Dawno już powinniśmy wytrzeźwieć z zachwytu nad demokracją. Ja rozumiem, że niczego lepszego nie wymyślono, ale to nie znaczy jeszcze, że każda decyzja podjęta przez 460 posłów i 100 senatorów będzie lepsza od tej podjętej jednoosobowo.
Ani inteligencja, ani rozwaga, ani tym bardziej przyzwoitość nie przyrastają niestety w wyniku mnożenia. Żeby nie sięgać daleko – wczoraj opisaliśmy historię pewnego przepisu, co do którego większość sejmowa się zgodziła, nie rozpoznając prawdopodobnie siły jego rażenia (chodzi o obowiązek podawania PESEL-u pozwanego na początku każdej sprawy cywilnej).
Uważam więc, że inny wyrok Trybunału Konstytucyjnego – wyrok, który przekazałby posłom decydowanie o być albo nie być konkretnego sądu – byłby przesadnym wyznaniem wiary w demokrację. Stałby się też powodem niesmacznych widowisk, handlowania poparciem i stanowiskami („Ja też chcę sądu w moim powiecie!”, „I ja!”, „A ja oddam dwa sądy za jedną Biedronkę!”).
Przypomnę tylko, że zgodnie z zeszłorocznymi badaniami CBOS ponad połowa Polaków nie ufa Sejmowi i Senatowi. Przy tym jednoosobowego ministra za niemądre rozporządzenie jednak łatwiej odwołać niż 560 parlamentarzystów. Za nimi zawsze stoi niestety wola ludu. Minister musi się bronić argumentami.
Inna rzecz, czy w sprawie reorganizacji sądów Jarosławowi Gowinowi tych argumentów starczyło. Sądząc po wczorajszych komentarzach, w których znów padały zarzuty, że „oszczędności z reformy są pozorne” – nie. Bo do opinii publicznej nadal nie dotarło, że nie o oszczędności chodziło. Po triumfie w trybunale czekam więc na twarde dane, że operacja się udała, pacjent ma się dobrze, a procesy, tak jak miały przyśpieszyć – przyśpieszają.