Samorządowych Kolegiów Odwoławczych jest 49 – po jednym w każdym dawnym województwie. Efekt jest taki, że w niektórych na załatwienie sprawy czeka się nawet kilka lat, a w innych zaległości w ogóle nie ma.
Zadania samorządowego kolegium odwoławczego / DGP
Przez 13 lat, od reformy administracyjnej 1999 roku, nikt nie przeprowadził racjonalnej reformy SKO i nie dostosował ich struktury do obecnego podziału kraju na 16 województw. Efekt?
Kolegia w dużych miastach są skrajnie przeciążone. Najgorzej jest w warszawskim SKO, gdzie stan opóźnień to dziś 19 tys. spraw czekających na rozpatrzenie. Największym problemem są aktualizacje opłat za użytkowanie wieczyste – tu opóźnienia wynoszą ponad 11 tys. spraw.

Problem z aktualizacją

Zgodnie z przepisami do rozstrzygnięcia sprawy podwyżki opłat za użytkowanie wieczyste konieczne jest przeprowadzenie rozprawy. A w warszawskim SKO jest tylko jedna sala, którą można wykorzystać w tym celu.
– Stan administracyjnych spraw niezakończonych się nie zmienia, przybywa natomiast spraw cywilnych, czyli tych z zakresu aktualizacji opłat za użytkowanie wieczyste – przyznaje Tomasz Podlejski, prezes SKO w Warszawie.
– Jeśli dziś wpłynie wniosek dotyczący aktualizacji opłaty, to może on czekać na rozprawę nawet rok. Czeka się de facto na wolną salę – dodaje prezes.
W 2010 r. na jednego członka etatowego SKO w Warszawie przypadało 201 takich spraw rocznie, natomiast np. w Suwałkach – 1,5, w Białej Podlaskiej – 2,2 sprawy z tego zakresu.
– Rozprawa niewiele w praktyce do sprawy wnosi. Służyłaby swoim celom, gdyby inna była postawa organów właścicielskich – Skarbu Państwa lub miasta. Wtedy można byłoby zawrzeć na rozprawie ugodę. Ale obecnie, jeśli pełnomocnik właściciela pojawia się na rozprawie, to na ogół nie ma pełnomocnictwa do zawierania ugód – wskazuje prezes Podlejski.

Trzeba na nowo rozważyć sens istnienia kolegiów we wszystkich 49 miastach

W Warszawie długo czeka się także na załatwienie sprawy administracyjnej: średnio 109 dni. Najkrócej w sprawach dotyczących koncesji na sprzedaż alkoholu – ok. 47 dni, oraz pomocy społecznej – 68 dni. Prezes stołecznego kolegium przekonuje, że istnieje skrajna nierównowaga, jeśli chodzi o stan obciążenia pracą poszczególnych SKO.
– Są kolegia, do których rocznie na członka przypadają 34 sprawy administracyjne, a u nas – 251 – podaje Podlejski.
– U nas sprawy są załatwiane terminowo. Przekroczenie terminów mogło się zdarzyć tylko wyjątkowo i zawsze wynikało z okoliczności danej sprawy. Nie ma więc problemu składania skarg na bezczynność – mówi Beata Latkiewicz z SKO w Krośnie.
Do warszawskiego kolegium w tym roku wpłynęło już 67 skarg na bezczynność lub przewlekłość postępowania.

