by przeżyć – mówi Ewelina z Warszawy. – Zaproponowano mi 1500 zł pensji. I miałam być im wdzięczna, bo mogłam dostać wolontariat – dodaje Ewa z Poznania. Po trzech latach zrezygnowała z prawniczej kariery. Jej duszę wypełniały podsycane od dzieciństwa nadzieje na sutą przyszłość, lecz licha teraźniejszość zwyciężyła.
Obie kobiety padły ofiarą wygórowanych ambicji i tkwiących w nas od lat stereotypów, które boleśnie rozbijają się o twardą rzeczywistość. Zdumiewające, jak mocno w świadomości Polaków zakorzeniony jest mit wysokiego prestiżu zawodu prawnika. Niezmiennie kolejne pokolenia marzą, by ich dzieci zostały szanowanymi mecenasami. Z ostatniej analizy Instytutu Badań Edukacyjnych wynika, że co czwarty z badanych rodziców dzieci w III klasie szkoły podstawowej chce, by jego potomek został lekarzem, co piąty – prawnikiem.
– Mimo wielkich zmian, wciąż pozostajemy społeczeństwem merytokratycznym, w którym panuje przekonanie, że pozycje społeczne uzależnione są od zasług. Doceniamy wiedzę, wykształcenie, wierząc, że to przygotuje nasze dzieci do przetrwania na rynku pracy – tłumaczy dr Sławomir Łodziński z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.

Niosący pomoc

Jednym ze źródeł budowania społecznego wizerunku są właśnie motywacje historyczne. Tak jak prestiż oficera, który rodził się przez wieki, gdy w burzliwych czasach bronił ojczyzny, tak szacunek dla profesji prawnika wiązał się z tym, że w powszechnym odczuciu bronił on zwykłych ludzi i walczył o „sprawiedliwość”. Advocatus znaczy przecież: ten, kto niesie pomoc. – Prestiż rodzi się w chwili, gdy odczuwamy wobec pewnych sytuacji bezsilność czy bezradność i zaczynamy uznawać określonych ludzi, a nawet grupy społeczne za mających większą od nas w danej sprawie wiedzę, władzę i związane z tym większe dochody – zauważa psycholog Piotr Mosak. I przyznaje, że w przypadku prawników trudno dziś tak zdefiniować prestiż. – Pojawiło się wiele afer związanych z tym środowiskiem, słyszy się o szokujących działaniach komorników. Szacunek zanika. To bardzo źle, bo oznacza to, że z tą grupą społeczną coś złego się dzieje, jakiś robak ich gryzie – mówi specjalista.
Adwokat Andrzej Michałowski, były wiceprezes Naczelnej Rady Adwokackiej, tłumaczy, że z biegiem lat prestiż zawodu adwokata ulegał zmianie. Kiedyś, w czasach PRL i bezpośrednio po nich, zawód był uważany za niezwykle prestiżowy. Adwokaci byli tak postrzegani, ponieważ bronili opozycjonistów, sprzeciwiali się ówczesnemu systemowi, byli wykształceni, niezależni i dobrze sytuowani. Całe środowisko było tak postrzegane dzięki zasługom nielicznej grupy. – Ta sytuacja nie odpowiadała jednak rzeczywistej roli adwokata w społeczeństwie. Po transformacji ustrojowej stała się normalna, więc i prestiż się zmienił, ale nie upadł. Obecnie polscy adwokaci robią to, co inni adwokaci na świecie, i mają taką samą pozycję w społeczeństwie, jak adwokaci w innych państwach – dodaje Michałowski.
Bardziej dosadny w ocenie obecnej sytuacji jest adwokat Jerzy Naumann, były prezes Wyższego Sądu Dyscyplinarnego Adwokatury. Wskazuje, że prestiż to przede wszystkim szacunek do adwokata jako tego, kto ma wiedzę, talent oraz umiejętność ich połączenia i stosowania. Lecz równie ważne są także zaufanie i poważanie. – Dziś praktycznie żaden z tych elementów nie występuje. Jeśli zatem ktoś mówi o prestiżu profesji adwokackiej, ma głównie na myśli niebotyczne zarobki. Mogą być one rezultatem rozmaitych starań i są dane wąskiej grupie, po części zwykłym hochsztaplerom. Jednak to one budują w odbiorze społecznym wizerunek profesji adwokackiej. Otwarcie zawodu wieńczy dzieło zniszczenia, nie tworząc pro futuro niczego pozytywnego – podkreśla.



