Rozwodami powinny zajmować się sądy rejonowe, a dla sędziów należy stworzyć skuteczny system motywacyjny – podpowiadają czytelnicy.
Wczorajszym tekstem o konieczności przeprowadzenia gruntownej reformy prokuratury (Prokuratura potrzebuje niezależności od polityków) zakończyliśmy cykl pt. „7 reform wymiaru sprawiedliwości”. Temat jednak nie umarł, o czym świadczą zarówno wpisy na forum internetowym, jak i listy czytelników, którymi zostaliśmy zasypani. Wśród pomysłów na usprawnienie wymiaru sprawiedliwości znalazły się tak ogólne postulaty, jak potrzeba podniesienia kultury osobistej pracowników sądów i prokuratur czy konieczność czerpania z rozwiązań, które sprawdzają się w innych krajach. Ale pojawiły się również propozycje konkretnych rozwiązań. Spośród tych wszystkich głosów wybraliśmy najciekawsze. Dziś – z komentarzem ekspertów – prezentujemy je na naszych łamach.

Problematyczne rozwody

Pod tekstem dotyczącym złej organizacji pracy w sądach pojawił się wpis, w którym postulowano, aby z sądów okręgowych wyjąć sprawy rozwodowe.
– Czy naprawdę najbardziej doświadczeni sędziowie okręgowi powinni zajmować się tak banalnymi, niespornymi sprawami, które bez problemu mogliby robić np. referendarze? Tymczasem naprawdę skomplikowane sprawy, jak podział majątku, przekazano do sądów rejonowych. Ot polska specyfika – sędziom doświadczonym dano do rozpoznania banalne sprawy, a młodym sędziom bez doświadczenia najtrudniejsze procesy – pisze internauta o nicku Prawnik.
Sprawy rozwodowe zostały przeniesione z sądów rejonowych do sądów okręgowych na początku lat 90.
– Uzasadnienie dla tych zmian było czysto ideologiczne – mówi Krzysztof Komorowski, adwokat, członek Naczelnej Rady Adwokackiej.
Tłumaczy, że miało to zniechęcić do składania pozwów o rozwód ludzi ze środowisk wiejskich oraz tych z mniejszych miejscowości, gdzie nie ma sądów okręgowych.
– Ten cel nie został osiągnięty i liczba rozwodów z roku na rok wzrasta – mówi Ewa Waszkiewicz, sędzia, prezes Stowarzyszenia Sędziów Sądów Rodzinnych.
Dlatego też nasi rozmówcy zgodnie twierdzą, że nie ma żadnych przeszkód, aby powrócić do poprzedniej koncepcji, kiedy to rozwodami zajmowały się sądy rejonowe. Krzysztof Komorowski proponuje nawet, aby pójść krok dalej.
– Moim zdaniem umowy powinny być rozwiązywane w takiej formie, w jakiej zostały zawarte. Związek małżeński nie powinien być tutaj wyjątkiem – mówi mec. Komorowski.
Innymi słowy – do rozwiązania małżeństwa powinno wystarczyć złożenie przez oboje małżonków zgodnego oświadczenia przed urzędnikiem stanu cywilnego.
– Sądy powinny jedynie rozstrzygać o władzy rodzicielskiej i podziale majątku, o ile oczywiście małżonkowie nie mogą samodzielnie dojść do porozumienia w tych kwestiach. Sądy przecież zostały powołane do rozstrzygania sporów – mówi Krzysztof Komorowski.
Ta propozycja wychodzi naprzeciw postulatom ograniczenia kognicji sądów. Od lat zabiega o to środowisko sędziowskie.



