Dodatkowe obciążenie urzędników lub zakup programu informatycznego do prowadzenia rejestrów adresowych. Taką alternatywę zostawia gminom rząd w związku z rozporządzeniem w sprawie ewidencji miejscowości, ulic i adresów.
Bazy danych, które gminy opracowały już wcześniej, mogą być niekompatybilne z krajowym rejestrem.
Koniec z papierowymi archiwami czy tabelkami robionymi w Excelu. Każda z blisko 2,5 tys. gmin będzie musiała prowadzić ewidencję adresową w formie elektronicznej i udostępniać ją za pośrednictwem Państwowego Rejestru Granic (PRG) na stronie Geoportal.gov.pl.
Nowe wymagania względem gmin nakładają znowelizowane prawo geodezyjne i kartograficzne (Dz.U. z 2010 r. nr 193, poz. 1287), ustawa o infrastrukturze informacji przestrzennej (Dz.U. z 2010 r. nr 76, poz. 489) oraz rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych i administracji w sprawie ewidencji miejscowości, ulic i adresów (Dz.U. z 2012 r., poz. 125). Zgodnie z tym ostatnim samorządowcy mają na „cyfrową rewolucję” czas do lutego 2013 roku.

Kwestia kompatybilności

Na rewolucji mają zyskać obywatele i przedsiębiorcy, którym cyfrowa baza danych ułatwi dostęp do informacji i przyśpieszy załatwianie urzędowych spraw. Ale jak każda rewolucja, ta także nie obejdzie się bez ofiar. Według ekspertów i samych samorządowców poniosą ją właśnie gminy.
I to mimo że Główny Urząd Geodezji i Kartografii (GUGiK) przygotowuje właśnie w ramach programu TERYT 2 komputerową aplikację „Ewidencja Miast, Ulic i Adresów”, z której samorządy będą mogły korzystać nieodpłatnie. Prototyp został już przedstawiony przedstawicielom 15 gmin.
– My wszystko tworzymy papierowo, dlatego jesteśmy chętni do współpracy z GUGiK i korzystania z ich aplikacji – mówią urzędnicy z Mielca, ale gdzie indziej entuzjazm jest mniejszy.
– Gorzej z wielkimi miastami, które są dość dobrze zinformatyzowane, jak właśnie Kraków – mówi Piotr Kochański, kierownik referatu nazewnictwa ulic i numeracji nieruchomości w tamtejszym ratuszu.
– Wdrażamy program cyfrowy od 20 lat. Wszystko mamy powiązane z systemem rejestracji pism, powstaje więc kwestia kompatybilności tych systemów – tłumaczy Kochański.
Bazy danych, które będą eksportowane do PRG, muszą być w formacie GML, a samorządy, które rozpoczęły proces informatyzacji urzędów dużo wcześniej, korzystają z różnych typów zapisu danych.



Ukryte koszty

GUGiK oferuje pierwszy import danych w innym formacie niż GML na swój koszt, ale nie ma przy tym gwarancji, że będzie w 100 proc. pozbawiony błędów.
– Trzeba się zastanowić, czy tańsze będzie skorzystanie z darmowego systemu oferowanego przez GUGiK i prowadzenie dwóch rejestrów równolegle, czy zlecenie wykonania nakładki na nasz system, która zepnie oba systemy – słyszymy w Krakowie.
– Oczywiście wątpliwości są, ale jeszcze żaden eksperymentalny transfer danych nie został dokonany, więc na razie możemy tylko teoretyzować – mówi Jarosław Zawadzki z wydziału katastru miejskiego w Poznaniu.
Twórcy oprogramowania zapewniają z reguły opiekę autorską, w ramach której reagują też na zmiany w prawie, ale czasami samorządy będą musiały za taką aktualizację zapłacić nawet kilkadziesiąt tys. zł.
– Duże miasta, jak Kraków czy Warszawa, nie będą z aplikacji GUGiK korzystać, bo ich systemy ewidencji adresów są zintegrowane z podatkami, ewidencją ludności itp. Aplikacja jest raczej dla małych i bardzo biednych gmin, gdzie wydanie nawet 500 zł jest kłopotem – ocenia Zbigniew Malinowski z firmy Geo-System, która wdrożyła informatyczne systemy ewidencji adresów w ponad 200 gminach w Polsce.

Samorządy padają ofiarą najbardziej bzdurnych pomysłów urzędów centralnych

Jak wskazuje choć GUGiK oferuje darmowy program, to w ocenie skutków regulacji zapisano, że średnie koszty wdrożenia rozporządzenia wyniosą średnio 5 tys. zł na gminę. Rzeczywiste koszty są więc ukryte.

Bzdurne pomysły

– Oferując darmowy program, nie mówi się, że trzeba jeszcze przenieść do niego dane z archiwów. W małych gminach ewidencja adresów stanowi tylko 1/10 obowiązków wyznaczonego urzędnika.
Jeśli każemy mu teraz przenosić numerację adresową, która wskutek zaszłości historycznych często jest fatalna, to albo nie zostanie to zrobione dobrze, albo odbędzie się kosztem innych obowiązków – uważa Zbigniew Malinowski.
GUGiK co prawda obiecał przekazać gminom dane, które ma w posiadaniu, tylko że gminy i tak powinny je zweryfikować. Bo w praktyce centralne bazy danych różnią się od tego, co jest w gminach w ok. 20 proc.
– To praca dla wielu firm i instytucji na lata. Nie ma czarodzieja, który tak szybko z archiwów papierowych zrobiłby bazę numeryczną – puentuje ekspert.
Ale są i dosadniejsze komentarze.
– My musimy zmaksymalizować informację w przestrzeni, tak by każdy listonosz czy karetka wiedział, gdzie ma trafić – mówi urzędnik z dużego miasta, zastrzegając anonimowość.
– Tymczasem państwo za pomocą tego systemu, ale rękami samorządów chce sobie zrobić ogólnokrajową inwenturę budynków. I teraz musimy nadawać numery porządkowe każdemu obiektowi, w którym ludzie przebywają powyżej 12 godzin: np. każdej z dziesiątek hal fabrycznych. Zawsze to samorządy padają ofiarą najbardziej bzdurnych pomysłów urzędów centralnych.

Podstawa prawna
Rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych i administracji w sprawie ewidencji miejscowości, ulic i adresów (Dz.U. z 2012 r., poz. 125).