To praktycznie przesądzone: ustawa przywracająca zlikwidowane za Jarosława Gowina sądy wyjdzie z parlamentu i trafi do podpisu głowy państwa.
Piątkowe głosowanie pokazało, że zwolennicy ustawy, czyli PSL i kluby opozycyjne, są na tyle zwarci, iż nie tylko byli w stanie ustawę uchwalić, lecz także nie powinni mieć problemu z ewentualnymi zastrzeżeniami Senatu. Tu ponad połowę głosów ma Platforma Obywatelska i z kolei ona nie będzie miała problemu z przeforsowaniem własnego stanowiska.
A jak wynika z naszych rozmów z jej politykami w Senacie, Platforma nie zamierza wprowadzać poprawek do ustawy, lecz najprawdopodobniej ją odrzuci. – Role się już podzieliły – my jesteśmy reformatorami, PSL broni Polski lokalnej i nie ma powodu, by to zmieniać – mówi jeden z polityków PO. Tyle że PO ma za mało głosów, by obronić odrzucenie ustawy w Sejmie, bo opozycję nadal zamierza wspierać PSL. A Sejm może zmienić decyzję Senatu bezwzględną większością głosów.
Z takim scenariuszem pogodziły się i PO, i PSL. Ludowcy nie zamierzają już wpływać na koalicjanta w sprawie prac w Senacie, lecz wolą się skupić na przekonywaniu prezydenta, by nie wstrzymywał biegu ustawy. – Skoro Kancelaria Prezydenta oświadcza, że reforma sądów była zła, ale sposób jej korekty też jest zły, to może warto poszukać jakiegoś innego wyjścia – przekonuje rzecznik ludowców Krzysztof Kosiński.
Faktycznie, po głosowaniu rzecznik prezydenta Joanna Trzaska-Wieczorek była bardzo krytyczna zarówno wobec ustawy, którą określiła jako psucie prawa, jak i rozporządzenia byłego ministra Jarosława Gowina. Główny zarzut wobec projektu dotyczy tego, że jest to próba zmiany rozporządzenia za pomocą ustawy. Projekt obywatelski wspierany przez ludowców szczegółowo wymienia bowiem wszystkie sądy apelacyjne, okręgowe i rejonowe w Polsce, w tym te 79, które Gowin przekształcił rozporządzeniem w zamiejscowe oddziały sądów w większych ośrodkach.
– Nie widząc ostatecznego kształtu ustawy, trudno prognozować zachowanie prezydenta – twierdzi prezydencki doradca prof. Tomasz Nałęcz. Sam Bronisław Komorowski jest zwolennikiem reorganizacji sądów i efektywniejszego wykorzystania sędziów, a jego zarzuty wobec ministra dotyczyły przede wszystkim sposobu wprowadzenia rozporządzenia i konfliktu ze środowiskami sędziowskimi.
Dlatego najwygodniejszym wyjściem dla Komorowskiego byłoby odesłanie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego w trybie prewencyjnym. Trybunał zająłby się projektem w przyszłym roku, a niewykluczone, że dopiero w 2015 r. po wyborach prezydenckich. Sama ustawa ma długie, półroczne vacatio legis, więc gdyby trybunał uznał ją za konstytucyjną – co wcale nie jest przesądzone – weszłaby w życie najwcześniej za dwa lata. – Jeśli prezydent kieruje wniosek do trybunału, musi go uzasadnić. Nie sądzę, by miał wątpliwości konstytucyjne, na razie projekt ich nie budzi – uważa konstytucjonalista prof. Marek Chmaj.
A choć podczas prac nad ustawą w Sejmie było dużo zastrzeżeń prawnych, to także zdaniem innego konstytucjonalisty prof. Piotra Winczorka, wymienienie z nazwy wszystkich sądów trudno uznać za sprzeczne z ustawą zasadniczą. – To bardzo usztywnia strukturę sądów, ale czy takie usztywnienie jest sprzeczne z konstytucją? Na pierwszy rzut oka nie, choć czy to racjonalne, to inna sprawa. Gdybym doradzał prezydentowi, to raczej sugerowałbym wetowanie, bo jeśli trybunał uzna ustawę za zgodną z konstytucją, Bronisław Komorowski będzie musiał ją podpisać – wskazuje prof. Piotr Winczorek.
Faktycznie, jeśli prezydentowi ustawa się nie podoba, weto jest pewniejszą bronią. By je odrzucić, potrzeba 276 głosów, a opozycji brakuje do tego ponad 20 „szabel”. Tyle że weto jest bronią polityczną, a ustawa, choć wspierana i przygotowywana we współpracy z PSL, jest inicjatywą obywatelską.
Do tego dotyczy 79 miast będących siedzibami powiatów, czyli jednej czwartej ogólnej ich liczby. I przy podejmowaniu decyzji Bronisław Komorowski może brać pod uwagę kampanię wyborczą za dwa lata. Dlatego weto, choć pewne jako sposób zastopowania ustawy, jest dla niego politycznie kłopotliwe.
Wydaje się, że najmniej prawdopodobnym rozwiązaniem jest podpisanie ustawy przez prezydenta i jej wejście w życie. Chyba że w całej sprawie doszłoby do kompromisu. Jak powiedział DGP rzecznik PSL Krzysztof Kosiński, już wcześniej dostali z otoczenia Kancelarii Prezydenta sugestię, że Bronisław Komorowski podjąłby się roli pojednawczej, by doprowadzić do kompromisu. – Gdyby do tego doszło, prezydent mógłby z czystym sumieniem zawetować ustawę i przedstawić swój projekt.