Na jaw wychodzą kolejne szczegóły tego, co PKP chciały ukryć przed opinią publiczną, starając się zaaresztować raport NIK. O sprawie napisaliśmy w piątek. Okazuje się, że firma M. przez 16 lat bez żadnej umowy zajmowała atrakcyjne powierzchnie na Dworcu Centralnym.
Kontrolerzy NIK pojawili się w siedzibie PKP pod koniec ub. roku, aby prześwietlić, jak kolejarze gospodarowali nieruchomościami .Odkryli, że od 1994 do 2010 roku jedna ze znanych firm wynajmowała 1500 mkw. na warszawskim Dworcu Centralnym bez umowy – ostatnia wygasła przed 17 laty.
– Od tamtej pory płacili, ile chcieli i kiedy im pasowało. Najczęściej były to stawki 10-, 20-krotnie niższe od obowiązujących na rynku – ujawnia nam jeden z pracowników PKP.
Inspektorów NIK zdumiał sposób, w jaki PKP rozwiązały problem. W 2010 r. zawarły przed sądem ugodę z firmą: w zamian za 50 tys. zł i obietnicę opuszczenia pomieszczeń zrezygnowali z dochodzenia należności. Według NIK podarowali firmie niemal 8 mln zł. – Nie mieliśmy wyjścia. Firma była zdeterminowana, aby walczyć w nieskończoność, a my mieliśmy w perspektywie konieczność remontu dworca przed Euro 2012. Nie mogliśmy ryzykować, że przegramy przed sądem a firma zablokuje nam prace – tłumaczy nam menedżer z PKP.
Tę sytuację kontrolerzy opisali w wystąpieniu pokontrolnym, które trafia do Sejmu. Mimo protestów PKP nie usunięto niekorzystnego dla przewoźnika fragmentu. Wtedy pełnomocnik kolejarzy założył sprawę Skarbowi Państwa reprezentowanemu przez NIK o ochronę dóbr osobistych. Jak informowaliśmy, sędzia przychylił się do jego wniosku i wydał postanowienie, że NIK nie może upublicznić tych okoliczności, gdyż narazi to dobre imię PKP na szwank.
Rzecznik NIK Paweł Biedziak zadeklarował na naszych łamach, że izba przekaże pełną informację z kontroli do Sejmu, a wstrzyma się jedynie z publikowaniem tych fragmentów na stronach internetowych. Władze PKP nie chcą komentować sprawy. A specjaliści od PR twierdzą, że działania kolejarzy jedynie pogorszyły sytuację. – Doprowadzając do utajnienia, kolej uzyskała efekt odwrotny do zamierzonego: sprawa podejrzanych interesów ze spółką trafiła na czołówki gazet – komentuje strategię PKP Leszek Kraskowski, doradca PR i właściciel firmy Keja PR.
Jego zdaniem PKP popełniają błąd: zamiast spokojnie przedstawić swoje racje, PKP usiłują zakneblować najważniejszą instytucję kontrolną w państwie.