Miałem nadzieję, że przez najbliższe lata nie będę musiał pisać o sędziowskich wynagrodzeniach. Niestety, podobnie jak wielu innych sędziów w Polsce czuję się po prostu oszukany. A dla tych, którzy twierdzą, że to zbyt mocne słowa, bo sędziowie przecież nie mają tak źle, odpowiedź mam krótką: trudno jest podejmować polemikę z osobą, która ma z góry założoną tezę.
Skupię się jednak na czym innym. Na prośbie do premiera Rzeczypospolitej Polskiej. „Panie Premierze, proszę dokładnie przeanalizować decyzje dotyczące sędziowskich wynagrodzeń. Mam świadomość, że decyzja dzisiaj należy do Pana. Nie mam złudzeń, ani minister sprawiedliwości, ani minister finansów, ani tym bardziej parlament nie będą miały tu decydującego głosu. Dlatego apel skierowany jest do Pana”.
Pozwolę sobie przypomnieć w tym miejscu kilka faktów, które być może uleciały już z pamięci polityków. Byłem przy nich blisko i wierzyłem w to, co ministrowie pańskiego rządu mówili do sędziowskiego środowiska dwa lata temu. Mamy prawo wymagać, by rząd, który przecież jest rządem kontynuacji, dotrzymywał zawartych umów. Wtedy gdy wprowadzano te regulacje, słyszałem o przełomowym, wręcz epokowych mechanizmie, który raz na zawsze pozwoli oderwać sędziowskie wynagrodzenia od kaprysu polityków. Odejście od sztucznie ustalanej rokrocznie kwoty bazowej było dla środowiska niezwykle ważne. Przez lata kolejne rządy po macoszemu traktowały to środowisko. Kolejne ustawy, nie zabezpieczając jakichkolwiek środków i możliwości normalnego sądzenia, „wrzucały” do sądów coraz to nowe kategorie spraw. Pomimo sędziowskiego wysiłku, czasem ponad ludzkie siły, zaległości rosły. Sędziowie pracowali i cierpliwie czekali. Fantastyczny zapis ustawy o ustroju sądów powszechnych, że: „czas pracy określony jest wymiarem zadań”, doprowadzał do wynaturzenia na skalę masową. Jakiekolwiek normy czasu pracy przestały istnieć. Sędziowie, by opanować wpływ spraw, pracowali już nie tylko w soboty i niedziele. Osobiście znam przypadki brania urlopów wypoczynkowych, po to tylko, by pisać uzasadnienia. Sędziowie cały czas traktowali swój zawód jako misję. Ale dookoła zaczęła powstawać szybko klasa średnia, której poziom życia nagle zaczął zbliżać się do Europy Zachodniej. Ożywiły się kontakty z sędziami z Europy. Poczucie ubogiego krewnego doskwierało, ale państwo w potrzebie, na dorobku, etos, poczucie obowiązku.
Sędziowie stanowią filar demokratycznego państwa. Ignorowanie ich statusu, lekceważenie umów, doprowadzanie do tego, że sędziowie w najlepszym okresie swej pracy odchodzą z zawodu, to szkodzenie państwu
Nadszedł czas, by stworzyć wreszcie podstawy niezależności finansowej sędziów. Najważniejsze w całej tej batalii, która rozegrała się niespełna trzy lata temu, było wypracowanie takiego mechanizmu, który byłby akceptowalny społecznie, sprawiedliwy i odrywał nas od łaski rządzących. Pamiętamy już czasy, całkiem nieodległe, gdy musieliśmy walczyć o niezawisłość. Politycy grzmieli na nas, grozili palcem z ekranu telewizora, a instrumenty finansowe były kuszącym batem na sędziów, którzy nigdy nie zginali karku przed jakąkolwiek opcją polityczną. Powstał pomysł powiązania naszych wynagrodzeń ze średnią wynagrodzeń w kraju. Sędziowie byli trochę rozczarowani, że długo jeszcze nie osiągną poziomu wynagrodzeń ich kolegów z Zachodu, ale naprawdę cieszyli się tym, że skończy się manipulowanie kwotą bazową, niepewność każdego roku, walka w mediach, by udowodnić swoje racje. Że wreszcie będziemy mogli rozsądnie planować swoje budżety domowe, racjonalnie planować kredyty. Pomysł został zrealizowany w ustawie o ustroju sądów powszechnych.
Artykuł 91 par. 1c wskazał, że podstawę ustalenia wynagrodzenia zasadniczego sędziego w danym roku stanowi przeciętne wynagrodzenie w drugim kwartale roku poprzedniego, ogłaszane w Dzienniku Urzędowym Rzeczypospolitej Polskiej Monitor Polski przez prezesa Głównego Urzędu Statystycznego na podstawie art. 20 pkt 2 ustawy z 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (Dz.U. z 2004 r. nr 39, poz. 353 z późn. zm.). Machnęliśmy już ręką, że drugi kwartał jest zazwyczaj kwartałem „najniższego wynagrodzenia”. Ważna byłą zasada. Politycy, tej koalicji, rządzącej wtedy i dzisiaj, piali z zachwytu. Sukces miał nagle wielu ojców. Jednak okazuje się, że sędziowie mogą dzisiaj nucić jedynie kultowe już strofy piosenki : „...nie wierzę politykom, nie...”
To jest tylko część artykułu, zobacz pełną treść w e-wydaniu Dziennika Gazety Prawnej: Rząd burzy kompromis z sędziami.

Waldemar Żurek, sędzia, członek Krajowej Rady Sądownictwa