Każdy spór o domenę jest inny. Arbitrzy muszą np. rozsądzać, co jest ważniejsze: wolność słowa i wolność komunikowania się obywateli czy też prawo ochronne na znak towarowy - twierdzi Ireneusz Matusiak.

Sąd Polubowny ds. Domen Internetowych obchodzi właśnie 10-lecie działalności. Jak ocenia pan z perspektywy czasu sens jego istnienia?

Kiedy w 2003 r. na mocy umowy zawartej między Polską Izbą Informatyki i Telekomunikacji w Warszawie oraz Naukową Akademicką Siecią Komputerową powołano sąd, byliśmy pełni obaw co do efektów tej decyzji. Z jednej strony wydawało się, że społeczeństwo nie jest jeszcze przygotowane na rozpoznawanie spraw online bez konieczności przeprowadzania rozprawy głównej, przy wykorzystaniu dowodów przesłanych pocztą elektroniczną. Byliśmy przecież pierwszym w Polsce sądem prowadzącym szeroko rozumiane postępowanie elektroniczne. Z drugiej jednak strony potrzeba powstania wydzielonego sądu zajmującego się tak specyficzną dziedziną, jak nazwy domen internetowych, została zgłoszona przez przedsiębiorców zrzeszonych w PIIT oraz inne środowiska biznesowe, które nie mogły w sposób efektywny uzyskać ochrony naruszonych praw w zwykłym postępowaniu sądowym.
Dzisiaj można już powiedzieć, że efekty przerosły oczekiwania. Nasz sąd na stałe zaistniał na mapie sądownictwa polubownego w Polsce i jest rzeczywiście potrzebny. Co więcej, cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Świadczy o tym m.in. coraz większa liczba rozpoznawanych spraw.

Spory dotyczące domen mogą przecież rozpoznawać sądy powszechne. Dlaczego strony wybierają wasz sąd?

Sąd polubowny stanowi pewną alternatywę dla sądownictwa powszechnego, które nie zawsze potrafi dogłębnie wniknąć w istotę sporu, obejmującego niekiedy wiele problemów prawnych związanych z korzystaniem z internetu. Dla wszechstronnej analizy każdej sprawy nie wystarczy wyłącznie wiedza teoretyczna. Niekiedy szczególnie cenne jest odwołanie się do zwyczajów handlowych i zasad prowadzenia działalności gospodarczej.
Nie bez znaczenia jest również uproszczona – w stosunku do sądów powszechnych – procedura prowadzenia mediacji lub sporów. Zapewnia ona brak formalizmu (rozprawa jest przeprowadzana w wyjątkowych sytuacjach, dowody zgłaszane pocztą elektroniczną), krótki termin rozpoznawania spraw oraz małą liczbę wyroków uchylanych przez sądy powszechne.
Czas rozpoznawania sporu, przystępność procedury, kompetencje arbitrów, możliwość wyboru konkretnego arbitra do rozpoznania danej sprawy – to najważniejsze według mnie przyczyny wyboru naszego sądu.

Z jakimi problemami prawnymi spotykają się najczęściej arbitrzy?

Zakres tematyczny jest bardzo szeroki i obejmuje całą materię własności intelektualnej. Są to m.in. zagadnienia takie jak: znaki towarowe, nazwy handlowe, dobra osobiste osób fizycznych i prawnych, nieuczciwa konkurencja, tytuły prasowe, nazwy miast i organizacji, nazwy różnego rodzaju imprez (np. sportowych), a także prawo autorskie. Są to niekiedy bardzo skomplikowane pod względem prawnym sprawy – dotyczące m.in. takich domen jak: wp.pl, wirtualnapolska.pl, gmail.pl, com.pl, euro2012poland-ukraine.pl.

Czy w ciągu tych 10 lat orzecznictwo zaczęło ewoluować w jakąś stronę? Czy też raczej jest niezmienne i interpretacje pozostają takie same?

Uważam, że zaletą orzeczeń wydawanych w naszym sądzie jest brak rutyny arbitrów. Każda sprawa stanowi nowe wyzwanie i niekiedy wymaga od arbitrów wypracowania zupełnie zmienionego stanowiska, gdyż dotyczy problemów, które nigdy wcześniej nie występowały. Przykładowo w sporze dotyczącym nazwy domeny internetowej naszabiedronka.pl, w którym doszło do kolizji praw podmiotowych – arbiter, porównując te prawa, wywiódł, iż przysługująca każdemu obywatelowi wolność słowa i wolność komunikowania się mają większą wagę niż prawo ochronne na znak towarowy. Tego rodzaju orzeczenia odgrywają dużą rolę w kształtowaniu świadomości prawnej społeczeństwa informacyjnego.

Czy można dostrzec kwestie, w których poglądy arbitrów się różnią?

