Ani jeden polski sąd nie nałożył jeszcze na przedsiębiorstwo kary zakazu startowania w przetargu. Mimo to każdy starający się o zamówienie musi wydać 200 zł rocznie, by uzyskać zaświadczenie o swojej niewinności.
Stosowanie ustawy o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych / DGP
Od prawie 9 lat obowiązuje w Polsce ustawa o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych za czyny zabronione pod groźbą kary (Dz.U. z 2002 r. nr 197, poz. 1661). Pod tą długą nazwą kryją się przepisy, które pozwalają na ukaranie przedsiębiorstwa, jeśli przestępstwo popełnione przez osobę fizyczną przyniosło mu korzyści. Jeśli więc zostanie złapany pracownik, który wręcza łapówki po to, by firma uzyskała korzystny kontrakt, to po jego prawomocnym skazaniu odpowiedzialność quasi-karną może ponieść też sama firma.

Najpierw osoba

Ustawa ta od początku budziła zastrzeżenia środowisk przedsiębiorców. Dziś można już powiedzieć, że obawy te nie były uzasadnione. Chociaż katalog czynów, za które grozi odpowiedzialność, jest szeroki, a same przepisy rzeczywiście dość rygorystyczne, to w praktyce pozostają one jednak martwe. Rocznie zaledwie kilkanaście takich spraw jest rozpatrywanych przed sądami. Powód jest prosty – prokuratorzy nie sporządzają wniosków o wszczęcie postępowania przeciwko podmiotom zbiorowym. Dlaczego?
– Podstawową przyczyną rzadkiego stosowania tej ustawy jest konieczność uprzedniego skazania osoby fizycznej. Dotychczasowe rozwiązania ustawowe nie pozwalają na równoległe prowadzenie postępowania przeciwko osobie fizycznej i podmiotowi zbiorowemu. Tymczasem już na wstępnym etapie postępowania przygotowawczego można stwierdzić uzasadnione podejrzenie istnienia związku pomiędzy przestępczym zachowaniem osoby fizycznej i korzyścią osiągniętą przez podmiot zbiorowy – wyjaśnia prokurator Maciej Kujawski z Prokuratury Generalnej.
Anonimowo prokuratorzy wskazują na inne, dużo bardziej przyziemne powody.
– Ledwo nadążam z postępowaniami przeciwko osobom fizycznym, dlatego nawet nie zastanawiam się nad odpowiedzialnością podmiotów zbiorowych – mówi jeden z nich.
Prokurator Kujawski nie akceptuje tego tłumaczenia.
– Stopniowo nadmierne obciążenia prokuratorów są redukowane, a jednak spraw z tej ustawy nie przybywa. Od kilku lat jest ich podobna liczba – zwraca uwagę.

Gdy zawini prezes

Innym powodem może być nie tyle nieznajomość przepisów, ile niepewność, jak je interpretować.
– Koncepcja odpowiedzialności podmiotów zbiorowych wciąż jest nowością w polskim systemie prawnym. Wystarczy zapoznać się z poglądami karnistów, by stwierdzić, że jest to zagadnienie trudne i nadal budzące spory – mówi Kujawski.
Dr Jacek Potulski, adwokat, wykładowca Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, zgadza się z tym argumentem.
– Trudno nie zauważyć, że jest to sztuczny twór, który nie ma prawie żadnego zakorzenienia w nowożytnym polskim systemie prawnym. W prawie karnym jesteśmy przyzwyczajeni do koncepcji winy przypisanej konkretnej osobie. Przed wstąpieniem do Unii Europejskiej musieliśmy wdrożyć koncepcję odpowiedzialności podmiotów kolektywnych do naszego porządku prawnego, ale pozostaje ona nam obca – wyjaśnia.
Kolejny problem to liczne niedoskonałości, jakie podczas ostatnich lat odkrywano w przepisach. W 2004 r. Trybunał Konstytucyjny stwierdził niekonstytucyjność niektórych artykułów, od tego czasu przepisy zmieniały się kilka razy.
– Dopiero ostatnia nowelizacja z 2011 r. usunęła mankamenty, które wcześniej nie pozwalały na pociągnięcie do odpowiedzialności spółek za czyny popełnione przez członków zarządu. Wcześniejsze orzecznictwo Sądu Najwyższego jednoznacznie wskazywało, że jest to niemożliwe. Dlatego spodziewam się, że za kilka lat, kiedy zaczną się uprawomocniać wyroki wobec osób zarządzających, spraw przeciwko podmiotom zbiorowym może być więcej – przypuszcza Arkadiusz Korzeniewski, adwokat w kancelarii CMS Cameron McKenna.

Zarabia państwo

Chociaż ustawa pozostaje martwa, to wciąż kilkadziesiąt tysięcy przedsiębiorców startujących w przetargach dwa razy w roku musi wydawać po 100 zł na zaświadczenie z Krajowego Rejestru Karnego potwierdzające, że nie orzeczono wobec nich zakazu ubiegania się o zamówienie publiczne. Bez niego nie będą mogli złożyć oferty. Tymczasem, jak wynika z danych Ministerstwa Sprawiedliwości, od początku funkcjonowania ustawy sądy nie nałożyły ani jednej takiej kary.
– Firmy dopełniają więc formalności dla samej zasady. Co więcej, gdy ofertę składa zagraniczna firma, często dochodzi do kontrowersji. Niełatwo jest dojść, czy zaświadczenie wystawiane w jej kraju odpowiada temu, jakie wystawia nasz KRK – mówi Dariusz Ziembiński z firmy doradczej Konsultanci Zamówień Publicznych.
Warto więc się zastanowić nad sensem utrzymywania takiej ustawy w systemie prawnym. Wstępując do UE, musieliśmy ją uchwalić, ale może dobrze się dzieje, że nie jest stosowana?
– Jako praktyk cieszę się, że ustawa ta pozostaje martwa – mówi dr Jacek Potulski, współautor dwóch komentarzy do opisywanego aktu.
– Sądzę, że przewidziane w ustawie sankcje w praktyce mogą prowadzić do zniszczenia przedsiębiorcy – podmiotu kolektywnego – w przypadku działań przestępczych osoby fizycznej. A nie wiem, komu miałoby to służyć. Tym bardziej że podczas procesu przeciwko osobie fizycznej na gruncie obowiązującego kodeksu karnego może zostać orzeczony obowiązek zwrotu korzyści wynikających z przestępstwa, także tych odniesionych przez osobę prawną. Jeśli więc przykładowo firma dzięki łapówce uzyskała kredyt czy dotację, to mogą one zostać jej odebrane – tłumaczy prawnik.
Arkadiusz Korzeniewski dostrzega jednak sens istnienia tych przepisów.
– Teraz, gdy ustawa została wyczyszczona z poważniejszych niedoskonałości, może zacząć odgrywać chociażby rolę prewencyjną, np. zachęcać do wdrażania w spółkach mechanizmów antykorupcyjnych – argumentuje.
– Po usunięciu z przepisów zakazu wykonywania określonej działalności, która to kara rzeczywiście oznaczała śmierć dla firmy, dzisiejsze sankcje nie są dotkliwe ponad miarę. Dla przykładu maksymalna kara pieniężna z tej ustawy to 5 mln zł, podczas gdy kary za naruszenia ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów są wielokrotnie surowsze – dodaje.

W prawie karnym jesteśmy przyzwyczajeni do koncepcji winy konkretnej osoby