Za zarobkowy przewóz osób samochodem, który nie jest taksówką, kierowca zapłaci 15 tys. zł kary.
Nie będzie można zarabiać na przewozie osób w samochodach, które tylko przypominają taksówki, a nimi nie są. Tak postanowili posłowie w piątkowym głosowaniu w Sejmie nad nowelizacją ustawy o transporcie drogowym. Sejm przyjął poprawki Senatu do nowelizacji. Posłowie przyjęli propozycję, by zabrać gminom możliwość decydowania o tym, ile taksówek ma jeździć po jej terenie. Dlatego limit licencji taksówkowych nie będzie ustalany przez radę gminy. Zmiana ta nie podoba się środowisku taksówkarzy.
– Samorządy wiedzą najlepiej, jakie na ich terenie jest zapotrzebowanie na usługi taksówkowe – uważa Paweł Biedrzycki, prezes Super Taxi.
Zgodnie z przyjętą nowelizacją konieczna będzie licencja taksówkowa, by móc przewozić osoby w samochodzie osobowym. Zarobkowy przewóz osób pojazdem, który nie jest taksówką, zostanie dopuszczony, ale tylko wtedy, gdy takie auto jest konstrukcyjnie przystosowane do przewozu powyżej siedmiu osób łącznie z kierowcą. Dlatego nie będzie już można przewozić zarobkowo pasażerów w zwykłym samochodzie osobowym, który przypomina taksówkę, a zamiast oznaczenia TAXI ma jedynie napis: „przewóz osób”. Tacy kierowcy będę musieli uzyskać licencję taksówkową. Jeżeli bez licencji będą świadczyć usługi w zakresie przewozu osób, to narażą się na karę w wysokości 15 tys. zł. Okazjonalny przewóz będzie można wykonywać np. małym busem, jak te, które dziś wożą pasażerów z jednego miasta do drugiego czy dowożą turystów na szlaki górskie.
Zmiana wynika stąd, że wiele osób zaczęło obchodzić przepisy prawa. Nie ubiegali się o licencje taksówkowe. Zaczęli wykonywać tzw. okazjonalny przewóz osób. Tylko że tak naprawdę usługi te nie były okazjonalne, a okazały się stałym źródłem dochodów. Nie musiały spełniać tych wymagań co taksówki. Na przykład w przypadku przewozu okazjonalnego nie używa się taksometrów – przynajmniej takich, które podlegają kontrolom. Brak konieczności spełniania pewnych wymogów powodował, że taksówkarze nie mogli konkurować cenami z przewoźnikami, którzy się pod nich podszywali. Bywało też, że tracili sami pasażerowie. Zdarzało się, że niektórzy zamiast za jeden kilometr trasy policzyć 1,90 zł, brali 90 zł.
Zdaniem Pawła Biedrzyckiego nowela przepisów sprawi, że zniknie takie piractwo taksówkowe, a zasady wykonywania tej działalności zostaną ucywilizowane.
Zgodnie z przyjętą przez posłów poprawką Senatu kierowcy, którzy dziś prowadzą okazjonalny przewóz osób, będą jeszcze przez rok mogli świadczyć swoje usługi na dotychczasowych zasadach.