Panaceum na zatory w stołecznych sądach ma być delegowanie sędziów spoza Warszawy. Jednak w ten sposób nie zlikwidujemy przyczyny choroby, a jedynie złagodzimy jej skutki - wyjaśnia Jan Drąg,
Jan Drąg, sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy Pragi-Północ w Warszawie
Ostatnio modnym tematem w prasie jest nadmierne obciążenie sądów wielkomiejskich, w szczególności sądów warszawskich. Temat stał się jeszcze bardziej popularny po ukazaniu się w połowie stycznia 2012 roku ogłoszenia na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości o możliwości czasowej delegacji sędziów spoza Warszawy do orzekania w stolicy.
Taka możliwość delegowania to w sumie żadna nowość. Przewidują ją przepisy art. 77 par. 1 pkt 1 ustawy z 27 lipca 2001 r. – Prawo o ustroju sądów powszechnych (Dz.U. nr 98, poz. 1070 ze zm.).
Nowością jest to, że przepisy te mają wreszcie możliwość się zmaterializować, a to dzięki dodatkom, które sędziowie delegowani będą otrzymywali.
W dużych sądach sędzia ma zazwyczaj więcej pracy od swojego kolegi w małym sądzie.
Nie jest to jednak wynikiem lenistwa pierwszego czy też nadmiernej pracowitości drugiego. Chodzi przede wszystkim o zaległość powstałą kilka, a nawet kilkanaście lat temu.
Sądy w dużych miastach, w tym w szczególności w Warszawie, do dziś zbierają tego żniwo.
To jest tylko część artykułu, zobacz pełną treść w e-wydaniu Dziennika Gazety Prawnej: Lepsze byłyby etaty
W pełnej wersji artykułu znajdziesz odpowiedzi na WSZYSTKIE pytania.
- Czy w sądach dużych miast jest za dużo sędziów?
- Ile trwa procedura naboru nowego sędziego?
- W jaki sposób można pomóc sądom w dużych miastach?

Jan Drąg, sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy Pragi-Północ w Warszawie