Mało etatów

Głównym powodem opóźnień są braki kadrowe. Prezes warszawskiego SKO ocenia, że brakuje mu 25 etatów.
– W Warszawie pracuje 37 etatowych członków SKO, plus prezes i wiceprezes, oraz 42 członków pozaetatowych. Na członków etatowych do końca sierpnia przypada średnio ok. 161 spraw na osobę. Rocznie jeden taki członek kolegium rozstrzyga ok. 250 spraw – wylicza prezes SKO.
W przypadku członków pozaetatowych do końca sierpnia wpłynęło ok. 2,1 tys. spraw, czyli 54 na osobę. Wynagrodzenie w ich przypadku zależy od liczby przydzielonych im spraw. Ale część członków pozaetatowych choćby chciała, nie może przyjąć więcej spraw z racji zatrudnienia w innym miejscu. Zasadniczym problemem są więc pieniądze. A raczej ich brak.
– Jestem w tym przypadku ograniczony limitami przyznanymi przez ministra finansów. Jeszcze nigdy nie dostaliśmy tyle, ile potrzebujemy. Teraz kłopoty z wypłatami dla członków pozaetatowych zaczynają się już w maju – dodaje prezes warszawskiej placówki.
Środki dodatkowe otrzymał w lipcu. Wystarczyło to na wynagrodzenia do października. Teraz SKO w Warszawie ponownie zwróciło się o przekazanie środków z rezerwy.



Odłożona reforma

Półtora roku temu problemem chaosu w samorządowych kolegiach zajęła się Najwyższa Izba Kontroli.
– Konkluzja raportu sprawdzała się do tego, że trzeba ponownie rozważyć sens istnienia kolegiów we wszystkich 49 dawnych miastach wojewódzkich. Zdaniem NIK taka struktura jest nieprawidłowa, bo kadry są rozproszone – wskazuje Tomasz Podlejski.
Podział terytorialny się zmienił, a my mamy strukturę SKO jak za pierwszego sekretarza Gierka.
– Trzeba się zastanowić nad kwestią zasadniczą: czy rzeczywiście w obecnym czasie potrzebujemy instancji odwoławczej w stosunku do decyzji podejmowanych w samorządzie. Rodzą się takie pomysły, aby w ogóle SKO zlikwidować. Wówczas od decyzji wydanej np. w imieniu burmistrza stronie przysługiwałoby nie odwołanie, lecz wniosek do tegoż burmistrza o ponowne rozpatrzenie sprawy – wskazuje jednak prof. Michał Kulesza, partner w Kancelarii Domański Zakrzewski Palinka, a w latach 90. współautor polskich reform administracyjnych i samorządowych.
Jego zdaniem byłaby to znacznie krótsza procedura, choć zazwyczaj organ, który wydał decyzje, niechętnie by ją zmieniał.
– Ale na końcu stronie i tak przysługiwałoby prawo wniesienia sprawy do sądu administracyjnego a potem kasacji do NSA – dodaje prof. Kulesza.
– Jestem zwolennikiem tej ścieżki, ale nie można przy tym stracić kadr z SKO. To bardzo doświadczeni ludzie, którzy powinni zasilić sądy administracyjne – podpowiada ekspert.
Należałoby jego zdaniem rozważyć także, czy nie zmienić roli sądu administracyjnego w I instancji tak, aby mógł w sprawie niebudzącej wątpliwości wydawać decyzje reformatoryjne, czyli zmieniające rozstrzygnięcie urzędnika, a nie jedynie odsyłać sprawę do ponownego rozpatrzenia.
– Zgadzam się, że dziś podstawowym problemem jest niezgodność struktury i organizacji SKO z podziałem administracyjnym kraju. SKO powinny działać w skali województwa, a więc powinno być ich 16. Ale dla wygody mieszkańców powinny zostać zachowane zespoły – około 50 – orzekające w terenie – dodaje administratywista.
Jego zdaniem taka zmiana poprawiłaby jakość orzecznictwa, przyczyniając się do większej jego jednolitości. Utrzymanie nowego systemu byłoby też tańsze, bo eliminowałoby dodatkową obsługę księgowo-administracyjną. Można byłoby też dokonywać ruchów kadrowych i przesuwać członków kolegium w miejsca najbardziej obciążone pracą.
– Ale na dziś nie należy robić pochopnych ruchów i bez docelowej koncepcji przekształcać struktury SKO. Nie można wywracać wszystkiego do góry nogami, dopóki nie rozstrzygniemy, czy w ogóle ma sens zachowanie SKO. Dopasowanie liczby kolegiów do liczby obecnych województw nie zmieni tak naprawdę stanu ich obciążenia – dodaje prof. Kulesza.