Oburza porażająca i wręcz granicząca z bezczelnością nieodpowiedzialność za słowa Andrzeja Kalwasa.
Czytając rozmowę redaktor Ewy Ivanovej z byłym prezesem Krajowej Rady Radców Prawnych Andrzejem Kalwasem („To nie deregulacja, lecz degradacja i pauperyzacja zawodów prawniczych”, DGP 120/2013), kilkakrotnie przecierałem oczy, nie dowierzając w autentyczność osoby udzielającej wywiadu.
Nie byłem – ale teraz już jestem – w stanie wyobrazić sobie, że ktoś tak wyraźnie wpisany w historię tworzenia i rozwoju samorządu radców prawnych może kierować pod jego adresem takie kalumnie tylko z tego powodu, że w wyborach władz warszawskiej Izby Radców Prawnych nie powiodło się kandydatowi na dziekana izby, lansowanemu przez byłego prezesa (do czego nie odmawiam mu prawa).

Przepraszam za jego słowa

Wiele wypowiedzi Andrzeja Kalwasa demaskuje jego ambiwalentny w obecnej rzeczywistości stosunek do samorządu i tchnie wyłącznie frustracją. Przykro mi pisać te słowa, tym bardziej dlatego, że w 1995 r. na IV Krajowym Zjeździe Radców Prawnych, zgłaszałem kandydaturę Andrzeja (bez hipokryzji – jesteśmy po imieniu od 30 lat) na prezesa i wygłosiłem laudację, o czym zresztą sam Andrzej wielokrotnie wspomina. Dziś podobnej rekomendacji nie mógłbym wygłosić. Powody są dwa.
Oburza mnie porażająca i wręcz granicząca z bezczelnością nieodpowiedzialność za słowa (czytaj: za opinie) wypowiedziane przez Andrzeja Kalwasa o młodym pokoleniu radców prawnych oraz o delegatach na zgromadzenie Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie.
W pierwszym przypadku mówi on wręcz: „Kariery zaczynają rzesze radców prawnych, którzy nie umieją mówić ani pisać” – zapominając, że kieruje te słowa do blisko jednej trzeciej aktualnie wykonujących zawód radczyń i radców prawnych; taką grupę bowiem stanowią osoby po aplikacji i egzaminach, wpisane na listy zawodu w latach 2010–2013.
Taki totalny zarzut, pomijając okoliczności i haniebny styl, w jakich został sformułowany, jest oczywiście nie tylko nieprawdziwy, ale przede wszystkim destruktywny dla wizerunku zawodu i jego postrzegania zewnętrznego. Jako pełniący funkcje w organie krajowym samorządu radców prawnych, pomimo że nie odpowiadam za prywatne opinie Andrzeja Kalwasa, czuję – bardziej niż obowiązek – potrzebę przeproszenia tych, których opinia kojarzonego wszak z samorządem byłego prezesa dotyczyła.

Motyw emocjonalny, motyw pragmatyczny

Z tej samej pozycji ubolewam w związku ze słowami wypowiedzianymi przez rozmówcę Ewy Ivanovej pod adresem delegatów na zgromadzenie stołecznej izby. Andrzej Kalwas mówi: „Przecież delegaci to powinni być myślący ludzie” – w czym zawarta jest czytelna aluzja, że takimi nie są, a dalej jasno konkluduje: „Dla mnie to jakaś sitwa”. To ostatnie słowo padało ostatnio nie tak rzadko pod adresem środowisk prawniczych, z ust niekiedy nawet prominentnych osób, tyle że do tych środowisk nienależących. Nie spodziewałem się, że padnie publicznie również z ust byłego – i niewątpliwie zasłużonego dla samorządu radców prawnych, prezesa Krajowej Rady. A jednak padło.
Drugi powód, dla którego nie mógłbym już dziś wygłosić rekomendacji dla Andrzeja Kalwasa, nie jest już tylko obyczajowo-emocjonalny. Jest natomiast pragmatyczny. Osiemnaście lat, jakie upłynęły od czasu, kiedy obejmował on na pierwszą kadencję funkcję prezesa KRRP, zmieniły zdecydowanie oblicze zawodu, pozycję jego samorządu, i przede wszystkim wyzwania przed nimi stojące. To oblicze zmieniło się jako oczywista konsekwencja transformacji ustrojowej, ale też wskutek zdecydowanych zmian w strukturze pokoleniowej i jeśli chodzi o formy wykonywania zawodu.

Bierni, mierni, ale wierni?

Nie wystarczy już dziś – jak to czyni i mówi Andrzej Kalwas, nie tylko zresztą w przywołanym wywiadzie – kontestowanie tego, co się wydarzyło wskutek nadmiernego otwarcia dostępu do zawodów prawniczych i jakie skutki przynoszą kolejne deregulacje. Rzeczywistość, która nas otacza, tworzą fakty, a nie aluzje do przeszłości.
Potrzebne jest nowe, nieskażone nostalgią, spojrzenie na tę rzeczywistość. We władzach samorządu radcowskiego jest oczywiście miejsce dla reprezentujących takie spojrzenie „wielkich osobowości” – jak mówi Andrzej Kalwas. Ważne, by traktowały powierzone im przez wyborców funkcje z pasją do pracy w samorządzie, a nie jedynie jako dodatek wspierający ich zawodowe – nie mówiąc o politycznych – kariery.
Wśród tych również młodych radców, których mój adwersarz obraźliwe i bez żadnej żenady nazywa „biernymi, miernymi, ale wiernymi”, ja znajduję te wielkie osobowości, choć nie spotyka się ich jeszcze na salonach i uroczystych galach.
Nie wyobrażałem sobie, że ktoś tak wpisany w historię samorządu może adresować doń takie kalumnie

Dariusz Sałajewski, wiceprezes Krajowej Rady Radców Prawnych