Zgodnie z polityką energetyczną UE wszystkie nowe obiekty użyteczności publicznej już od 2018 r. powinny być budynkami pasywnymi, czyli zużywającymi minimalne ilości energii do ogrzania. Takie wymagania będą musiały też spełnić domy jednorodzinne i bloki wybudowane po 2020 r. – Inwestorzy domów pochłaniających zbyt dużo energii nie dostaną pozwoleń na budowę – kwituje specjalista od energetyki Wojciech Stępniewski.
Dziś, czyli 9 lipca, mija termin, do którego Polska miała wprowadzić przepisy zwiększające efektywność energetyczną budynków. Zobowiązała nas do tego dyrektywa unijna z 2010 r.
Niestety, zajęci otwieraniem autostrad i dworców na Euro 2012 urzędnicy Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej nie zdążyli z przygotowaniem aktów prawnych.
Zamiast ustawy o charakterystyce energetycznej budynków gotowe są tylko założenia, które – jak twierdzą prawnicy – będzie można wprowadzić w życie najwcześniej za rok. Bo tyle potrwa tryb legislacyjny.
To opóźnienie będzie nas drogo kosztować. Komisja Europejska może nam kazać płacić nawet 70 tys. euro za każdy dzień spóźnienia we wprowadzeniu przepisów. Jeżeli regulacje weszłyby w życie za rok, kara przekroczy 25 mln euro.
Dziś tylko niewielki procent domów, mieszkań i budynków użyteczności publicznej można uznać za energooszczędne. Zgodnie z polityką energetyczną UE wszystkie nowe obiekty użyteczności publicznej już od 2018 r. powinny być budynkami pasywnymi, czyli zużywającymi minimalne ilości energii do ogrzania.
Takie wymagania będą musiały też spełnić domy jednorodzinne i bloki wybudowane po 2020 r. – Inwestorzy domów pochłaniających zbyt dużo energii nie dostaną pozwoleń na budowę – kwituje specjalista od energetyki Wojciech Stępniewski.
Pierwszym krokiem, do którego zobowiązuje nas Bruksela, ma być obowiązek uzyskiwania certyfikatów energetycznych, które dowodzą, ile kilowatogodzin energii zużywa budynek na każdy metr kwadratowy jego powierzchni. Bez takiego dokumentu nie będzie można ani sprzedać, ani wynająć nieruchomości.
Dziś takie certyfikaty ma tylko 1 – 1,5 proc. budynków.
Co więcej, brakuje uprawnionych audytorów, którzy efektywność energetyczną potrafiliby zmierzyć i wystawić certyfikat. Jak projektować i stawiać energooszczędne domy, nie ma pojęcia większość architektów i firm budowlanych. – Nie są tym zainteresowani, bo klienci chcą, by dom był przede wszystkim funkcjonalny i tani w budowie – twierdzi Urszula Stefanowicz z Polskiego Klubu Ekologicznego.
Co prawda budowa domu energooszczędnego jest o 20 – 40 proc. droższa, ale koszty zwracają się po kilkunastu latach. Jeżeli zaś koszty energii w ciągu najbliższych 5 – 8 lat wzrosną o 30 – 40 proc., nakłady na dom pasywny będą się zwracały już w ciągu kilku lat.