Rząd proponuje, by kwestie naruszeń prawa przez tę grupę zawodową przenieść na grunt sądownictwa powszechnego. Miałoby to zdyscyplinować śledczych. Na razie są oni traktowani pobłażliwie.
Kary dla śledczych / DGP
Afera z Amber Gold w tle, która odsłoniła zaniedbania śledczych, jednocześnie utwierdziła rządzących w przekonaniu o konieczności dokonania gruntownych zmian w instytucji prokuratury. Jednym z postulatów do zrealizowania jest zwiększenie skutecznego egzekwowania odpowiedzialności dyscyplinarnej wśród śledczych.

Łagodne dyscyplinarki

Zgodnie z obowiązującą ustawą z 20 czerwca 1985 r. o prokuraturze (t.j. Dz.U. z 2011 r. nr 270, poz. 1599 z późn. zm.) odpowiedzialnością zawodową śledczych w pierwszej instancji zajmuje się sąd dyscyplinarny przy prokuratorze generalnym.
Orzeka w sprawach przewinień służbowych – rażącego naruszenia prawa czy postępowania niezgodnego z godnością urzędu prokuratora. W skład sądu wchodzą śledczy wybierani na czteroletnią kadencję przez zgromadzenie prokuratorów złożone z przedstawicieli jednostek apelacyjnych, okręgowych i rejonowych.
Taki tryb wyboru rodzi zarzuty, że przy podejmowaniu decyzji członkowie sądu kierują się źle rozumianą korporacyjną solidarnością.
Statystyki pokazują, że w ostatnich latach nie zmieniają się dwie rzeczy.
Po pierwsze stabilnie kształtuje się liczba rozpatrywanych spraw (ok. 40 – 50 rocznie).
Po drugie wyraźnie widać, że sąd niezwykle rzadko sięga po najostrzejsze kary. Na przestrzeni ostatnich trzech lat w efekcie ponad 130 postępowań dyscyplinarnych ze służby wydalono zaledwie pięciu prokuratorów. Niewiele więcej zastosowano kar nagany czy – dotkliwego z praktycznego punktu widzenia – przeniesienia do innego miejsca pracy. O wiele chętniej prokuratorom, którym zarzucono naruszenie obowiązków zawodowych, udzielano upomnienia – w ubiegłym roku w ten sposób zakończyła się średnio co trzecia sprawa.
Łagodne oblicze sądownictwa dyscyplinarnego wzmacnia działalność instytucji odwoławczej, również złożonej z samych śledczych. W 2011 r. odwoławczy sąd dyscyplinarny zakwestionował wynik 19 spraw rozpatrzonych przez I instancję, z czego aż 14 z nich w sposób korzystny dla oskarżonych o zaniedbania śledczych.
Obecnie jedynym łącznikiem pomiędzy sądownictwem dyscyplinarnym a powszechnym jest instytucja kasacji, z którą ukarany prokurator może wystąpić do Sądu Najwyższego. To jednak mechanizm stosowany w wyjątkowych sytuacjach, dlatego zewnętrzna kontrola nad dyscyplinarkami śledczych pozostaje szczątkowa i niewystarczająca. Wkrótce może się to zmienić.



