Dla polskich sędziów źródłem prawa przestały być Dzienniki Ustaw, zastąpiły je komercyjne programy komputerowe. Przez ignorancję sędziów i błędy w tych programach strony przegrywają sprawy w sądach.
Sądy coraz częściej bezkrytycznie stosują komercyjne systemy informacji prawnej, w których publikowane są ustawy i rozporządzenia. Zapominają, że nie są one oficjalnym źródłem prawa. Taki charakter mają tylko urzędowe publikatory, tj. Dziennik Ustaw czy Monitor Polski. W efekcie gdy program zawiera błąd lub nieścisłość, sąd zamiast to wytknąć i samodzielnie zinterpretować ustawę, powtarza bez żadnej refleksji informację za systemem komputerowym. Zdarza się także, że w razie wątpliwości sąd zwraca się o informacje do wydawnictwa oraz Kancelarii Sejmu.
Rządowe Centrum Legislacji wykryło różnice między tym, co publikują komercyjne systemy, a tym, co jest w oficjalnych publikatorach.
– Jeżeli sędzia (czy urzędnik) zwraca się do Kancelarii Sejmu, względnie do wydawcy elektronicznego systemu informacji prawnej, to daje dowód, że jest niedouczony, i to podwójnie. Po pierwsze, bo nie wie, gdzie należy szukać brzmienia obowiązującej litery prawa, po drugie, bo nie wie, że odpowiedź udzielona przez Kancelarię Sejmu lub wydawnictwo nadal nie stanowi podstawy do przesądzenia o obowiązywaniu źródła prawa – uważa adwokat Jerzy Naumann.

Kazus warszawski

Warszawski Sąd Okręgowy oddalił sprawę o odszkodowanie związane z sąsiedztwem Lotniska Okęcie (sygn. IV C 1287/09). Uznał, że jedna z ustaw, która wpływa na słuszność powództwa, straciła moc 30 czerwca 2008 r. Tak wynika z programu Lex wydawnictwa Wolters Kluwer: sporna ustawa jest w nim traktowana jako archiwalna, a z metryki aktu wynika, że stracił on moc 30 czerwca 2008 r. Problem w tym, że według strony Sejmu RP ustawa obowiązuje.
– Ta ustawa według Internetowego Systemu Aktów Prawnych jest aktem obowiązującym. Potwierdzamy swoje stanowisko – wskazuje Zbigniew Jegliński z biura prasowego Kancelarii Sejmu.
Także z programu LexPolonica wynika, że ustawa nie straciła mocy.
W podobnej sprawie ten sam warszawski sąd (ale inny sędzia) nabrał podejrzeń co do statusu kontrowersyjnej ustawy. Na rozprawach 14 października odroczył trzy sprawy do stycznia (sygn. IV C 1212/09, 1222/09, 1242/09) i postanowił się zwrócić do wydawcy Lex Omega oraz do Kancelarii Sejmu RP o udzielenie informacji o statusie spornej ustawy wobec istnienia rozbieżności w informacjach o jej obowiązywaniu. Sąd zwrócił się też do wydawnictwa z prośbą o informacje, na jakiej podstawie w systemie znalazła się informacja o wygaśnięciu aktu 30 czerwca 2008 r.
– Zapoznaliśmy się z wyjaśnieniami wydawnictwa Wolters Kluwer. Natomiast odpowiedź z Kancelarii Sejmu RP jeszcze do nas nie dotarła – mówi sędzia Anna Tyrluk-Krajewska, przewodnicząca IV wydziału cywilnego Sądu Okręgowego w Warszawie.