Uszy po sobie

Wraz z nastaniem wolnego rynku, gdzie kwestie poczucia misji, pasji czy odpowiedzialności za państwo ustąpiły żądzy finansowego sukcesu, właśnie pieniądze pozostały jedynym realnym wyznacznikiem prestiżu. Bo choć rodzice wciąż przekonują młodych o społecznej estymie, jaka otacza tę profesję, młodzi oczami wyobraźni raczej widzą pęczniejące konta. Z sondażu wśród studentów prawa na zlecenie stowarzyszenia ELSA Poland wynika, że wprawdzie dla żaków najbardziej poważana jest profesja sędziego, to jednak swoją przyszłość wiążą z zawodami adwoka i radcy prawnego (40 proc.). Bo to daje większą szansę na znalezienie pracy i wyższe zarobki. Kierunki sądowo-prokuratorskie wybiera ponad dwa razy mniej osób. – Dzisiejsi 20-latkowie różnią się od starszych pokoleń podejściem do życia i związanymi z nim oczekiwaniami. Dla nich życie ma być przyjemne, a pieniądze są potrzebne do zaspokajania tych przyjemności. Prestiż u młodych już się nie pojawia. Ważniejszy jest wygląd, styl, zachowanie. Poznają ludzi w tak wielu miejscach, klubach, internecie czy na wspólnym bieganiu, że to, gdzie ktoś pracuje, nie ma znaczenia – tłumaczy Piotr Mosak i dodaje, że prestiż kiedyś etykietował ludzi. Można powiedzieć, że to zawód wchodził pierwszy do pokoju, potem dopiero dostrzegano człowieka. Dziś zanika nawet zwyczaj rozdawania wizytówek.
W Anglii, przypomina psycholog, badania wykazały, że młodzi ludzie są gotowi zrezygnować z podwyżki na rzecz zmiany nazwy stanowiska. W Polsce liczą się przede wszystkim pieniądze. – To dlatego że jako społeczeństwo wciąż nie czujemy się bezpieczni. Nie nauczyliśmy się oszczędzania, a życie u nas jest po prostu drogie. Ceny mamy zachodnie, zarobki wschodnie. Młody Polak z pensji nie jest w stanie sfinansować weekendowego wypadu na piwo do Londynu. Jego rówieśnik Anglik może polecieć z kolegami na piwo do Krakowa – mówi Piotr Mosak.
Rosnących kont młodzi prawnicy mogą się jednak nie doczekać, bo samo środowisko szacuje, że co piąty absolwent uczelni nie ma szans na otwarcie kancelarii. Musi zadowolić się pracą dla kogoś, jeśli w ogóle ją znajdzie w zawodzie. W maju tego roku na 600 osób z wyższym wykształceniem w Powiatowym Urzędzie Pracy w Skierniewicach zarejestrowało się jako bezrobotni siedmiu prawników. Był też lekarz, trzech inżynierów architektów i aż 40 nauczycieli. W Warszawie na niespełna 3 tys. adwokatów prawie 1 tys. nie wykonuje zawodu. Rynek obsługi prawnej w indywidualnych kancelariach nasycił się 2–3 lata temu. Zleceń nie przybywa, za to chętnych do udzielania porad tak. Młodzi adepci prawa tulą więc uszy po sobie i potulnie drepczą do uznanych kancelarii. A te mają złote żniwa – stawki dla klientów nie spadły, za to nie muszą przepłacać za pracowników, bo podań o pracę przychodzi do nich po kilka czy kilkanaście dziennie.
Rok temu środowiskiem wstrząsnęła historia młodego adwokata z Poznania, który zastrzelił się w swojej kancelarii. Po tej tragedii jeden z poznańskich adwokatów przyznał, że powodem samobójstwa były problemy finansowe mecenasa: nie miał klientów i ścigali go komornicy. Powinien szukać innej pracy, ale stracił motywację do życia. – Gdy siedziałam za biurkiem w kancelarii, wszedł młody człowiek do szefa. Poprosił o pracę. Gdy wyszedł z gabinetu, spojrzał na mnie i zapytał żegnającego go właściciela: „A ona ile zarabia? Ja zgadzam się na połowę jej pensji” – opowiada początkująca prawniczka Maria z Warszawy.