Błędna statystyka

Na kolejną bolączkę wymiaru sprawiedliwości zwrócił uwagę w liście do redakcji Mariusz Korpalski, radca prawny z kancelarii Komarnicka Korpalski z Poznania.
– Istnienie systemu ocen statystycznych pracy sędziego, z założenia promującego sędziów sprawniejszych, w praktyce wywołuje zjawiska patologiczne – pisze mecenas. Zamknięcie każdej sygnatury jest oceniane tak samo, niezależnie, czy jest to merytoryczne załatwienie sprawy, czy zwrot pozwu, przekazanie sądowi równorzędnemu czy uchylenie i zwrot do ponownego rozpoznania (w wydziałach odwoławczych). Zdaniem Mariusza Korpalskiego patologia tego systemu statystycznego polega na generowaniu mitręgi sądowej w postaci: zwrotów pozwu, przekazywania spraw i uchylania ze zwrotem do ponownego rozpoznania. Takie załatwienie sprawy jest łatwiejsze i szybsze niż merytoryczne, a oceniane jest tak samo.
Na brak skutecznego systemu motywacyjnego dla sędziów skarży się także internauta o nicku Pyra.
– Argument, że sędzia w niższej instancji będzie pracował na tip-top, żeby przejść do wyższej instancji czy zostać przewodniczącym wydziału, nie uwzględnia realiów, które są takie, że awansują ci, co mają awansować, a nie ci, którzy na to zasłużyli; przynajmniej tak od lat w dużej ilości przypadków jest w moim okręgu – pisze rozżalony sędzia.
Wniosek z tego jest taki, że w rozładowaniu zatorów w sądach może pomóc wprowadzenie takiego systemu motywacyjnego, który będzie zachęcał sędziów do merytorycznego załatwiania spraw, a nie np. do przerzucania ich pomiędzy instancjami.
Z podobnym problemem muszą borykać się także prokuratury. I jak się okazuje, tutaj również obwinia się statystykę.
– Trzeba przeanalizować i zweryfikować kryteria oceny jakości pracy jednostek organizacyjnych prokuratury, a zwłaszcza wszechwładną statystykę. W chwili obecnej stanowi ona niebywale rozdęty i tak naprawdę jedyny wskaźnik pracy prokuratur i prokuratorów – mówi dr Michał Gabriel-Węglowski, prokurator delegowany do wydziału do spraw przestępczości zorganizowanej i korupcji Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku.
Ponadto jego zdaniem taki sposób oceny pracy jest często niesprawiedliwy i zafałszowany, gdyż jest powiązany z jakością pracy innych „kontrahentów”: sądów, policji, innych służb bezpieczeństwa i porządku.

Zła legislacja

– Skończmy wreszcie z tworzeniem przepisów, których i tak nikt nie będzie stosował – apeluje czytelnik, który chce zachować anonimowość. I zwraca tym samym uwagę na problem uchwalania ustawowych obowiązków bez jednoczesnego określania sankcji za ich nieprzestrzeganie.
– Jest to tzw. miękkie prawo. Trudno wtedy oczekiwać ze strony obywateli dobrej woli. Oczywiście w państwie, gdzie kultura prawna jest wysoka, można by było tego oczekiwać, ale u nas z tą kulturą jest jeszcze różnie. Dla autorytetu ustawodawcy ważne jest więc, aby wprowadzać sankcje – uważa Marek Chmaj, prof. z Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej.
Co więc zrobić, aby legislacja stała na wyższym poziomie i nie obniżała autorytetu ustawodawcy?
– Warto by było zmniejszyć liczbę posłów np. do 300, należałoby dać im do pomocy legislatorów. Kluby parlamentarne powinny dysponować środkami na przeprowadzanie ekspertyz, na pisanie projektów aktów normatywnych. Ponadto rząd musi lepiej procedować nad projektami, które tworzone są w ministerstwach – wymienia Marek Chmaj.

Kłopotliwa implementacja

Zdaniem naszych czytelników problemem jest także niski poziom aktów prawnych będących implementacjami unijnych przepisów.
– W pracy praktyka problemów dostarczają niekiedy teksty prawne zawierające pojęcia będące przekładem z języka obcego, powołujące się na konstrukcje prawne niemające odpowiednika w polskim systemie prawnym – mówi Małgorzata Lewandowska, adwokat w Kancelarii Pietrzak Siekierzyński Bogen sp. j.
Zaznacza, że ich właściwe przełożenie wymaga znajomości nie tylko prawa polskiego, ale także prawa kraju, w którym dany akt był tworzony. Bardzo często w celu zrozumienia intencji ustawodawcy zachodzi konieczność sięgania do obcojęzycznych aktów bazowych, co wymaga oczywiście znajomości danego języka, bądź też wymusza korzystanie z pomocy tłumacza.
Dlatego też zdaniem Marka Chmaja implementacja nie powinna polegać na prostym przetłumaczeniu dyrektywy.
– Celem dyrektywy jest to, aby określona dziedzina stosunków społecznych była uregulowana w określony sposób w danym państwie. A ustawodawca poprzez swoje działanie nie może podważać zaufania obywatela do państwa i tworzonego przez nie prawa – podsumowuje profesor.
Czytelników zainteresowanych tematami poruszanymi w cyklu „7 reform wymiaru sprawiedliwości” zapraszamy do lektury poniedziałkowego wydania DGP, w którym zamieścimy relację z debaty, w której udział wezmą m.in.: Grzegorz Wałejko, wiceminister sprawiedliwości, Stanisław Dąbrowski, I prezes Sądu Najwyższego, Andrzej Zwara, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, Ryszard Kalisz, przewodniczący sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka.