Janusz Wojciechowski z PiS oświadczył w czwartek przed Trybunałem Konstytucyjnym, że nowy Kodeks wyborczy zawiera "rażące, drastyczne błędy". Podkreślił, że na trzy tygodnie przed ogłoszeniem wyborów parlamentarnych nadal nie wiadomo, na jakich zasadach będą przeprowadzone.

TK zajmuje się w czwartek wnioskiem PiS o uznanie niektórych zapisów Kodeksu Wyborczego za niezgodne z konstytucją.

Europoseł Janusz Wojciechowski - pełnomocnik PiS przed TK - oświadczył, że z ducha konstytucji i orzecznictwa Trybunału wynika zasada "ciszy legislacyjnej", która powinna panować na sześć miesięcy przed wyborami.

"Na co najmniej sześć miesięcy przed wyborami wszystkie reguły muszą być jasne dla wszystkich uczestników procesu wyborczego" - podkreślił Wojciechowski. Tymczasem - jak dodał - najdalej na trzy tygodnie przed zarządzeniem wyborów ani wyborcy, ani partie polityczne nie znają odpowiedzi na zasadnicze pytania np.: czy wybory do Senatu będą jednomandatowe, czy będzie można głosować przez pełnomocników, czy będzie możliwość głosowania korespondencyjnego, czy będzie można używać billboardów. Podkreślił, że jeżeli prezydent zarządzi wybory jeszcze w lipcu, odpowiedź na te pytania będzie brzmieć: "nie", a jeśli zdecyduje się je ogłosić w sierpniu (po wejściu w życie Kodeksu wyborczego) - będzie to odpowiedź pozytywna.

"Doszło do paradoksalnej sytuacji. Prezydent może działać na zasadzie dwóch praw. Może wybrać dowolnie, czy zarządzi wybory na zasadzie starej ordynacji, czy nowego kodeksu" - zauważył Wojciechowski. Podkreślił, że kłóci się to z zasadą podziału władz - prezydent staje się bowiem ustawodawcą - to on, a nie parlament zadecyduje o zasadach wyborów.

Wojciechowski podkreślił też, że można podejrzewać, iż być może niektóre partie już wiedzą, jaki porządek będzie obowiązywał podczas wyborów i mogą się do wyborów przygotować lepiej, podczas gdy inne nadal tego nie wiedzą.

Europoseł skrytykował też tryb wprowadzenia jednomandatowych okręgów w wyborach do Senatu. Według niego, w sposób rażący nadużyto tu trybu poprawki senackiej. "Wprowadzanie całej nowej instytucji, fundamentalnej, rewolucyjnej wręcz, chyłkiem, ukradkiem, bez dyskusji, bez namysłu to nie jest poprawka, nie można tak procedować" - oświadczył.

Również dwudniowe wybory - są jego zdaniem - "jaskrawo sprzeczne z konstytucją". Jak mówił Wojciechowski nie można interpretować słów inaczej, niż wynika to z języka, a konstytucja mówiąc, że "wybory przeprowadza się w dniu wolnym od pracy", używa liczby pojedynczej. Europoseł podkreślił też, że urny wyborcze - w przypadku dwudniowego głosowania - przestają być kontrolowane przez komisje wyborcze i wędrują pod opiekę wójta. Jak mówił, w kontekście możliwych nadużyć jest to tak, "jakby wilkowi powierzyć opiekę nad owczarnią".

Z kolei poseł Arkadiusz Mularczyk (PiS) podkreślił, że dwudniowe wybory dają dużą możliwość "manipulacji frekwencją". Według niego, media mogłyby - znając sondażowe wyniki z pierwszego dnia - namawiać do pójścia do wyborów dnia drugiego.

Wojciechowski skrytykował też głosowanie przez pełnomocnika. Jego zdaniem, ustawodawca zamiast pomóc m.in. osobom niepełnosprawnym w wyborach - wykluczył ich. Jak wyjaśnił, instytucja opisana w Kodeksie wyborczym nie jest żadnym pełnomocnictwem, bo mocodawca nie ma żadnych gwarancji, jak zagłosuje pełnomocnik. "Po prostu oddaje swój głos innej osobie i ta inna osoba może głosować, jak chce" - zaznaczył. Wojciechowski przypomniał hasło sprzed poprzednich wyborów: "zabierz babci dowód". Dzisiaj - jak mówił - "ustawodawca poszedł jeszcze dalej - zabierz babci głos, będziesz miał dwa, a babcia nie będzie miała żadnego".

Pełnomocnik posłów PiS ocenił także, że głosowanie korespondencyjne - które wprowadza nowy kodeks - to głosowanie nie w ciszy wyborczej, ale w "hałasie kampanii wyborczej". Jak dodał, w dobie internetu, nawet będąc bardzo daleko, można śledzić życie polityczne Polski. Według niego, nie ma też żadnej gwarancji co do rzetelności takiej formy głosowania.

Wojciechowski pytał też o zakaz emitowania spotów wyborczych i naklejania billboardów. Zaznaczył, że rządzący mają większą możliwość na przedstawienie swojej "narracji", podczas gdy opozycja musi często posługiwać się hasłami. Zakwestionował też szybki tryb uchwalenia poprawki zakazującej spotów. "Po podpis do prezydenta jechano na sygnale, jak z krwią do chorego" - ironizował.