Królewskie zbiory w szwedzkich muzeach, dziesięć obrazów w rosyjskich magazynach, dzieła sztuki rozproszone po całym świecie - pod względem ilości strat wojennych należymy do czołówki. Jak twierdzi prof. Wojciech Kowalski z MSZ, łupieżców wciąż obowiązuje nakaz zwrotu.

Polska zgodnie z prawem międzynarodowym może odzyskać wszystkie zagrabione dobra kultury, a za ich zwrot nie musi płacić - przekonuje w rozmowie z PAP prof. Wojciech Kowalski. Obowiązek restytucji nie jest ograniczony czasem, możemy więc dochodzić praw do cennych obiektów, które zrabowano podczas drugiej wojny światowej i wcześniej.

W ostatnim roku do Polski powróciły dwie akwarele Juliana Fałata, "Pomarańczarka" Aleksandra Gierymskiego, "Murzynka" Anny Bilińskiej-Bohdanowiczowej i "Czaty" Józefa Brandta. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ministerstwo Spraw Zagranicznych prowadzi obecnie kilkadziesiąt spraw o odzyskanie cennych dla polskiej kultury obiektów. Trwają m.in. starania o zwrot dziesięciu obrazów, które po wojnie trafiły do magazynów Muzeum Puszkina w Moskwie.

Pomimo prowadzonych rejestrów, liczba dzieł, które nie powróciły do naszych zbiorów, jest trudna do oszacowania. Najwięcej strat Polska doświadczyła podczas drugiej wojny światowej.

Zgodnie z konwencją haską z 1907 r., dotyczącą praw i zwyczajów wojny lądowej, własność gmin, instytucji kościelnych, dobroczynnych i naukowych, chociażby należących do państwa, ma być traktowana jak własność prywatna. "Wszelkie zajęcie, zniszczenie lub rozmyślna profanacja instytucji tego rodzaju, pomników historycznych, dzieł sztuki i nauki, są zabronione i winny być karane" - zapisano w konwencji.

Według prof. Kowalskiego postanowienie zawarte ponad wiek temu "jak najbardziej działa". Sygnatariuszami konwencji jest kilkadziesiąt państw na świecie. Konwencję haską podpisano z inicjatywy rządu rosyjskiego, który przeczuwał wybuch pierwszej wojny. Carska Rosja, świadoma swojej słabości, obawiała się konfliktu. Zawierając traktat, chciała zmniejszyć ewentualne straty wojenne. Po pierwszej wojnie światowej ZSRS również było stroną tej umowy.

Wielkim pogwałceniem zasad na nieznaną wcześniej skalę, również pod względem grabieży, była druga wojna światowa. "W traktatach pokoju po wojnie też są klauzule restytucyjne, z Polską jednak nikt wtedy traktatu nie zawarł" - podkreślił specjalista. Z tego powodu polskie dobra kultury, wywiezione przez armie niemiecką i sowiecką, rozproszyły się po całym świecie.

Jak przypomniał specjalista, "od 1943 r. rząd emigracyjny w Londynie przygotowywał dokumentację o tym, jakie roszczenia mają się znaleźć w traktacie pokojowym". "Gdyby historia potoczyła się tak, jak się zwykle po wojnach toczyła, to by zapewne doszło do restytucji na podstawie tego traktatu" - powiedział.

Restytucja dóbr kultury nie została definitywnie uregulowana w stosunkach polsko-niemieckich

Po drugiej wojnie światowej nie było traktatu pokojowego, a umowa o partnerstwie i współpracy z 1991 r. w kwestii zwrotu dóbr kultury zaleca rozwiązanie problemu zwrotu dóbr w jedynie ogólnej formule. Ważne jest jednak, że umowa ta - zdaniem profesora - wspomina o tym problemie i daje podstawę do prowadzenia rozmów. "Pewien dialog polsko-niemiecki z różnym natężeniem jest podtrzymywany, to zostanie rozwiązane prędzej czy później" - powiedział profesor.

Choć prawo międzynarodowe cały czas działa, odzyskanie dzieła sztuki bywa jednak w praktyce nieraz bardzo skomplikowane z powodu prawa wewnętrznego, odmiennego w każdym państwie. Najłatwiej - według prof. Kowalskiego - obiekty wracają z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Tam nabywca dzieła sztuki pozostaje jego posiadaczem, a nie właścicielem, co znaczy, że jeżeli jego poprzednikowi odebrano dzieło bezprawnie, ma on do niego niezbywalne prawo. Przepisy w innych państwach, jak Niemcy, Polska czy Austria, chronią nabywcę w dobrej wierze.

"Niezależnie jednak od tych trudności, Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie płaci za powrót naszych dóbr kultury do kraju, ponieważ korzystamy z zasady prawa międzynarodowego" - powiedział. "Jedynie można zwracać niektóre koszta, jeżeli nabywca był nieświadomy pochodzenia swojego zakupu" - powiedział.

Zakaz grabieży dóbr kultury i obowiązek ich zwrotu w przypadku bezprawnego zagarnięcia ukształtował się po wojnach napoleońskich. Niezgoda na kradzież dóbr kultury podczas wojen, choć niezapisana, obowiązywała już w doktrynie wojennej z XVII w. To daje Polsce prawo do domagania się zwrotu dóbr kultury zrabowanych m.in. przez Szwedów podczas potopu szwedzkiego, zwłaszcza że klauzulę zobowiązującą do tego zawarto w traktacie pokojowym, podpisanym w Oliwie w 1660 r.

Po wielkiej klęsce Napoleona w bitwie pod Waterloo lord Henry Castlereagh, reprezentant brytyjskich interesów, uznał w historycznej nocie z 1815 r., że Francja powinna zwrócić nie tylko zagrabione ziemie, lecz także to, co z nich wywiozła.

Już wcześniej, grabiąc dobra kultury, Napoleon Bonaparte dobrze wiedział, że dokonuje rzeczy niezgodnej z ówczesnymi zwyczajami wojennymi, dlatego maskował grabieże pod postacią darowizn. Gdy francuski wódz zdobywał miasto, w akcie kapitulacji wymuszał zapis o darowaniu dzieł sztuki. "Łupy dokonane przez armię napoleońską wzbogaciły wiele muzeów francuskich" - powiedział prof. Kowalski.

Zaznaczył, że do nowego prawa - wówczas jeszcze zwyczajowego - wszyscy się dostosowali. W czasie kolejnych wojen grabieże rzadko się zdarzały, a w traktatach pokojowych po pierwszej wojnie światowej skrupulatnie szacowano utracone dobra i domagano się ich zwrotu. Zasadę tę, zapisując w konwencji haskiej z 1907 r., włączono do przepisów prawa międzynarodowego.