Ofiary pomimo zmiany przepisów nadal nie są skutecznie chronione.
Choć rośnie liczba nakazów opuszczenia lokalu dla sprawców przemocy, to nadal jest ich niewspółmiernie mało w porównaniu z aktami przemocy. Co więcej, blisko 40 proc. gmin do tej pory nie powołało zespołów interdyscyplinarnych, mających chronić ofiary.
Rok temu miało dojść do rewolucji w ochronie ofiar przemocy. Główną nowością było wprowadzenie możliwości wyrzucenia sprawcy przemocy z mieszkania, a także wydanie zakazu zbliżania się do ofiary. Jak chwali się resort sprawiedliwości, natychmiast po wprowadzeniu przepisów wpłynęły pierwsze wnioski o opuszczenie mieszkania przez sprawcę. W ciągu pół roku działania ustawy uwzględniono 138 z 353 wniosków w postępowaniu cywilnym. W karnym 631 razy orzeczono nakaz opuszczenia mieszkania. – To dużo – uważa sędzia Michał Lewoc, sędzia, koordynator zespołu ds. przeciwdziałania przemocy w rodzinie z departamentu praw człowieka przy Ministerstwie Sprawiedliwości.
Jednak już zdaniem pracowników socjalnych nowe prawo nie jest tak skuteczne, jak się tego spodziewali. – Na taki nakaz trzeba bardzo długo czekać. Sprawca się odwołuje, są powoływani nowi świadkowie, a my w tym czasie musimy ratować ofiary. Należy szybko znaleźć dla nich lokum zastępcze. Najgorzej, kiedy sprawca po wyroku nie dostanie zakazu zbliżania się do ofiary lub opuszczenia lokalu. Wtedy wraca i mści się – mówi Monika Psonak z zespołu interdyscyplinarnego MOPS w Głogowie.
Renata Durda, kierownik Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”, przekonuje, że nawet jeżeli nie zawsze udaje się szybko uzyskać nakaz opuszczenia mieszkania dla sprawcy, to najważniejsze jest, że liczba takich wyroków rośnie. – I że w ogóle wprowadzono takie prawo – mówi. Z drugiej strony przyznaje, że nie wszystkie nowe prawa dla ofiar przemocy są realizowane tak sprawnie, jak powinny. Dotyczy to choćby wydawania zaświadczeń lekarskich o przyczynach przemocy. Od kwietnia zeszłego roku każda ofiara ma prawo dostać taki dokument bezpłatnie. Co z tego, jeżeli wielu lekarzy nawet nie wie, że on istnieje. – A trudno oczekiwać tej wiedzy od kobiety, która jest maltretowana przez męża – mówi Renata Durda.
Poinformować o tym powinny m.in. zespoły interdyscyplinarne, czyli grupy ,w skład których wchodzi pracownik socjalny, lekarz, nauczyciel i policjant. Jednak po blisko półtora roku, od kiedy gminy otrzymały obowiązek powoływania takich zespołów, nie wywiązało się z niego blisko 40 proc. z nich. – U nas rada miasta jest temu przeciwna – wyjaśniają w zakopiańskim MOPS.
W wielu gminach powodem jest brak pieniędzy. Pracownicy musieliby pracować po godzinach, bezpłatnie. – Zmieniono prawo, ale całą odpowiedzialność zrzucono na samorządy, nie przeznaczając żadnych dodatkowych funduszy – mówi Durda.

134 866 tyle było ofiar przemocy w Polsce w 2010 roku

992 na 2,5 tys. gmin stworzyły zespoły interdyscyplinarne