W służbie sprawiedliwości

Silne rozwarstwienie tej grupy zawodowej wystąpiło nie tylko w Polsce – takie zjawisko zaobserwowano we wszystkich nowych krajach Unii Europejskiej. Ponad połowa adwokatów to osoby przed 40. rokiem życia. – Z tej fali młodych prawników część znajdzie swoje miejsce w zawodzie. Inni będą musieli szukać go gdzie indziej. Tak jak i część starszych kolegów, którzy nie utrzymają dotychczasowej pozycji – wskazuje adwokat Andrzej Michałowski.
Podkreśla, że na aplikacji i jako początkujący adwokat też zarabiał niewiele, bo zaczynał od zera. – Pilnowałem tylko, żeby nie dokładać do zleceń, bo nie miałem z czego. To normalne, że z biegiem czasu albo osiąga się powodzenie, albo trzeba robić coś innego – mówi.
Członkowie palestry alarmują jednak, że ten zawód nie może sprowadzać się do zbijania kasy. Przekonują, że liczyć ma się powołanie i chęć udzielania pomocy, a przede wszystkim odpowiedzialność i etyka. Złe wykonywanie tej pracy może bowiem wyrządzić klientowi dużą krzywdę. Wysokość zarobków powinna być kwestią drugoplanową. – To trudny zawód i często przynosi rozczarowanie. Powodzenie jest dane nielicznym. Sam mam trzy córki. Obserwują obciążenia zawodowymi dylematami i żadna z nich nie chce być adwokatem – wskazuje mec. Michałowski.
– Adwokat znaczy tyle, ile znaczy sprawiedliwość. Adwokat albo jest jej zaufanym rzecznikiem, albo o nią walczy – jak w czasach totalitaryzmu, albo jej broni – jak w demokracji. W każdym przypadku prestiż adwokata jest pochodną zaufania do prawa oraz całego wymiaru sprawiedliwości. Gdy ludzie przestają ufać adwokatom, to oznacza, że przestają ufać sądom i wierzyć, że znajdą w nich sprawiedliwość – podkreśla mec. Jerzy Naumann.
Obecnie po otwarciu zawodu po togę może sięgnąć w zasadzie już każdy. Korporacje same przyznają, że pojawiły się trudności z weryfikacją umiejętności osób kończących szkolenie aplikacyjne. Cel był taki, żeby robił to rynek.
– W latach 90., żeby sporządzić akt notarialny, czekało się na termin u notariusza kilka tygodni, gdyż notariuszy było zdecydowanie zbyt mało w stosunku do potrzeb. To sytuacja nienormalna, hamująca obrót. Dziś to prawnik czeka na klienta i z punktu widzenia obywatela jest to korzystna sytuacja – przekonuje Iwona Kujawa, dyrektor departamentu zawodów prawniczych i dostępu do pomocy prawnej Ministerstwa Sprawiedliwości.
Przedstawicielka resortu dowodzą, że konkurencja doprowadza do spadku cen i poprawy jakości usług. Spadku prestiżu zawodu prawnika się nie obawia. Jej zdaniem kandydaci do zawodów prawniczych przechodzą kilkukrotną selekcję: najpierw muszą zdać egzamin wstępny, następnie odbyć 3-letnią aplikację i zdać bardzo trudny egzamin zawodowy. Podkreśla też, że muszą charakteryzować się nieskazitelnym charakterem i przymiot ten jest badany przez samorząd prawniczy na etapie wpisu na listę adwokatów i radców. – Od postaw adwokatów i radców prawnych zależy, czy ludzie będą postrzegać ich jako godnych zaufania, nie zaś od liczby osób wykonujących te zawody – dodaje dyrektor Kujawa.
W ramach pakietu deregulacyjnego „ministra z szajbą deregulacyjną” (tak o byłym już ministrze sprawiedliwości Jarosławie Gowinie wyraził się premier Donald Tusk) zawody prawnicze mają być jeszcze bardziej dostępne, żeby zmniejszyć bezrobocie. Problem jednak w tym, że pracy nie przybywa. Będzie trudniej. Ponadto członkowie palestry mimo uspokajających twierdzeń resortu dostrzegają poważny problem. Na rynek wejdzie spora grupa prawników nieprzygotowanych do wykonywania zawodu. Skutki mogą być bardzo złe zarówno dla klientów, jak i wymiaru sprawiedliwości. W końcu nikt nie chciałby być operowany przez niedouczonego lekarza. – Skoro każdy może spróbować, niech próbuje. Dziś uzyskać tytuł zawodowy adwokata to betka, ale być adwokatem to jest nadal wielkie wyzwanie. Być nim, to nie znaczy tylko zarabiać, lecz głównie służyć. A czasem służyć bez zarobku. Adwokat to ten, co idzie potrzebującemu z pomocą, za co pobiera należne mu wynagrodzenie. A czasem, według własnej woli, z tego wynagrodzenia rezygnuje, jeśli uzna, że klienta nie stać na pokrycie honorarium, ale względy natury ludzkiej nakazują przyjście z pomocą prawną – wskazuje Jerzy Naumann.



