Po zamieszkach w meczu o Puchar Polski zareagował premier Donald Tusk, który zapowiedział, że sytuacja nie może się powtórzyć i państwo będzie walczyć z kibolami jak niedawno z dopalaczami. Jednak eksperci wskazują, że prócz decyzji administracyjnych i poprawienia prawa musi się jeszcze zmienić działanie policji. Bez tego nie będzie w stanie odpowiednio zabezpieczyć Euro 2012.
Decyzję o zamknięciu stadionów podjęli wczoraj wojewodowie: mazowiecki i wielkopolski po otrzymaniu negatywnych opinii miejscowych komendantów wojewódzkich.
– Komendanci przeprowadzili analizy ryzyka i uznali, że podczas najbliższych meczów może dojść do łamania prawa – tłumaczy rzecznik resortu spraw wewnętrznych Małgorzata Woźniak.
Dokładnie taką samą opinię wydał komendant wojewódzki w Bydgoszczy, jednak wojewoda kujawsko-pomorska zezwoliła na organizację finału Pucharu Polski na stadionie Zawiszy.
Po wtorkowych zamieszkach w meczu o Puchar Polski w Bydgoszczy zareagował premier Donald Tusk, który zapowiedział, że sytuacja nie może się powtórzyć i państwo będzie walczyć z kibolami jak niedawno z dopalaczami. Jednak eksperci wskazują, że prócz decyzji administracyjnych i poprawienia prawa musi się jeszcze zmienić działanie policji. Bez tego nie będzie w stanie odpowiednio zabezpieczyć Euro 2012.

Wojna pozycyjna

Taktykę zastosowaną na bydgoskim stadionie bezlitośnie krytykuje dr Stanisław Bukowski, doświadczony policjant i ekspert od spraw bezpieczeństwa. – Przypominała wojnę pozycyjną z czasów napoleońskich. Policja ograniczyła się do sformowania szyku, wystrzelenia kilku gumowych pocisków w stronę kibiców. Ci odpowiedzieli, rzucając wyposażeniem demolowanego stadionu – mówi. Jego zdaniem funkcjonariusze w takich wypadkach powinni brać przykład ze swoich brytyjskich kolegów. Tam za pierwszym szpalerem policjantów działa specjalna grupa, która w krótkich wypadach wyłapuje najbardziej krewkich spośród kiboli. Właśnie wypracowanie takiej taktyki pozwoliło brytyjskiej policji zwyciężyć w wojnie z kibolami.
Jak wygląda przygotowywanie naszych policjantów na takie sytuacje? – Ostatnio miałem ćwiczenia z użycia miotacza gazu, które ograniczyły się do przekazania mi pojemnika. Później i tak dowódca powiedział, żebym nie myślał o jego użyciu, bo nie jest wypełniony gazem – opowiada „DGP” jeden z funkcjonariuszy wydziałów prewencji.

Polityczne naciski

W ostatnich latach tylko raz policjanci zastosowali taktykę „zero tolerancji”. Komendant stołecznej policji Adam Mularz zdecydował o zatrzymaniu kilkusetosobowej grupy kibiców Legii, którzy przyszli pod stadion lokalnego rywala mimo braku biletów. Po tej akcji na komendanta i jego ludzi spadła fala krytyki. Specjalne konferencje prasowe w obronie „ciemiężonych” kibiców Legii zwoływali parlamentarzyści PiS. Podobnie zachowała się grupa posłów i działaczy PO, którzy zaapelowali o złagodzenie kar stadionowym chuliganom.
– Trudno ukrywać, że czujemy potężną obawę przed podjęciem decyzji, która może nie spodobać się politykom. Praktyka pokazuje, że to może skończyć karierę – przyznaje w rozmowie z „DGP” jeden z komendantów wojewódzkich.
To jednak nie powinno powstrzymywać policji przed działaniem. – Najważniejsze, aby komendanci działali stanowczo, nie przejmując się krytyką i niezadowoleniem polityków. Szczególnie gdy ci podejmują różne interwencje, formy nacisku – komentuje dr Bukowski.
Taktyka „zero tolerancji” wobec przestępców kiboli przyniosła już sukces policyjnemu Centralnemu Biuru Śledczemu. Po powstaniu specjalnych grup do rozpracowywania kiboli policjanci z prokuratorami stawiają im zarzuty udziału w zorganizowanych grupach przestępczych. W efekcie za kratki trafili już np. sprawcy głośnego zabójstwa w Krakowie, kilkanastu najbardziej niebezpiecznych liderów „bojówek”.