Sąd Najwyższy analizuje jedną z pierwszych operacji CBA przeciw układowi skorumpowanych urzędników i biznesmenów. Na decyzję sędziów czekają szefowie wszystkich dziewięciu służb mających prawo inwigilować Polaków.
Historia, na której trop wpadli agenci CBA kierowanego jeszcze przez Mariusza Kamińskiego, brzmi banalnie: dzięki założeniu podsłuchów zdobyli dowody, że w wałbrzyskim starostwie za 1000 zł można było załatwić każdą decyzję nadzoru budowlanego. Zatrzymali trzy osoby: urzędnika Ryszarda G. oraz korumpujących go Lecha W. i Tadeusza R.
– Nagrane rozmowy nie pozostawiały wątpliwości co do ich winy. Ale sąd wyraził zgodę na podsłuchiwanie tylko Ryszarda G. – tłumaczy osoba znająca sprawę.
W dwóch instancjach sąd skazał tylko Ryszarda G. Za każdym razem uzasadnienie było podobne: sąd decydował o założeniu podsłuchu jedynie Ryszardowi G., dlatego CBA i prokuratura nie mogły wykorzystać dowodów przeciw jego dwóm wspólnikom.
– CBA powinno się zwrócić o tzw. zgodę następczą. Kierować wnioski do sądu za każdym razem, gdy podsłuchując, słyszy o innym przestępstwie, niż było we wniosku – tłumaczy „DGP” oficer służb specjalnych.
Dziś brak jest jednolitej wykładni dotyczącej uzyskania takiej zgody. Sądy okręgowe w poszczególnych województwach podejmują sprzeczne decyzje.
– W Warszawie nie ma problemu. W Poznaniu sąd chce, by wniosek trafił najdalej w dwa tygodnie od podsłuchanej rozmowy, a w Szczecinie musi być to natychmiast – mówi wysoki rangą policjant.
– Problem pojawia się, gdy prowadzimy podsłuch pod kątem handlu narkotykami i nagle usłyszymy o planowanym morderstwie – dodaje.
Wszystkie wątpliwości wokół zgody następczej ma rozstrzygnąć Sąd Najwyższy. O kasację zwróciła się prokuratura, która domaga się uznania dowodów z podsłuchu i skazania dwóch wspólników urzędnika. Ale również sąd okręgowy wysłał pytanie do SN z prośbą o precyzyjną wykładnię pojęcia „zgoda następcza” – rozprawa, w poszerzonym składzie, odbędzie się 23 marca.