Zostaje ciężka praca

Pytanie, czy na takie zachowanie stać będzie obecnie wchodzących na rynek prawników? Przed wyważeniem drzwi do zawodu, kiedy kandydatów było nieporównywalnie mniej, samorząd mógł ich obserwować i kontrolować, co dawało większą gwarancję należytego wykonywania tej pracy. Dziś nad wielotysięczną grupą młodych ludzi nie sposób zapanować. Każdego roku ponad 5 tys. absolwentów prawa rozpoczyna aplikacje prawnicze. – Prawnik przestaje być zawodem. To tylko wykształcenie. W dzisiejszych czasach klienci poszukują wyspecjalizowanych porad do konkretnych spraw – zauważa konstytucjonalista prof. Marek Chmaj ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Jego zdaniem nie ma już miejsca na prawników omnibusów, którzy „znają się na wszystkim”, ci bez specjalizacji zostaną co najwyżej prawnikami pierwszego kontaktu, na wzór służby zdrowia, gdzie internista odsyła do specjalisty.
– Rynek zweryfikuje prawników. Na fachowców zawsze będzie popyt. Praca znajdzie się dla wysokiej jakości specjalistów, nieudacznicy wypadną z rynku. Prestiż czy szacunek np. dla sędziego pozostaną ważne może w mniejszych miastach, gdzie takie osoby zawsze należały do miejscowych elit. W dużych aglomeracjach sędzia po prostu musi ciężko pracować – podkreśla prof. Chmaj.
O tym, że społeczeństwo zaczyna powoli wymagać wysokiej jakości usług, a mniej ważna staje się estyma zawodu, przekonuje także prof. Sławomir Łodziński. – Kiedyś prawnikiem był tylko mecenas. Dziś już wiemy, że są komornicy, radcy, adwokaci. Umiemy już odróżnić prawników. Prawo stało się dominujące w życiu zwykłego człowieka. Coś, co kiedyś regulowały normy społeczne czy obyczaje, teraz reguluje prawo. Weźmy choćby ochronę danych osobowych – tłumaczy socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Niestety, choć mamy większą wiedzę o prawie, a problemy prawne napotykamy już na każdym kroku, wciąż jako społeczeństwo odstajemy od innych nacji. Z sondażu wykonanego przez firmę SMG/KRC na zlecenie Naczelnej Rady Adwokackiej wynika, że w ciągu ostatnich pięciu lat z usług prawników skorzystał jedynie co piąty z nas. I chodzi głównie o notariuszy. Po adwokata sięgamy tylko wtedy, gdy grozi nam odpowiedzialność karna, ewentualnie gdy są problemy z rozwodem. Na Zachodzie rzadko która sprawa urzędowa załatwiana jest bez pomocy adwokata. U nas pomagają rodzina, znajomi albo informacje znalezione w internecie. Ze skutkiem znanym i opłakanym.