Sąd i wydawnictwo

Przewodnicząca wydziału podkreśla, że po dokonaniu pewnych czynności można dotrzeć do aktu prawnego, który pierwotnie pokazuje się jako archiwalny. Można się zapoznać z przepisami międzyczasowymi i na tej podstawie ustalić, czy akt ten obowiązuje.
– Jest to czasochłonne i w niektórych przypadkach wymaga bardzo dużej precyzji. Wchodząc do systemu Lex Omega, sędzia ma informację, że jest to akt archiwalny. Nie ma go wśród aktów obowiązujących. Z programu Lex wynika, że akt wygasł – 30.06.2008 r. – dodaje sędzia.
Wyjaśnia, że trudność w ustaleniu, czy akt obowiązuje, wynika z tego, że zawiera on wiele zmian przepisów i każda z tych zmian była również traktowana jako archiwalna. – Możemy się zastanawiać nad tym, czy przekaz w Lex jest czytelny, czy nie i czy na podstawie tego programu możemy z łatwością ustalić obowiązywanie aktu, czy nie – dodaje sędzia Anna Tyrluk-Krajewska.
Wydawnictwo Wolters Kluwer nie widzi sprzeczności między własnym programem a systemem Sejmu RP.
– Podany przykład ustawy nie jest jednorazowym błędem wydawcy ani błędem systemowym programu SIP Lex, ani też informacja na stronach sejmowych nie jest błędna. Ustawy zmieniające inne akty prawne są uwzględniane w tekstach tych aktów prawnych. Czasami ustawy te zawierają też przepisy samoistne, np. przejściowe. Przepisy te zwykle obowiązują jedynie pewien czas, tak też jest w przypadku tej ustawy – wyjaśnia Włodzimierz Albin, prezes zarządu Wolters Kluwer Polska.
Podkreśla, że taki system prezentacji aktów prawnych obowiązuje od lat w produktach elektronicznych wydawnictwa i nie budzi kontrowersji.
W komercyjnych systemach informacji prawnej wykryliśmy także istotne błędy
Rozmowa z Maciejem Berkiem, prezesem Rządowego Centrum Legislacji
Czy prawnik, zwłaszcza sędzia, może w 100 proc. ufać różnym komercyjnym programom, w których publikowane są akty prawne?
Źródłem prawa w Polsce są tylko oficjalne publikatory. W przypadku ustaw jest to Dziennik Ustaw w wersji papierowej i w wersji elektronicznej na stronie RCL. Natomiast wszystkie komercyjne systemy informacji prawnej są jedynie pomocnymi narzędziami w pracy każdego prawnika. Owszem te programy porządkują system aktów prawnych, zawierają teksty ujednolicone, dodatkowo przywołują orzecznictwo i literaturę. Ale są tylko narzędziami. Korzystając z nich, musimy o tym pamiętać. Jeśli o tym zapomnimy, to popełniamy błąd jako prawnicy.
Jak pan ocenia to, że sąd wobec sprzeczności informacji o obowiązywaniu ustawy pyta o status aktu prawnego wydawnictwo oraz Kancelarię Sejmu?
Nie podejmuję się oceny sposobu postępowania sędziego i konkretnego orzeczenia. Ale jedną tezę chcę jednoznacznie postawić – prawnik uczony jest wykładni prawa, a więc m.in. ustalenia, czy dany akt prawny obowiązuje, czy nie. Trzeba tego dokonywać na podstawie autentycznego tekstu ustawy. To jest czasami bardzo skomplikowane, ale to prawnik, a w szczególności sąd, który sprawuje wymiar sprawiedliwości, musi tę wiedzę wydobyć z bezpośrednich źródeł.
Czy kiedykolwiek czytając rozporządzenie lub ustawę, natknął się pan na różnicę między tym, co jest w komercyjnym programie, a tym, co jest w Dzienniku Ustaw lub Monitorze Polskim?
Rzeczywiście zdarzają się różnice między tym, co publikują komercyjne systemy, a tym, co jest w oficjalnych publikatorach. W ramach RCL dokonaliśmy takiej analizy porównawczej na próbce. Wykryliśmy drobne różnice, ale natrafialiśmy też na błędy zasadnicze, np. ginęły fragmenty niektórych przepisów – dla przykładu z jednego z przepisów regulaminu pracy Rady Ministrów wypadł funkcjonujący ówcześnie Komitet Europejski.
Skoro pan ustalił, że jeden z systemów komercyjnych zawiera błąd, co pan zrobił z tą wiedzą?
Jako RCL korespondowaliśmy w jednym przypadku z wydawcą tego programu, ale RCL nie jest organem, który ma za zadanie weryfikować treść ustaw czy rozporządzeń zamieszczanych w komercyjnych programach. Mogę tylko uczulić na ten fakt legislatorów i aplikantów aplikacji legislacyjnej.
Czy nie powinien powstać np. w ramach RCL lub w ramach systemu Sejmu RP oficjalny system informacji o aktach pranych wzorowany na komercyjnych programach?
Jestem pewien, że systemy elektroniczne tworzone przez państwo muszą się rozwijać. Przed stroną publiczną stoi wyzwanie – dostęp do prawa powinien być łatwiejszy i bardziej powszechny dzięki zastosowaniu narzędzi elektronicznych. Dziś oprócz wersji papierowej Dziennika Ustaw mamy wersję elektroniczną, na bieżąco udostępnianą na stronie RCL. Jest to źródło prawa. Pracujemy nad zamieszczeniem w wersji elektronicznej wszystkich Dzienników Ustaw od 1918 r. Zamierzamy to zrealizować we współpracy z Biblioteką Narodową do końca I kwartału 2011 r.
Czy pojawi się wreszcie także skorowidz ułatwiający przeszukiwanie bazy RCL?
Na pełną bazę aktów prawnych nałożymy także obiecywany od dawna skorowidz przepisów prawnych – czyli układ haseł, który pomaga wyszukiwać konkretne akty. Współpracujemy także z Sejmem, aby marszałek Sejmu zwiększył liczbę tekstów jednolitych, które są dostępne w Dzienniku Ustaw.
Rząd chce, by od 2012 r. Dziennik Ustaw ogłaszany był jedynie w formie elektronicznej. Dzienniki papierowe znikną?
Tak. Prawo będzie funkcjonowało wyłącznie w obiegu elektronicznym i co do zasady nie będzie już wersji papierowej. Chcemy też, aby tekst jednolity każdej zmienianej ustawy był publikowany w Dzienniku Ustaw co najmniej raz na rok, tak aby sąd czy obywatel nie musieli po każdej nowelizacji ustalać na własną rękę, jak brzmi obowiązująca ustawa poprzez nałożenie na nią kolejnych nowelizacji. To rozwiązanie jest też przedmiotem dyskusji z Kancelarią Sejmu, która będzie musiała to zadanie udźwignąć. Za autentyczny jednolity tekst odpowiada państwo, pod takim tekstem jest pieczęć marszałka Sejmu i jego podpis. Za taki tekst państwo bierze odpowiedzialność całym swoim autorytetem. Takiej mocy nie mają teksty ustaw z komercyjnych programów czy też ustawy ogłaszane na stronie Sejmu. Tam zawsze jest zastrzeżenie, że to nie jest oficjalny tekst i nikt nie bierze odpowiedzialności za ewentualny błąd.