W większości wydawanych wyroków można mówić o pewnej stałej linii orzecznictwa. Zdarzają się jednak zasadnicze różnice w stanowiskach poszczególnych arbitrów. Dotyczą one m.in. tego, czy do naruszenia dobra osobistego w postaci nazwiska dochodzi w sytuacji, gdy strona internetowa oznaczona sporną domeną nie jest aktywna (brak treści), czy też musi zawierać treści uwłaczające osobie, której nazwisko zostało użyte w nazwie domeny. Inny problem to, czy do naruszenia prawa ochronnego na znak towarowy użyty w nazwie domeny internetowej dochodzi jedynie w sytuacji, gdy strona internetowa zawiera odniesienia do towarów lub usług, których znak towarowy dotyczy, czy też wystarczy samo zarejestrowanie tej domeny. Rozbieżności istnieją również w kwestiach proceduralnych – czy stroną pozwaną może być podmiot, który przejął obowiązki i prawa wynikające z umowy o utrzymanie nazwy domeny internetowej, czy tylko ten, który pierwszy zawarł umowę.

Przewidywalność orzecznictwa jest wartością samą w sobie. Czy robicie coś, by je ujednolicić?

Rozbieżności, o których wspomniałem, będą przedmiotem dyskusji podczas kolejnego już, III Seminarium Arbitrów i Mediatorów, które odbędzie się 15 maja 2013 r. na terenie Uniwersytetu Warszawskiego, na temat którego więcej informacji można znaleźć na naszej stronie internetowej: (www.piit.org.pl/sad_polubowny). W seminarium tym będą uczestniczyli przedstawiciele różnych środowisk prawniczych i liczę, że ich głos przyczyni się do wyjaśnienia istniejących rozbieżności.

Wasz sąd jest sądem polubownym. Czy oznacza to, że można nie zgodzić się na rozpoznanie przez niego sprawy? Co wówczas się dzieje?

Sądownictwo polubowne jest przeznaczone dla tych stron, które zgodnie wyrażą wolę na poddanie sporu pod rozstrzygnięcie innego sądu niż sąd powszechny. Oczywiście nie można zmusić strony do wyrażenia zgody na ten sposób rozstrzygania. Odmienność postępowania przed naszym sądem polega na tym, że odmowa podpisania zapisu na sąd polubowny (nazywanego w naszym regulaminie klauzulą arbitrażową) powoduje konsekwencje przewidziane w regulaminie NASK, czyli wypowiedzenie abonentowi spornej domeny internetowej umowy o jej utrzymanie. W konsekwencji abonent domeny utraci prawo do korzystania z niej – cel podmiotu występującego do sądu zostanie zatem osiągnięty bez konieczności prowadzenia postępowania.
Jest jeszcze jedna przyczyna uzasadniająca skorzystanie z postępowania przed naszym sądem – otóż wystąpienie z wnioskiem przedprocesowym (jest to oficjalna informacja o zamiarze wszczęcia postępowania) powoduje zablokowanie spornej domeny internetowej, co oznacza brak możliwości przeniesienia praw i zobowiązań wynikających z zawartej z NASK umowy w czasie trwania postępowania.

Jak wygląda procedura?

Strona, która zamierza dochodzić przed naszym sądem ochrony naruszonych praw, powinna najpierw przesłać informację (wniosek przedprocesowy) o zamiarze wszczęcia postępowania przeciwko oznaczonemu abonentowi spornej domeny internetowej oraz uiścić opłatę kancelaryjną w wysokości 246 zł. O otrzymaniu takiego wniosku sąd informuje NASK, która podejmuje działania mające na celu zablokowanie tej domeny. Po podpisaniu klauzuli arbitrażowej przez obie strony sporu powód wraz z uiszczeniem opłaty sądowej składa pozew, którego odpis przekazuje się stronie pozwanej. W przypadku gdy nie dojdzie do zgodnego wyboru arbitra przez strony, arbiter wskazywany jest przez prezesa sądu. Od tego momentu prowadzi on postępowanie. Wyrok naszego sądu można zaskarżyć, składając w terminie 3 miesięcy od otrzymania odpisu wyroku wraz z uzasadnieniem skargę na orzeczenie sądu polubownego do sądu powszechnego.

Jakie są plany sądu na następne 10 lat?

Oczywiście dalsza dbałość o poziom orzecznictwa. Stałe uzupełnianie listy arbitrów o nowe osoby, które podejmą wyzwania ery internetu. Uważamy również, że dorobek orzeczniczy naszego sądu powinien zostać odpowiednio udokumentowany i opracowany. Byłaby to doskonała pomoc nie tylko dla prawników, ale i dla przedsiębiorców. Wszakże podmiot, który nie ma aktywnej domeny internetowej, praktycznie nie istnieje dziś w biznesie. Myślimy też o przygotowaniu większego dzieła – prawa domen internetowych.