Kontrola fotoradarowa prowadzona przez Inspekcję Transportu Drogowego budzi coraz więcej wątpliwości. Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa umorzył sprawę, w której inspekcja domagała się nałożenia kary na właściciela uwiecznionego na zdjęciu auta za to, że nie wskazał kierowcy. Ku zdumieniu wszystkich sąd w uzasadnieniu postanowienia stwierdził, że inspekcja w ogóle nie miała uprawnień, by taką sprawę skierować do sądu.
– Wynika z tego, że każda taka sprawa kierowana przez ITD powinna być umarzana w przypadku niewskazania kierującego autem – mówi Artur Wdowczyk, warszawski adwokat, którego sprawę rozpatrywał mokotowski sąd.

Niewyraźne zdjęcie

Przypadek Artura Wdowczyka niczym nie różni się od tysięcy innych spraw, w których fotoradar robi zdjęcie pojazdowi przekraczającemu prędkość. W ślad za tym właściciel pojazdu dostaje z ITD pismo informujące go o popełnieniu wykroczenia oraz polecenie wskazania kierującego autem w tym konkretnym momencie. To on, a nie właściciel odpowiada bowiem za wykroczenie.
– Kiedy wreszcie udostępniono mi zdjęcie, jego jakość nie pozwalała na rozpoznanie, kto siedzi za kierownicą. W tamtym czasie sprzedałem auto i na podstawie fotografii nie byłem w stanie stwierdzić, czy za kierownicą siedziałem ja, nowy właściciel auta, czy jeszcze inna osoba. Nie chcąc nikogo pomawiać, po prostu nie wskazałem kierowcy – opowiada adwokat.
Jak zwykle w sytuacji gdy właściciel auta odmawia wskazania kierującego, ITD kieruje sprawę do sądu. Zgodnie z art. 78 ust. 4 prawa o ruchu drogowym właściciel lub posiadacz pojazdu jest obowiązany wskazać na żądanie uprawnionego organu, komu powierzył pojazd w oznaczonym czasie, chyba że ten został np. skradziony. Odmowa wskazania lub brak odpowiedzi może skutkować wystawieniem mandatu w wysokości 500 zł.

Co zrobią inne sądy

Artur Wdowczyk prosił sąd, by ten przedstawił pytanie prawne o ocenę zgodności z konstytucją powyższego przepisu, ale skład orzekający stwierdził, że ITD w ogóle nie ma uprawnień, by takie wnioski kierować do sądu. Brakuje do tego umocowania ustawowego.
Choć w Polsce nie istnieje system prawa precedensowego, to według adwokata kierowcy, którzy mają podobne sprawy, mogą się powoływać na ten kazus.
– Sąd może wziąć go pod uwagę, ale nie musi. W związku z tym, że był to wyrok sądu rejonowego, a więc pierwszej instancji, to trudno się spodziewać, by sędziowie automatycznie podzielali ten punkt widzenia – mówi dr Monika Zbrojewska z Instytutu Prawa Karnego Uniwersytetu Łódzkiego. – W tych sprawach, w których już zapadły prawomocne wyroki, bez wątpienia nie ma podstaw do ich wzruszenia i przeprowadzenia kasacji – dodaje.
Natychmiast na wyrok sądu zareagował główny inspektor transportu drogowego twierdząc, że takie umocowanie posiada.
– Inspekcja działa na podstawie danych nam uprawnień. W myśl art. 56 ust. 2 ustawy o transporcie drogowym (t.j. Dz.U. z 2007 r. nr 125, poz. 847 z późn. zm.) inspektor ma prawo prowadzenia czynności wyjaśniających w sprawach o wykroczenia, kierowania do sądu wniosków o ukaranie oraz udziału w rozprawach przed sądami powszechnymi w charakterze oskarżyciela publicznego – zapewnia Jan Mróz, rzecznik GITD.

RPO też ma wątpliwości

Nie tylko stołeczny sąd ma wątpliwości co do podstaw prawnych działań ITD. W październiku rzecznik praw obywatelskich zakwestionował regulację prawną, na podstawie której ITD gromadzi, przetwarza, udostępnia i usuwa dane oraz obrazy pojazdów naruszających przepisy ruchu drogowego.
W wystąpieniu do ministra transportu, budownictwa i gospodarki morskiej zwrócił uwagę na brak przepisów regulujących tryb wykonywania tych zadań przez ITD, ponieważ sposób gromadzenia i udostępniania informacji o jednostce powinien być, zgodnie z konstytucją, określony na poziomie ustawy.