Nowe prawo proponowane przez głównego inspektora transportu drogowego ma dwa cele: Polska stanie się radarową republiką, kierowcy zostaną potraktowani łagodniej, ale za to kara za przekraczanie prędkości będzie nieuchronna.
Statystyki wskazują, że na polskich drogach ginie codziennie 11 osób / DGP
Główne założenia proponowanych zmian są takie:
● Będzie można uniknąć punktów. Jeśli fotoradar uwieczni samochód i właściciel dostanie zawiadomienie o popełnieniu wykroczenia, będzie mógł w ciągu 21 dni dobrowolnie uiścić karę. Wtedy inspekcja nie sprawdzi, kto był sprawcą, więc nie będzie punktów karnych. Jeśli to zrobi w terminie, dostanie 20-proc. upust.
● Jeśli w ciągu 12 miesięcy na właściciela pojazdu nałożone zostaną kary za trzy naruszenia (lub jeśli kwota tych kar przekroczy 1,2 tys. zł), to przez kolejny rok każde nowe przewinienie będzie go kosztowało podwójnie.
● Kierowcy będą mogli obejrzeć zdjęcia z fotoradaru przez internet. Do tej pory jeśli chcieli się z nimi zapoznać, musieli najpierw odmówić przyjęcia mandatu i zgodzić się na skierowanie sprawy do sądu rejonowego. Teraz na zawiadomieniu otrzymają unikalny login i hasło, które pozwolą obejrzeć fotografię w wersji elektronicznej.
Jak twierdzi główny inspektor transportu drogowego Tomasz Połeć, obecny tryb postępowania, oparty na przepisach z lat 70., przestał być wydolny. – Przez wiele miesięcy trwa dochodzenie, kto faktycznie kierował pojazdem. To z kolei często kończy się umorzeniem postępowania – mówi w rozmowie z DGP. Zaznacza też, że w przypadku sieci fotoradarów nakładanie punktów karnych stało się fikcją. W sieci kwitnie handel punktami, które za opłatą przejmują od sprawców zupełnie postronne osoby.
Propozycje GITD budzą sprzeciw funkcjonariuszy policji. – Punkty karne są głównym straszakiem. Nie możemy wprowadzać uproszczeń. Polskie prawo nie polega na organizowaniu promocji – komentuje podinsp. Robert Piwowarczyk ze śląskiej drogówki.



Jeszcze w tym miesiącu na drogi wyjedzie kolejnych 29 nieoznakowanych aut GITD wyposażonych w wideorejestratory

Choć Główny Inspektorat Transportu Drogowego chce w kilku aspektach pójść kierowcom na rękę, to jednak jest już niemal pewne, że uniknięcie mandatu wkrótce będzie graniczyło z cudem.
W pierwszym kwartale 2013 r. będzie już aktywnych 375 fotoradarów (do niedawna było ich zaledwie 75) i wdrażany będzie system odcinkowego pomiaru prędkości. Takie rozwiązania wprowadzono w Hiszpanii, we Włoszech i Francji.
Jak wskazuje Tomasz Połeć, szef GITD, zaproponowane zmiany mogłyby przyspieszyć rozliczanie się z kierowcami, a także pozwoliłyby uniknąć paraliżu wymiaru sprawiedliwości. Dzisiaj bowiem wielu prowadzących robi wszystko, by mandatów nie płacić. Błahe sprawy tym samym blokują sądy, bo to ostatecznie tam GITD próbuje wyegzekwować nałożone na kierowców kary.
Uproszczenie procedur jest konieczne, bo od 2013 r. każdego dnia 375 radarów będzie robić ok. 24 tys. zdjęć. Jeśli choć połowa z nich trafi do sądu z powodu niewskazania osoby kierującej, nie ma szans, by polski wymiar sprawiedliwości poradził sobie z taką liczbą spraw.
Jak propozycje GITD komentują eksperci? – Z jednej strony to dobra droga do ukrócenia procederu handlu punktami oraz szybszego i skuteczniejszego ściągania mandatów. Z drugiej zdarzą się bogatsi kierowcy, którzy będą płacić za przywilej szybszej, niebezpiecznej jazdy. Do tej pory to punkty karne były głównym straszakiem – twierdzi Bartłomiej Morzycki, prezes organizacji Partnerstwo dla Bezpieczeństwa Drogowego.
Właśnie na zmianę mentalności kierowców liczą inspektorzy. Chodzi o to, by kierowca miał przeświadczenie, że każdy radar może zrobić mu zdjęcie, każdy samochód jadący za nim może być nieoznakowanym patrolem policji lub GITD, a kara będzie nieuchronna i prosta do rozliczenia.
Podobne zmiany przepisów (np. zniżki na mandatach) przyjęły inne państwa wdrażające automatyczny nadzór nad ruchem drogowym, m.in. Francja, Hiszpania czy Włochy. W efekcie w latach 2001 –2009 liczba ofiar śmiertelnych wypadków drogowych we Francji spadła o prawie 48 proc., a we Włoszech o 40 proc. Polska od lat zajmuje czołowe miejsce w tragicznych statystykach drogowych. Rocznie na polskich drogach ginie ponad 4 tys. osób. W 2011 r. w wypadkach zginęło tyle osób, ile przeciętnie mieści się w 8 samolotach Boeing 747 czy w 82 autokarach.