Dwadzieścia sześć miesięcy temu zmieniłam adres zameldowania. Inna ulica, to samo miasto, ta sama dzielnica, a więc i urząd dzielnicy, w którym trzeba takie sprawy załatwiać. Wymieniłam dowód osobisty, wypełniłam zgłoszenie aktualizacyjne ZAP-3 dla urzędu skarbowego, by mógł mnie sprawnie odnaleźć. Zawiadomiłam o zmianie bank, firmę telekomunikacyjną, w której mam umowę na komórkę, ubezpieczyciela, pracodawcę i telewizję kablową. Uf... załatwione.
A jednak nie. Dwa lata po zmianie meldunku listem poleconym na mój stary i już nieaktualny adres przyszło zawiadomienie o wysokości podatku gruntowego, który mam zapłacić za mieszkanie, dla którego przeprowadzałam całą procedurę. Czyli przez dwa lata urzędnikom oddalonym od siebie może o 10 minut spaceru po korytarzach nie udało się zaktualizować mojego obecnego adresu.
Urzędniczka doradziła: trzeba osobiście przyjechać i złożyć korektę.
I dlatego jakoś zupełnie nie dziwi mnie telenowela problemów z CEPiK. Byłabym naprawdę zaskoczona, gdyby tak duża ewidencja samochodów i kierowców faktycznie działała. Odkąd powstała w 2004 r., ciągnie się za nią pasmo wpadek, awarii, przerw technicznych, niedorobionych elementów i nierozmawiających z sobą systemów. W tym roku CBA zaczęło kontrolę, czy aby na pewno przetargi na jego tworzenie i modernizację nie były ustawione, a MSW, które nim zarządza, uznało, że jak nic wymaga gruntownej modernizacji, bo jest i za drogi, i nieskuteczny. Niestety, jakoś nie wierzę, że ta przebudowa przebiegnie sprawnie. Jedno mnie jednak cieszy: nie mam prawa jazdy i samochodu, osobiście więc problemy z CEPiK-iem mnie ominą.
Wystarczy mi zamieszanie z meldunkiem.