Prezesi sądów rejonowych, które resort sprawiedliwości chce połączyć z innymi sądami, apelują o wstrzymanie reformy do czasu oceny jej konstytucyjności przez Trybunał Konstytucyjny. W piątek przedstawiali argumenty za pozostawieniem sądów.

Według ostatnich planów resortu reorganizacja polegająca na łączeniu mniejszych sądów rejonowych i pozostawianiu siedziby w jednej miejscowości a wydziału zamiejscowego w drugiej ma dotyczyć 116 z ponad 300 sądów rejonowych w Polsce. Ministerstwo uzasadnia to potrzebą usprawnienia działalności sądów, liczy też na oszczędności. Przeciwko tym planom wypowiadają się Krajowa Rada Sądownictwa oraz Stowarzyszenie Sędziów Iustitia, a także przedstawiciele samorządów z miejscowości, które są obecnie siedzibami sądów.

W piątek w Warszawie Iustitia zorganizowała panel dyskusyjny z prezesami sądów rejonowych na ten temat.

Według sędziów, aby trójpodział władzy faktycznie istniał, podstawą prawną tworzenia i likwidowania sądów powinna być ustawa albo przynajmniej rozporządzenie rządu, a nie ministerialne zarządzenie. Wielu z dyskutantów wyrażało obawę, iż likwidacja sądu to pierwszy krok do likwidacji kolejnych instytucji, takich jak komenda policji, prokuratura, sanepid - a w końcu - likwidacji powiatów.

"W małych sądach zaległości raczej nie ma; są w wielkich. Może należałoby zmienić zasięg terytorialny sądów i sądom ościennym przekazywać sprawy z dużych miast. To byłoby pomocne odciążenie" - mówił prezes Sądu Rejonowego w Sokołowie Podlaskim Sławomir Onisko.

Według sędziego Zbigniewa Mierzejewskiego, prezesa SR w Rawie Mazowieckiej, sędziom nie przedstawiono wyliczeń, ile kosztuje rozpoznanie sprawy w sądzie małym, ile w średnim, a ile w dużym. "Wątpię, czy skumulowanie spraw w dużych ośrodkach przyniesie korzyść ekonomiczną. Kapitał społeczny gromadzący się wokół sądów jest nie do przecenienia. To czynnik kulturotwórczy" - podkreślił. Zgodził się z nim prezes Iustitii, sędzia Maciej Strączyński. "Im większy sąd, tym droższe rozpoznanie sprawy" - mówił.

Piotr Maziarz, prezes SR w Bochni (Małopolska) pytał, po co kilka lat temu wysyłano go na unijne szkolenia z zarządzania, skoro teraz likwidują jego sąd. "Podobnych zabiegów z likwidowaniem sądów próbowano na Słowacji i się to nie sprawdziło. Poszli tam tak daleko, że wyprzedali nawet część budynków. Teraz muszą je odkupywać i odtwarzać sądy" - powiedział.

Jak podkreśliła Renata Jędrzejczak z SR w Gostyninie, małe sądy, kosztem wielomilionowych nakładów finansowych, wreszcie wyglądają jak należy, czyli adekwatnie do godności sprawowanego urzędu - w przeciwieństwie do niektórych dużych sądów, ciągle wymagających remontu. "Czemu państwo chce to teraz wyrzucić w błoto?" - pytała.

Sędziowie wskazali, że po połączeniu dwóch czy trzech mniejszych sądów w jeden większy (z oddziałami zamiejscowymi), lokalne społeczności z miast, które stracą główną siedzibę, stracą też niebagatelne wpływy z opłaty skarbowej wnoszonej z pismami procesowymi, a wpływ z opłaty tej podwoi się w sądach przejmujących.

28 lutego przed siedzibą ministerstwa ma się odbyć "zgromadzenie publiczne" w obronie Sądu Rejonowego w Sochaczewie, który ma zostać połączony z SR w Żyrardowie. Adwokat Wojciech Błaszczyk, który przewodniczy "obywatelskiemu komitetowi obrony sądu w Sochaczewie" liczy, że na wiecu zgromadzi się nawet tysiąc osób. Przygotował on także opinię prawną, z której wynika, że przepis będący dla ministra podstawą do tworzenia i znoszenia sądów, narusza konstytucję.

Komitet w dwa tygodnie w 80-tysięcznym powiecie sochaczewskim zebrał 20 tysięcy podpisów. Błaszczyk przekonywał prezesów sądów, że może to być dobra metoda, aby przekonać rządzących, że likwidacja małych sądów - będących "czynnikiem kulturotwórczym małych miejscowości" - nie jest dobrym pomysłem. "Co się stanie, gdy połączymy sądy w Sochaczewie i Żyrardowie? Oba mają największe zaległości w okręgu płockim. Od ich połączenia zaległości się nie zmniejszą" - przekonywał.