Rząd rozpoczął prace nad propozycjami, które mają zamknąć rynek zamówień publicznych dla firm spoza Unii Europejskiej. Eksperci wskazują jednak, że taki zakaz będzie łatwo obejść.
Co jeszcze zmieni się w zamówieniach publicznych / DGP
W piątek Sejm uchwalił nowelizację przepisów, która pozwoli wykluczać z wszystkich polskich przetargów firmę COVEC z powodu zerwania z nią kontraktu na budowę autostrady A2. Inni chińscy przedsiębiorcy bez przeszkód będą mogli starać się o publiczne zlecenia. Jednak już niedługo. Sytuację ma bowiem zmienić kolejna nowela, nad której założeniami rozpoczął właśnie prace rząd.
Jedną z propozycji jest wprowadzenie preferencji unijnych. Oznaczałyby one, że przedsiębiorcy z państw spoza Unii Europejskiej, Europejskiego Obszaru Gospodarczego oraz tych, z którymi nasz kraj albo UE mają zawarte specjalne umowy, nie będą mogli uczestniczyć w polskich przetargach. Firmy ze Szwajcarii czy nawet Meksyku i Chile nadal mogłyby starać się o polskie zamówienia, gdyż wiążą nas z nimi umowy. Ale chińskie już nie.
– Celem tego przepisu nie ma być dyskryminacja żadnych krajów. Raczej chodzi o zapewnienie równowagi. Jeśli my otwieramy rynek zamówień publicznych na wykonawców z innych państw, to dlaczego nasze firmy nie mogą liczyć na podobne traktowanie?
Nowa regulacja da więc instrument rządowi do szerszego otwarcia innych rynków dla naszych przedsiębiorców na zasadach wzajemności – mówi Jacek Sadowy, prezes Urzędu Zamówień Publicznych, który przygotował założenia.

Komisja też myśli

Propozycja z oczywistych względów cieszy polskich i unijnych przedsiębiorców. Druga strona, czyli Chińczycy, uważa ją za ograniczanie konkurencyjności.
– Każda próba zamykania rynku zamówień publicznych jest działaniem antykonkurencyjnym i w konsekwencji musi oznaczać wzrost cen i spadek jakości usług, co w ostatecznym rozrachunku odbije się na nas, konsumentach – komentuje Marek Frydrych, reprezentujący China National Electric Engineering Corporation, firmę walczącą o polskie zamówienia w energetyce.
Z kolei prawnicy zastanawiają się, czy nowe przepisy będą wystarczająco skuteczne.
– Jeśli decydować ma usytuowanie siedziby firmy, to obawiam się, że łatwo będzie je obejść. Założenie spółki w jednym z krajów Unii Europejskiej jest proste, a miejsce pochodzenia kapitału może być dowolne. A wtedy mamy już do czynienia z europejskim przedsiębiorcą – zwraca uwagę Hubert Tański, radca prawny w kancelarii CMS Cameron McKenna.
Chociaż preferencje europejskie mają być regułą, to przy niektórych przetargach będzie można z nich zrezygnować.
– Przykładowo jeśli rynek unijny będzie w danym zakresie ograniczony, a wiadomo byłoby, że np. wykonawcy z innych krajów posiadają innowacyjne technologie potrzebne zamawiającemu, to będzie on mógł zezwolić na składanie przez nich ofert – tłumaczy prezes Sadowy.
Polska nie jest osamotniona w próbach ograniczenia dostępu do rynku chińskim firmom. Jak informował niedawno DGP, prace nad stosownymi regulacjami kończy właśnie Komisja Europejska. Nalegają na to m.in. niemieckie organizacje skupiające budowlańców, które z niepokojem patrzą na ekspansję Chińczyków w Bułgarii czy na Węgrzech.



Mniej biurokracji

Preferencje europejskie to jedna z wielu proponowanych zmian. Ich spora część ma zachęcić firmy do startowania w przetargach. Zachęta taka rzeczywiście wydaje się potrzebna, gdyż jesteśmy na trzecim miejscu od końca w UE pod względem liczby składanych ofert.
Sporo wciąż jest przetargów, w których pojawia się jeden tylko zainteresowany, a to oznacza brak konkurencji. Zachętą dla przedsiębiorców ma być likwidacja wymogów biurokratycznych. Na etapie przetargu nie musieliby oni składać dokumentów potwierdzających spełnianie warunków – wystarczyłoby ich oświadczenie.
– Dopiero po wyborze oferty zwycięski wykonawca musiałby przedstawiać komplet dokumentów. Z jednej strony usunięto by barierę zniechęcającą do przystępowania do postępowania, z drugiej zaś wykonawca z najlepszą ofertą miałby większą motywację, by złożyć wymagane dokumenty, bo będzie już wiedział, że ma kontrakt w garści – tłumaczy propozycje Jacek Sadowy.
Propozycja ta cieszy praktyków.
– Zdobywanie tych zaświadczeń wymaga czasu i pieniędzy. Dla firm byłoby więc sporym ułatwieniem, gdyby na etapie przetargu mogły poprzestać na samych oświadczeniach – mówi Hubert Tański.
Co jednak, jeśli okaże się, że zwycięski wykonawca nie spełnia warunków? Wówczas o dokumenty zostanie poproszona firma, która złożyła drugą w kolejności ofertę. Jeśli zaś ona także nie spełni wymagań, przetarg będzie unieważniany.
O tym, czy firmy mogą poprzestać na samych oświadczeniach, decydować będą urzędnicy odpowiedzialni za przetargi. Pojawia się więc pytanie, czy będą chcieli korzystać z nowej możliwości.
– Obawiam się, że w pierwszym okresie mogą nadal wymagać wszystkich dokumentów. Mam jednak nadzieję, że z czasem zorientują się, że pozwala to także im zaoszczędzić sporo czasu, bo łatwiej jest sprawdzić dokumenty jednej firmy niż wielu – ocenia Hubert Tański.

