Mamy standardy Rady Europy, w szczególności kodeks dobrej administracji. Nie mówimy więc o tym w kategoriach filozoficznych czy życzeniowych, że dobrze byłoby tak postępować, tylko o standardach prawnych, których powinniśmy się domagać - twierdzi Hubert Izdebski.
Wspólnie z rzecznikiem praw obywatelskich prowadzimy akcję „Pisać po ludzku” skierowaną do wszystkich, którzy tworzą dla petentów pisma urzędowe. Jakie znaczenie ma sporządzenie dokumentów w taki sposób, aby były zrozumiałe dla zwykłego obywatela?
Dotykamy kwestii komunikowania się władzy ze społeczeństwem, na którą zwraca uwagę m.in. prof. Ewa Łętowska. Jeśli władza decyduje o czymś, czy wydaje w imieniu Rzeczypospolitej wyrok, to musi się wytłumaczyć, dlaczego w taki sposób postępuje. Akurat jeśli chodzi o kodeks postępowania administracyjnego, który obok Ordynacji podatkowej stanowi podstawę wydawania większości decyzji, to uzasadnienie musi prawne i faktyczne.
Prawne, ponieważ mamy zasadę legalizmu i trzeba wykazać na jakiej podstawie prawnej została decyzja wydana. Natomiast uzasadnienie faktyczne musi być nie tyle opisem faktów, ile przede wszystkim wskazaniem, jak stwierdzone w toku postępowania administracyjnego fakty mają się do prawa. I komunikatywność w tym względzie wypływa niejako z kodeksu postępowania administracyjnego.
Ten opis faktyczny można przedstawić językiem prostym, w sposób bardziej zrozumiały niż jest to praktykowane?
Powinien być zrozumiały dla odbiorcy, ale określone wyrażenia muszą być stosowane zgodnie z definicjami legalnymi. Można jednak coś napisać w sposób niezrozumiały nawet dla tego, kto pisze, i można to zrobić w sposób zrozumiały dla wszystkich. Jest obowiązek pisania w sposób zrozumiały dla stron. Nie może być tak, że język prawniczy jest zrozumiały tylko dla prawników, a dla osób postronnych już nie.
Zdarza się, a mam już ładnych parę dziesiątków lat praktyki prawniczej, że nie jestem w stanie zrozumieć, co szanowny organ ma na myśli. W większym stopniu problem dotyczy uzasadnień wyroków sądów administracyjnych. Już kilka razy zdarzyło mi się, że klient po usłyszeniu sentencji motywów wyroku zadawał pytanie: wygraliśmy, czy przegraliśmy. Laik może nie wiedzieć, co wynika z samej sentencji wyroku i ma do tego prawo. Ale jeśli po ustnym uzasadnieniu dalej tego nie wie, to coś tu jest nie tak.
Czy urzędnicy trzymają się języka formalnego, by nie popełnić błędów, jeśli to samo spróbowaliby przełożyć na język potoczny?
Niekoniecznie, to jest dla nich po prostu język. Jeśli weźmiemy decyzję i uzasadnienie z zakresu prawa telekomunikacyjnego, to zobaczymy, że ta jest najeżona żargonem specjalistycznym. Nie dlatego, żeby strona nie zrozumiała, bo stroną jest operator, który też zna ten żargon.
Ale jak przeczyta to zwykły Kowalski, to stwierdzi, że w ogóle nie wie, o co chodzi. Powstaje pytanie, czy argumentacja organu ma być zrozumiała tylko dla stron, czy dla szerszej publiczności. Najlepiej, by było to zrozumiałe dla przeciętnego odbiorcy.
Czy w decyzji administracyjnej dotyczącej np. warunków zabudowy trzeba trzymać się sformułowań typu: nieruchomość gruntowa? Czy nie można napisać np.: działka?
A to nie zawsze to samo. Trzeba używać terminów ustawowych, ale wyjaśnić, co to znaczy. Jeśli działka, to w takim i takim rozumieniu, a nie w rozumieniu art. 5 jakiejś tam ustawy, bo to tłumaczenie rzeczy niezrozumiałej przez niezrozumiałą. To wszystko łączy się z prawem do dobrej administracji: ta ma działać sprawnie, skutecznie, efektywnie, obiektywnie, zgodnie z zasadą równości, proporcjonalności itd.
Ale ma również tłumaczyć, dlaczego działa tak, a nie inaczej. My mamy prawo do dobrej administracji, które jest jednym z praw człowieka i obywatela. Czyli administracja ma obowiązek tłumaczenia w sposób dostosowany do zdolności pojmowania może nie każdego Kowalskiego, bo zawsze się znajdzie taki, który nic nie zrozumie, ale do takiego przeciętnego, który potrafi czytać i umie to robić ze zrozumieniem.
To jest nasze prawo pośrednio wypływające z art 41 Karty praw podstawowych. Mamy standardy Rady Europy, w szczególności kodeks dobrej administracji, który przedstawiciele RP przyjęli. Nie mówimy więc o tym w kategoriach filozoficznych czy życzeniowych, że dobrze byłoby tak postępować, tylko o pewnych standardach prawnych, których powinniśmy się domagać.
Lepiej dodawać, niż implementować
Prosimy czytelników, by przesyłali nam przykłady zagmatwanych urzędniczych pism (e-mail: pisacpoludzku@infor.pl). Pokażemy, jak można napisać je zrozumiałym językiem. Dziś odpowiedź resortu zdrowia na pytanie RPO o kartę ubezpieczenia zdrowotnego. Resort chce, by uprawnienia pacjenta można było potwierdzać online, korzystając z dowodu osobistego z elektronicznym czipem. Oto fragment pisma z ministerstwa: „Ustawa o dowodach przewiduje dodatkową przestrzeń do implementacji funkcjonalności związanych z kartą ubezpieczenia zdrowotnego, tj. dokonywania potwierdzenia wykonania świadczenia oraz potwierdzenia uprawnień do korzystania ze świadczeń. (...) Zadaniem NFZ będzie jedynie przygotowanie dedykowanej aplikacji instalowanej na karcie”.
Bardziej zrozumiale byłoby tak: „Ustawa o dowodach przewiduje możliwość dodania funkcji do elektronicznego dowodu osobistego, która pozwoli mu pełnić także rolę karty ubezpieczenia zdrowotnego. Dowód z chipem mógłby służyć do potwierdzania, czy pacjent ma ważne ubezpieczenie zdrowotne, oraz do rejestracji wykonanych przez lekarza świadczeń. (...) Zadaniem NFZ będzie jedynie przygotowanie specjalnego programu, który pozwoli na działanie opisanych powyżej funkcji”.