Rolą syndyka nie jest bynajmniej poprowadzenie firmy tak, by spłacić dłużników, nie zamykając jej działalności.
Zasadą, którą kieruje się ustawa – Prawo upadłościowe i naprawcze, jest pozostawianie zarządu przedsiębiorstwem upadłemu, co oznacza, iż to przedstawiciel upadłego, a nie nadzorca sądowy, kieruje przedsiębiorstwem. Jedynie w nadzwyczajnych okolicznościach, kiedy np. przedstawiciel upadłego nie daje rękojmi właściwego kierowania firmą, sąd ustanawia zarządcę (a nie nadzorcę), który przejmuje odpowiedzialność za funkcjonowanie przedsiębiorstwa.

Polityka drugiej szansy

Powoływanie zarządcy należy jednak do rzadkości, co uznać należy za przejaw polityki drugiej szansy: szansy dla dotychczasowego zarządu, by wyjść z trudności finansowych, chroniąc się jednocześnie przed odpowiedzialnością osobistą. Rolą zaś nadzorcy sądowego, ustanowionego w przypadku pozostawienia upadłemu zarządu własnego, jest oprócz czynności stricte sądowych, związanych m.in. ze sporządzeniem listy wierzytelności, kontrola przedsiębiorstwa, informowanie sędziego komisarza oraz uczestników postępowania o stanie przedsiębiorstwa oraz, a może przede wszystkim, wyrażanie zgody na czynności przekraczające zwykły zarząd (np. zbywanie majątku znacznej wartości).
Jakie zatem jest zadanie syndyka w porównaniu z nadzorcą? Obiegowa opinia jest taka, iż zadaniem syndyka jest zlikwidować firmę. Tymczasem zadaniem syndyka, zgodnie z art. 2 ustawy – Prawo upadłościowe i naprawcze, jest zaspokojenie roszczeń wierzycieli w jak najwyższym stopniu, a jeśli racjonalne względy na to pozwolą – zachowanie przedsiębiorstwa dłużnika. To kolejny wyraz implementacji polityki drugiej szansy w odniesieniu do majątku przedsiębiorstwa oraz do jego wartości niematerialnych, jakimi są chociażby pracownicy. Znanych jest wiele przypadków dobrze prowadzonych przez syndyków przedsiębiorstw, a w konsekwencji ich sprzedaży w całości, co pozwoliło zaspokoić wierzycieli, a nieraz także wypłacić nadwyżkę akcjonariuszom czy udziałowcom firmy. Nie można zatem postawić generalnej tezy, iż zadaniem syndyka jest likwidacja firmy.

Wynagrodzenie syndyka

Sprostowania wymaga też teza, iż syndyk zarabia więcej niż nadzorca sądowy, a więc nie zależy mu na ratowaniu firmy i woli ją zlikwidować. Tymczasem podstawy wynagrodzenia i sposób jego ustalania są dla syndyka i nadzorcy takie same. Wynagrodzenie jest ustalane przez sąd w składzie trzech sędziów zawodowych i jest każdorazowo odnoszone do nakładu pracy nadzorcy/syndyka, stopnia komplikacji sprawy, ale też osiągniętych efektów. Co więcej, decyzja o zmianie trybu postępowania np. z upadłości z możliwością zawarcia układu na upadłość obejmującą likwidację majątku nie jest decyzją syndyka, lecz sądu, a upadłemu i innym podmiotom posiadającym interes prawny przysługują na nią środki odwoławcze. Dodać przy tym należy, iż syndyk jest zmotywowany do szybkiego zakończenia postępowania. Dowodzą tego regulacje ustawy – Prawo upadłościowe i naprawcze, zgodnie z którymi generalną wskazówką ustalenia wynagrodzenia jest wartość masy upadłości, przy czym wynagrodzenie nie może być wyższe niż 3 proc. wartości funduszów masy upadłości oraz sum uzyskanych z likwidacji rzeczy i praw obciążonych. Wynagrodzenie nie może też przekroczyć 140-krotności średnich krajowych. Konkretną motywacją dla syndyka jest podwyższenie wynagrodzenia do 10 proc. w sytuacji, gdy zakończy postępowanie w ciągu roku od końca terminu zgłoszeń wierzytelności.