Zalecenie rewolucji

W toku trwających obecnie prac nad nowelizacją ustawy o prokuraturze Rada Ministrów przedstawiła Ministerstwu Sprawiedliwości zalecenie opracowania rozwiązania rewolucjonizującego obecny model sądownictwa dyscyplinarnego. Miałoby ono bowiem, choć częściowo, zostać przeniesione na grunt sądownictwa powszechnego. Zmiany nie objęłyby pierwszej instancji, która wciąż składałaby się ze śledczych. Natomiast rolę drugiej instancji miałyby przejąć albo sądy apelacyjne, albo Sąd Najwyższy, a więc ciała niezależne od prokuratury i jej pracowników, o których winie miałyby decydować.
Resort sprawiedliwości nazywa takie rozwiązanie nowatorskim. Na pewno jest takim na gruncie polskiego prawa. Za granicą nie jest jednak nowością. Funkcjonuje w Stanach Zjednoczonych, gdzie sprawami dyscyplinarnymi zajmują się stanowe sądy najwyższe.
– Proponowane przez nas regulacje pozwalają na weryfikację sprawności postępowania wewnątrzkorporacyjnego – tłumaczy Wioletta Olszewska z biura prasowego ministerstwa.
Jednocześnie przypomina, że na konieczność wprowadzenia takiego modelu już wcześniej zwracał uwagę prokurator generalny Andrzej Seremet. Teraz nie komentuje on jednak sprawy. Na ocenę, mimo kilkukrotnych próśb z naszej strony, nie zdecydował się również jego rzecznik.
Chętnie robią to inni, ale zdania są podzielone. Najbardziej krytycznie do pomysłu odnosi się Związek Zawodowy Prokuratorów i Pracowników Prokuratury RP.
– Byłby to jedyny przypadek, żeby sądownictwo dyscyplinarne jednej grupy zawodowej przekazywać innej, nieznającej do końca mechanizmów funkcjonowania i kulisów pracy prokuratora – zauważa wiceprzewodniczący związku Jacek Skała.
Z takim podejściem stanowczo nie zgadza się Karolina Kremens z Wydziału Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego.
– Za nietrafny uważam argument, że tylko składy orzekające złożone ze śledczych zapewniają dobre orzecznictwo w sprawach dyscyplinarnych, bo tylko oni znają kulisy pracy prokuratorów. Skoro sądy powszechne mogą zajmować stanowiska i wydawać orzeczenia w najróżniejszych sprawach karnych czy cywilnych, nie znając zawiłości danego tematu, to nic nie stoi na przeszkodzie, by sędziowie orzekali w stosunku do zaniedbań śledczych, mimo że nie mają związku z prokuraturą – przekonuje prawniczka.
Gorącym orędownikiem zmiany jest również adwokat prof. Jan Widacki.
– Argumenty są oczywiste: przynajmniej druga instancja postępowania dyscyplinarnego będzie w rękach niezawisłych sędziów, a nie kolegów prokuratorów – mówi w rozmowie z DGP.
I przypomina, że proponowane modyfikacje prawdopodobnie doprowadziłyby do wprowadzenia zasady jawności w utajnianych obecnie postępowaniach, dzięki czemu zostaną one poddane kontroli opinii publicznej.
– Ograniczyłoby to możliwości ukrywania niezasadnych orzeczeń – dodaje Kremens.
Co prawda, zmiany dotyczyłyby jedynie drugiej instancji, ale zdaniem ekspertów mogłoby to korzystnie wpłynąć na cały system prokuratorskich dyscyplinarek. Sądy powszechne, rozpatrując odwołania, będą wszak oceniać decyzje wydane przez śledczych w sądzie dyscyplinarnym. Powinno to wymusić na nich rzetelne działanie, by ich decyzje nie były podważane.
– Pozwoliłoby to na uniknięcie sytuacji, w której prokuratorzy orzekający w pierwszej instancji być może starali się wyciszyć niektóre problemy i zakończyć postępowanie pozytywnie dla obwinionego. Zmiany gwarantowałyby także prawo bycia osądzonym przez niezawisły sąd. Ten przymiot trudno przypisać prokuratorskim składom orzekającym – tłumaczy Kremens.
Nasi rozmówcy są zgodni co do jednego: najważniejszą kwestią jest to, jak opisywane zmiany zostałyby wbudowane w szerszą reformę prokuratury.
– Sądownictwo dyscyplinarne dla prokuratorów wymaga całościowego uregulowania, gdyż ta część przepisów, która obecnie obowiązuje, jest niejasna, budzi poważne problemy interpretacyjne. Jeśli więc reforma ma polegać tylko i wyłącznie na zmianie podmiotu uprawnionego do rozpatrywania odwołań od orzeczeń I instancji, to należy spodziewać się, że kłopoty, które dziś przyczyniają się do przewlekłości postępowań i czasem niesłusznych orzeczeń, nie znikną – twierdzi Małgorzata Bednarek, prezes Niezależnego Stowarzyszenia Prokuratorów „Ad Vocem”.
Jej zdaniem wiele problemów wynika z tego, że w przypadku postępowania dyscyplinarnego prokuratorów ustawodawca, zamiast konkretami, zbyt często posługuje się zwrotem „przepisy kodeksu postępowania karnego stosuje się odpowiednio”.

Jest jeszcze niezależność

Na drodze do wprowadzenia w życie opisywanych propozycji może jednak stanąć zasada niezależności prokuratury. Rada legislacyjna przy premierze, opiniując ostatnio propozycje pozostałych zmian w systemie egzekwowania odpowiedzialności dyscyplinarnej prokuratorów, wskazała, że wyrazem personalnego wymiaru niezależności prokuratora jest odpowiednie uregulowanie reguł ponoszonej przez niego odpowiedzialności.
„Wydaje się, że istotą tego typu postępowań jest możliwość samodzielnego decydowania – w ramach danej grupy zawodowej – o zaistnieniu przesłanek wszczęcia tego typu postępowań. W takiej sytuacji powinno się unikać ingerencji organów zewnętrznych, które w świetle obowiązujących rozwiązań normatywnych nie sprawują nadzoru nad działalnością prokuratury” – czytamy w opinii rady z 14 września.
Przywołany dokument dotyczył pomysłu przyznania ministrowi sprawiedliwości inicjatywy wszczynania postępowań dyscyplinarnych przeciwko prokuratorom wraz z prawem do zaskarżania wydanych w czasie ich trwania orzeczeń. Istnieje ryzyko, że z podobnym argumentem zderzy się projekt przeniesienia części postępowań dyscyplinarnych na grunt sądownictwa powszechnego.