Ministerstwo Sprawiedliwości przekracza swoje uprawnienia nadzorcze – twierdzą sędziowie. I nasyłają na ministra Najwyższą Izbę Kontroli.
Nadzór administracyjny nad sądami / DGP
Sposób prowadzenia przez resort sprawiedliwości kontroli zarządczej w sądach stanowi zagrożenie dla niezawisłości sędziów i niezależności sądów. Tak przynajmniej uważa Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia”, które w tej sprawie podjęło uchwałę. Inne zdanie ma na ten temat ministerstwo, które twierdzi, że działa w granicach prawa.
Zarzutów pod adresem resortu jest więcej. Krajowej Radzie Sądownictwa nie podoba się projekt rozporządzenia ministra sprawiedliwości w sprawie nadzoru nad działalnością administracyjną sądów powszechnych. Rada uważa, że jego zakres jest zbyt szeroki.

Kontrola zarządcza ministerstwa

Sądy są władzą odrębną i niezależną od innych władz (tak stanowi konstytucja). Jednak przepisy dopuszczają ich kontrolowanie przez władzę wykonawczą, a konkretnie przez ministra sprawiedliwości.
Pozwala na to m.in. ustawa z 27 sierpnia 2009 r. o finansach publicznych (Dz.U. z 2009 r. nr 157, poz. 1240 z późn. zm.). Ale kontrola zarządcza sprawowana na jej podstawie może dotyczyć tylko tych czynności, które mają charakter stricte administracyjny i nie może wkraczać w sferę orzeczniczą.
Sędziowie twierdzą, że w praktyce jest inaczej.
– Problem polega na tym, że bardzo trudno wyznaczyć granicę pomiędzy orzekaniem a czynnością administracyjną. Dla przykładu – wydawane są zarządzenia o wyznaczaniu rozpraw. Powstaje pytanie, czy to może podlegać kontroli zarządczej. My stoimy na stanowisku, że jest to niedopuszczalne – mówi Maciej Strączyński, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Jego zdaniem wynika to z faktu, że choć to prezes danego sądu wydaje zarządzenie w tym zakresie, a jego zgodnie z ustawą o finansach publicznych można kontrolować, to w rzeczywistości o terminach rozpraw decyduje sędzia prowadzący sprawę.
Kontrolę nad tym, czy rozprawy wyznaczane są w odpowiedni sposób, sprawuje się w innym trybie, np. w postępowaniu sądowym można stwierdzić przewlekłość, jeżeli będą odbywały się zbyt rzadko. A skoro coś podlega kontroli sądowej, to nie może podlegać kontroli zarządczej.
– Przepisy mówią wprost: minister zapewnia funkcjonowanie kontroli zarządczej w zakresie spraw niezastrzeżonych odrębnymi przepisami do kompetencji innych organów – wskazuje sędzia Strączyński.

Plany finansowe w sądownictwie

Wioletta Olszewska z resortu sprawiedliwości odpiera zarzuty i zapewnia, że nie było przypadków, aby podczas kontroli wkraczano w sferę orzeczniczą.
– Kontrole obejmują przede wszystkim zagadnienia dotyczące gospodarki finansowej jednostek sądownictwa, tj. dotyczące pobierania dochodów oraz dokonywania wydatków, w tym m.in. należności sądowe, wydatki bieżące, wydatki inwestycyjne, zamówienia publiczne, koszty postępowania sądowego itp. – podkreśla nasza rozmówczyni.

Nie można zaplanować liczby grzywien, tak jak nie da się planować liczby pogrzebów

Ale to także nie podoba się „Iustitii”.
– Nie można planować, ile się ściągnie grzywien i kosztów, bo nie można planować, ile ludzie popełnią przestępstw, jakie kary im sądy wymierzą i czy egzekucja tych kar okaże się skuteczna – tłumaczy Maciej Strączyński.
I przypomina, że mimo to ministerstwo od lat podejmuje działania, które mają te egzekucje sądowe ująć w plan.
– A potem kierowany jest zarzut, że sąd nie wykonał planu. To przypomina niewykonanie planowanej liczby pogrzebów w zakładzie funeralnym – ironizuje sędzia Strączyński.
„Iustitia” stoi na stanowisku, że ściągalności grzywien i kosztów postępowania sądowego nie wolno oceniać w ramach kontroli finansowej, bo to są kwestie orzecznicze i może je sprawdzać najwyżej sędzia wizytator w czasie wizytacji.



Nie można wkraczać w orzecznictwo

Kolejnym zarzutem stowarzyszenia kierowanym pod adresem resortu jest niepublikowanie planu kontroli zarządczej na rok 2012. Ustawa o finansach publicznych stanowi wprost, że „minister kierujący działem sporządza, do końca listopada każdego roku, plan działalności na rok następny dla kierowanych przez niego działów administracji rządowej”.
– Jeżeli minister przedstawi plan, w którym wykaże czarno na białym, co będzie kontrolował i okaże się, że nie będzie to wkraczać w działalność orzeczniczą sądów, to my nie będziemy mieli nic przeciwko temu – zapewnia Maciej Strączyński.
Resort pytany, czy minister przygotował plan kontroli zarządczej na rok 2012 i czy można go otrzymać, enigmatycznie informuje, że: „podstawą działalności kontrolnej Wydziału jest «Plan kontroli Wydziału Kontroli na 2012 rok». Na dzień dzisiejszy zostały do niego wprowadzone zmiany”. Sędziowie utrzymują, że nie widzieli tego planu na oczy.
To wszystko powoduje, że „Iustitia” straciła cierpliwość i zwróciła się do Najwyższej Izby Kontroli o zbadanie prawidłowości wykonywania obowiązków, wynikających z ustawy o finansach publicznych, przez ministra sprawiedliwości oraz podległych mu funkcjonariuszy.

Szeroki nadzór administracyjny

Ustawa o finansach publicznych to niejedyny akt prawny, który pozwala ministrowi sprawiedliwości sprawować nadzór nad sądami. Drugi to ustawa z 27 lipca 2001 r. – Prawo o ustroju sądów powszechnych (Dz.U. z 2001 r. nr 98, poz. 1070 z późn. zm.).
Mowa jest w niej o nadzorze administracyjnym ministra sprawiedliwości nad sądami, który od wielu lat jest punktem zapalnym między sędziami a władzą wykonawczą.
I nie zmienił tego nawet wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2009 r., w którym uznano, że tego typu nadzór nie narusza konstytucyjnej zasady trójpodziału władz i odrębności władzy sądowniczej od pozostałych dwóch władz (ustawodawczej i wykonawczej).
– Nadzór administracyjny nie jest tożsamy z nadzorem judykacyjnym, który sprawowany jest w drodze instancyjnej przez sądy wyższe. Sądy wykonują też inne zadania niż orzekanie –przekonywał na rozprawie Mirosław Granat, sędzia sprawozdawca.
I choć obecnie nikt już nie kwestionuje pod kątem zgodności z konstytucją nadzoru administracyjnego ministra nad sądami, to nadal trwa spór co do jego zakresu. Ostatnio znów nabrał rumieńców, gdyż pojawił się projekt rozporządzenia ministra sprawiedliwości w sprawie nadzoru nad działalnością administracyjną sądów powszechnych.
„Przedmiot ustaleń, których musi (powinien) według projektu rozporządzenia dokonać sędzia wizytator, przeprowadzając wizytację sądu lub wydziału, wykracza daleko poza konieczny merytoryczny zakres wizytacji” – wskazują członkowie KRS w opinii do projektu.
I wskazują, że według wzoru protokołu wizytacji wizytator będzie ustalał obciążenie urzędników (pracowników sekretariatu) i badał warunki lokalowe sądu. „Kwestie te należą do kompetencji dyrektora sądu, a nie wizytatora” – podkreślono w uchwale.
Być może najlepszym rozwiązaniem byłoby więc odebranie ministrowi sprawiedliwości nadzoru administracyjnego nad sądami i powierzenie go np. I prezesowi Sądu Najwyższego, o co środowisko sędziowskie apeluje od dłuższego czasu.
Na to jednak szanse są nikłe, gdyż, jak podkreśla Maciej Strączyński, władza wykonawcza stara się w ostatnim czasie raczej poszerzyć swoją kontrolę nad władzą sądowniczą, niż ją zmniejszyć.