Syndyk, działając na rzecz ogółu wierzycieli, ma zarówno wrogów, jak i sojuszników

Należy zatem zdementować mit o zapewnionej pracy i pensji dla syndyka aż do końca postępowania, gdyż wynagrodzenie jest wypłacane za całość postępowania, niezależnie od czasu jego trwania. Owszem, w art. 162 umieszczona jest również regulacja wynagradzania syndyka w sytuacji, kiedy kwota otrzymana z 3 proc. wartości masy upadłości jest nieadekwatna (np. masa upadłości o wartości 50 tys. zł daje wynagrodzenie w wysokości 1,5 tys. zł) i wówczas wysokość wynagrodzenia jest ustalana przez sąd, który waży wiele okoliczności związanych z konkretnym postępowaniem. W ten sposób ustalona kwota nie może być wyższa niż miesięczna średnia krajowa, pomnożona przez prognozowaną liczbę miesięcy do końca postępowania (nie więcej niż 40). W praktyce w mniejszych postępowaniach jest to kwota zbliżona do minimalnego wynagrodzenia, a wypada pamiętać, iż syndyk jest przedsiębiorcą podlegającym ubezpieczeniu ZUS i obowiązkowemu ubezpieczeniu OC, które musi pokrywać z otrzymanego wynagrodzenia.
Jeżeli więc zdarza się, że wartość kwot wypłaconych wierzycielom w znacznym stopniu jest zmniejszona przez wynagrodzenie syndyka, to przyczyną tego stanu rzeczy jest katastrofalna kondycja obejmowanych mas upadłości. Zadłużone po uszy przedsiębiorstwa, nieuregulowane roszczenia pracownicze połączone z przerostem zatrudnienia, powodują konieczność podejmowania przez syndyka działań odbijających się na kosztach postępowania, które wydatnie zaniżają wartość majątku przeznaczonego do podziału. Co więcej, do niedawna z każdej złotówki wypłaconej syndykowi odprowadzał on do fiskusa ok. 50 proc. podatków, podczas gdy kwoty wypłacane wierzycielom są od podatku wolne.

Nadzór sędziego

Dla syndyków wyssaną z palca wydaje się też funkcjonująca opinia o braku nadzoru nad ich działalnością. Otóż nadzór nad nami sprawuje sędzia komisarz: nie rzadziej niż raz na kwartał syndyk składa do sędziego komisarza sprawozdania rachunkowe z wydatków i wpływów masy upadłości. Wraz z nimi syndycy składają też sprawozdania opisowe z podejmowanych czynności, co pozwala sędziemu na drobiazgową ocenę progresji postępowania. Organem kontroli jest też rada wierzycieli, która oprócz kompetencji doradczych ma też kompetencje kontrolne w postępowaniu upadłościowym. Do wskazanych środków nadzoru dochodzi jeszcze ogólny nadzór ministra sprawiedliwości nad syndykami licencjonowanymi.
Rzecz ostatnia to skargi na syndyków: drażliwy temat z uwagi na to, iż z założenia syndyk, działając na rzecz ogółu wierzycieli, będzie miał zarówno wrogów, jak i sprzymierzeńców. Ci pierwsi bywają autorami skarg, nierzadko anonimowych, kierowanych do sędziów komisarzy oraz do Krajowej Izby Syndyków. W przypadku skargi skierowanej do sędziego komisarza, wzywa on syndyka do złożenia wyjaśnień lub wysłuchuje go, a następnie podejmuje decyzję o ukaraniu lub skargę oddala. Natomiast Krajowa Izba Syndyków, za pośrednictwem swojego rzecznika dyscyplinarnego, rozpatruje skargi na syndyków, którzy są członkami izby. Jeśli skarga jest zasadna, to stosowane są środki dyscyplinujące, do wykluczenia z izby włącznie. Nie wszyscy jednak licencjonowani syndycy zdecydowali się być członkami Krajowej Izby Syndyków, wobec czego brak jest możliwości stosowania wobec nich tejże procedury.
Wbrew obiegowej opinii syndyk nie jest zatem niszczycielem przedsiębiorstwa, lecz czasem jest wręcz ratownikiem zakładu pracy, powiernikiem problemów pracowniczych, a nawet... psychoterapeutą dla przeżywającego osobisty dramat przedsiębiorcy.

Jerzy Sławek, dziekan Krajowej Izby Syndyków