Nieobecność na jednej sesji może kosztować stołecznego radnego nawet 800 złotych. To bat Platformy Obywatelskiej na niezdyscyplinowanych czy knebel na opozycję? - zastanawia się "Życie Warszawy".

Stołeczni radni mają uchwalić dziś nowe zasady naliczania sobie diet. Nieco bardziej restrykcyjne i dyscyplinujące niż do tej pory. Od września kryterium ma być proste - nie pracujesz, nie zarabiasz. Nie wszyscy jednak są z tego zadowoleni. Mówią o ciosie w samorządową opozycję - odnotowuje gazeta.

Radny Warszawy może otrzymać teraz maksymalnie 2,5 tys. zł. Od ryczałtowej kwoty odejmowana jest indywidualnie symboliczna raczej suma, za ewentualną nieusprawiedliwioną nieobecność na sesji lub komisji. Według nowego systemu opracowanego przez radnych z PO, znacznie trudniej będzie obecnie uzbierać pełną dietę. Bowiem: "Diety nie za gotowość do pracy, tylko za rzeczywistą aktywność".

Samorządowa opozycja wytyka Platformie niekonsekwencję. Ta chce bowiem uderzyć po kieszeni za nieobecność na sesji, nie przewidując jednocześnie żadnej kary finansowej za nieobecność na sesji nadzwyczajnej, a te zwykle zwoływane są na wniosek opozycji. Radni koalicji rządzącej na te posiedzenie nie przychodzą i nie ma qworum do rozpoczęcia obrad. Można będzie nadal ten proceder bez konsekwencji kontynuować - czytamy w "Życiu Warszawy".