Wszystko w sieci

Kilka dni wcześniej UZP przekazał do Rady Ministrów inny dokument – projekt planu informatyzacji zamówień publicznych. Jego cel to pełna elektronizacja przetargów. Mają się one odbywać od początku do końca w internecie. Aby realizacja tych zamierzeń była możliwa, potrzebne będzie nie tylko stworzenie nowego systemu, ale przede wszystkim zmiana prawa. I to właśnie jest kolejną częścią przygotowanych założeń nowelizacji.
Ma ona znieść zasadę pisemności przetargu. Dzisiaj, nawet gdy zamawiający wybierze elektroniczną formę porozumiewania się z przedsiębiorcami, to zawsze jest zobligowany do przyjmowania wniosków czy oświadczeń na piśmie. Oferta też musi mieć formę papierową.
Ograniczenia te mają być usunięte tak, aby cały przetarg mógł toczyć się w sieci. Ostatnim etapem, po testach działania systemu, ma być wprowadzenie obowiązku udzielania zamówień w formie elektronicznej. Zarówno urzędnicy, jak i przedsiębiorcy zostaliby zmuszeni do rezygnacji z papieru. Czy jesteśmy już na to gotowi?
– W sensie technicznym tak. Nawet jeśli dzisiaj jeszcze nie w pełni, to za kilka lat, kiedy ruszą e-zamówienia, już na pewno będziemy – uważa dr Włodzimierz Dzierżanowski, prezes Grupy Doradczej Sienna.
– Problem może stanowić mentalne przestawienie się z papierowych dokumentów na elektroniczne. Nie ma jednak od tego ucieczki, gdyż e-zamówienia są zwyczajnie szybsze, łatwiejsze i bardziej efektywne. Taka samo jak w korespondencji prywatnej przestaliśmy używać papieru, tak samo będzie i w urzędowej – przewiduje.

UZP sam rozpatrzy

Spore kontrowersje, zwłaszcza wśród zamawiających, wzbudza inna propozycja: likwidacja możliwości zgłaszania zastrzeżeń na wyniki kontroli UZP. Dzisiaj, jeśli organizator przetargu uważa, że kontrolerzy bezpodstawnie kwestionują jego działania, może oddać sprawę do rozstrzygnięcia przez Krajową Izbę Odwoławczą. Postanowienie tej instytucji jest wiążące dla prezesa UZP.
Jeśli uzna ona, że zamawiający nie naruszył prawa, prezes ma związane ręce. „Tymczasem to prezes czuwa nad przestrzeganiem systemu zamówień publicznych, w szczególności dokonuje kontroli procesu udzielania zamówień. Takiego zadania przepisy nie nakładają na KIO. Stąd też są niespójne systemowo” – napisano w uzasadnieniu projektu założeń.
UZP proponuje więc, by to on sam rozpoznawał zastrzeżenia na wyniki kontroli (mieliby się tym zajmować inni pracownicy niż ci, którzy prowadzili kontrolę).
– Łamie to podstawową zasadę nemo iudex in causa sua (nikt nie może być sędzią we własnej sprawie). Samodzielna ocena swoich własnych decyzji przez organ byłaby jej całkowitym zaprzeczeniem.
Z prawnego punktu widzenia to nie pracownicy UZP prowadzą kontrolę, lecz ustawowy organ – czyli prezes UZP. Trudno byłoby również uznać, że pracownicy nie konsultują swoich rozstrzygnięć z prezesem, jak i między sobą – ocenia Arkadiusz Szyszkowski, doktorant w Instytucie Nauk Prawnych PAN.
UZP odpiera te zarzuty, przypominając, że wyniki kontroli nie stanowią decyzji administracyjnej, zawierają jedynie zalecenia, do których organizator przetargu nie musi się stosować. Dla przykładu – jeśli zamawiający nie chce unieważnić umowy zawartej z naruszeniem przepisu, prezes UZP musi występować z pozwem do sądu.