14 listopada wejdzie w życie ustawa nowelizująca kodeks karny. Zgodnie z nią nie będzie można rozpowszechniać i upubliczniać treści, które mogą ułatwić popełnienie przestępstwa o charakterze terrorystycznym. Zakazane będzie zatem zamieszczanie w internecie lub publikowanie w prasie porad, jak zrobić bombę.
Tego typu instrukcje nie będą mogły być rozpowszechnianie także za pomocą filmików w internecie. Za popełnienie tego przestępstwa grozić będzie kara od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.
Nowe regulacje mogą doprowadzić do powstania absurdalnej sytuacji. Podczas gdy dziennikarze z pism naukowych będą musieli bardzo uważać, by nie zdradzić czytelnikom, jak zrobić ładunek wybuchowy, informacje o konstruowaniu bomb nadal można będzie zdobyć bez problemu w sieci.

Karanie dziennikarzy

Redaktor naczelna „Wiedzy i Życia” Elżbieta Wieteska wyjaśnia, że teksty do publikacji już dziś są starannie dobierane. Redakcja czuwa, aby czytelnik nie znalazł w czasopiśmie takich instrukcji.
– Mamy co prawda dział dotyczący eksperymentów, które można robić samodzielnie. Wybieramy do niego jednak tylko takie doświadczenia, przy wykonywaniu których nie można zrobić krzywdy ani sobie, ani nikomu innemu – wyjaśnia redaktor naczelna.
Dodaje, że informacje publikowane w pismach popularnonaukowych dobierane są najczęściej tak, by nie wystarczyły do skonstruowania ładunku wybuchowego.
Nowe przepisy teoretycznie nie powinny zaszkodzić redakcjom pism naukowych. Według nich karze będzie podlegać bowiem tylko ta osoba, która publikując instrukcję, jak zrobić bombę, będzie chciała pomóc terrorystom dokonać ataku.
– Samo zamieszczenie instruktażu nie będzie jeszcze przestępstwem. Chodzi o to, by rzeczywiście ktoś z tego skorzystał – uspokaja Jerzy Kozdroń, który pełnił funkcje posła sprawozdawcy w czasie sejmowych prac nad nowelą.
Publikując artykuł nigdy nie można mieć jednak pewności, do czego czytelnik wykorzysta zdobytą w ten sposób wiedzę. Pewne jest jednak, że w sytuacji, gdy członkowie redakcji za pośrednictwem publikowanych tekstów rzeczywiście ułatwią dokonanie ataku terrorystycznego, zostaną pociągnięci do odpowiedzialności.
– W takim wypadku ukarany zostanie dziennikarz, który jest autorem tekstu. Zgodnie z prawem prasowym do odpowiedzialności można także pociągnąć redaktora naczelnego, który odpowie jak za przestępstwo nieumyślne – wyjaśnia dr Michał Zaremba, specjalista od prawa prasowego z Uniwersytetu Warszawskiego.

Nieskuteczne przepisy

Bez względu na to, czy prasa zrezygnuje z tekstów o materiałach wybuchowych, czy nie, podobne treści i tak będzie można bez problemu znaleźć w sieci. Autorzy, którzy wrzucili kilka lat temu do internetu podobne instrukcje, nie będą musieli ich usuwać. A wszystko dlatego, że nawet po wejściu w życie nowelizacji internautów nie będzie można pociągnąć do odpowiedzialności karnej.
– Wynika to z tego, że prawo nie działa wstecz – wyjaśnia prof. Marian Filar.
Ta zasada wywodzi się z kodeksu karnego. Zgodnie z nim nie można karać za czyn, który w momencie jego popełnienia nie był zabroniony. Co więcej każdy ma prawo podejmować działania, które nie są w danym momencie zakazane.
– Obywatel nie musi analizować, czy w bliższej bądź dalszej przyszłości jego czyn zostanie uznany za niedozwolony – dodaje Zbigniew Roman, adwokat prowadzący własną praktykę.
Przez to, że prawo nie działa wstecz, na podstawie nowych przepisów nie będzie można ukarać także osoby, której instrukcje posłużą do skonstruowania bomby przez terrorystę w przyszłości.



Specjalistyczne strony

Tymczasem ze znalezieniem dziś w sieci odpowiednich instrukcji nie ma najmniejszego problemu. Po wpisaniu do internetowej wyszukiwarki sformułowania, jak zrobić bombę, wyskakuje 1 270 000 wyników. Internauci radzą, jak zrobić ładunek wybuchowy z pianki do golenia, długopisu, dyskietki, coca-coli, saletry, proszku do pieczenia itd.
– Niektóre to żarty, ale wśród nich można znaleźć również takie instrukcje, na podstawie których faktycznie można skonstruować bombę – komentuje prof. Marian Filar.
Niektórzy internauci nie tylko udzielają krótkich rad na forach, ale także zakładają własne strony z bardziej obszernymi instrukcjami. Za przykład może posłużyć portal dwudziestolatka z Muszyny. Internauta na tej stronie zamieszczał filmiki z detonacji ładunków wybuchowych. Policja schwytała go pod koniec lipca 2011 roku. Mężczyzna usłyszał zarzut nielegalnego posiadania i wyrabiania ładunków wybuchowych oraz sprowadzenia niebezpieczeństwa wybuchu. Takie czyny i dziś są zabronione.
Eksperci wyjaśniają, że osoby, które zamieszczą w sieci instrukcję, jak zrobić bombę, nawet jeśli nie posiadają w domu ładunków wybuchowych, nie powinny czuć się bezkarne.
–Takim instruktorom bądź nauczycielom już dziś można postawić zarzuty pomocnictwa bądź podżegania do popełnienia przestępstwa zamachu – wyjaśnia Zbigniew Roman.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami kodeksu karnego podżeganie polega na namawianiu kogoś do popełnienia przestępstwa. Pomocnictwo to działanie, którego celem jest ułatwienie danej osobie popełnienia czynu zabronionego. Za te przestępstwa grozi taka sama kara jak za sprawstwo.
Podstawa prawna
Ustawa z 29 lipca 2011 r. o zmianie ustawy – Kodeks karny, ustawy – Kodeks postępowania karnego oraz ustawy o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych za czyny zabronione pod groźbą kary (Dz.U. z 2011 r. nr 191, poz. 1135).
Służby monitorują internautów szukających stron o bombach

Przemysław Krejza, prezes Stowarzyszenia Instytut Informatyki Śledczej

Funkcjonariusze, którzy usiłują znaleźć osobę, zamieszczającą w sieci nielegalne materiały, mogą natrafić na wiele trudności. Jeżeli internauta opublikował zabronione treści na serwerze na Wyspach Kanaryjskich, może okazać się, że zdobycie jakichkolwiek informacji o tej osobie jest niemożliwe. Tam nie obowiązuje bowiem ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną. To oznacza, że dostawca internetu nie musi na Wyspach Kanaryjskich przechowywać tzw. logów (IP internauty lub informacji o pobieranych plikach). Terroryści w sieci nie mogą się jednak czuć bezpiecznie. Sprawy dotyczące ataków, a w szczególności informacje o bombach, nieustannie są monitorowane przez międzynarodowe służby. Ta kontrola jest dziś na tak wysokim poziomie, że osoba, która w wyszukiwarce zbyt często wpisuje słowo „bomba”, może zwrócić na siebie uwagę monitorujących internet funkcjonariuszy.