Dziennikarze inwigilowani w latach 2005 – 2007 zawiadomią prokuraturę o złamaniu tajemnicy dziennikarskiej przez ABW, policję i CBA. Z notatek ABW wynika, że służby żądały billingów, gdy dziennikarze zajmowali się sprawami niewygodnymi dla PiS. Jeśli prokuratura udowodni służbom działanie przeciwko dziennikarzom na politycznie zamówienie, to szefowie ABW czy CBA mogą ponieść odpowiedzialność.

Dziennikarze oskarżają także byłych szefów służb specjalnych o nadużycie władzy. Prawnicy mówią o celowym blokowaniu krytyki prasowej przez służby.

Tajna notatka

W aktach śledztwa znajdują się nieznane dotąd notatki Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wynika z nich, że ABW sięgała po billingi, gdy krytyczni wobec rządu PiS dziennikarze zajmowali się sprawami przecieku z afery gruntowej lub kulisami śmierci Barbary Blidy.
Tak było w przypadku Andrzeja Stankiewicza, dziennikarza „Newsweeka”. O jego billingi ABW wystąpiła 20 lipca 2007 roku. Zwrócono się o nie w „sprawie przeciekowej w Ministerstwie Rolnictwa”. W piśmie nie podano, jaki okres obejmował wykaz połączeń.
Pobrany także został wykaz połączeń dla numeru Macieja Dudy. ABW wystąpiła o to 31 maja 2007 r. Nie jest wymieniona sygnatura sprawy, w jakiej potrzebne były billingi z tego numeru, data wniosku ani okres, jaki objęły. W maju Duda pisał w „Rzeczpospolitej” na temat samobójstwa Blidy. Procedura występowania o billingi czy podsłuchy była we wszystkich przypadkach bardzo podobna. Służby podawały sam numer telefonu, ani nie informując, w jakiej sprawie prowadzona jest kontrola operacyjna, ani do kogo należy telefon, mimo że doskonale to wiedziały.
Dla służby nie było cenna wiedza dziennikarzy, ale kto jest ich informatorem. Dlatego żądali billingów, do czego zdaniem prawników nie mieli prawa. Bo billingi objęte są tajemnicą dziennikarską. – Jest tylko kilka przypadków, kiedy tajemnica dziennikarska nie działa: ludobójstwo, zamach stanu, zamach na życie prezydenta RP, zabójstwo, terroryzm. Rzecz jednak chodzi o tożsamość informatora, a nie dane z billingów czy BTS. Czy rzeczywiście dziesięciu dziennikarzy w latach 2005 – 2007 było zaangażowanych w taką najcięższą przestępczość? – mówi dr Zbigniew Rau, stojący na czele zespołu naukowców przygotowujących projekt ustawy o pracy operacyjnej.

Źródła nie wolno ujawniać

Służby powoływały się na przepisy prawa telekomunikacyjnego, które organom ścigania takim jak Policja, ABW czy CBŚ daje prawo żądać od operatora przedstawienia billingów. Ale zdaniem ekspertów w tym przypadku pierwszeństwo ma tajemnica dziennikarska. – Źródła informacji dziennikarskich są szczególnie chronione i nie wolno ich nikomu ujawniać. Od tej tajemnicy sąd może zwolnić jedynie w przypadku najcięższych przestępstw. Można zatem uznać, że billingi rozmów prowadzonych przez dziennikarzy są również objęte taką tajemnicą. W mojej ocenie należałoby do nich zatem zastosować takie same zasady jak w przypadku zwolnienia od tajemnicy dziennikarskiej – mówi prof. Piotr Kruszyński, adwokat, specjalista od procedury karnej z UW.
– Teza, że podstawą uzyskiwania billingów przez szefa ABW może być umowa z operatorem, stanowi nieporozumienie. Kontrola rozmów telefonicznych dotyczy podstawowych praw obywatelskich, dlatego musi więc być uregulowana aktem ustawowym. Korzystanie z billingów bez takiej podstawy prawnej narusza prawo – mówi prof. Marian Filar, ekspert od prawa karnego z UMK w Toruniu.



Tylko zmiana wszystkich regulacji, w których pojawiają się przepisy dające służbom możliwość śledzenia obywateli, może ukrócić takie przypadki. – Premier powinien wziąć odpowiedzialność za przepisy, które pozwalają podsłuchiwać i brać wykaz połączeń telefonicznych obywateli. Trzeba przeprowadzić przegląd tych przepisów. Chcemy doprowadzić do powstania białej księgi z przypadkami inwigilacji nie tylko dziennikarzy, ale również tych, którzy stali się wbrew prawu obiektem rozpracowania – mówi „DGP” Adam Bodnar, sekretarz HFPC.

Dziennikarze, których billingi trafiły do ABW i CBA, w ciągu najbliższych dni złożą doniesienie do prokuratury. – Służby znalazły sposób na obejście tajemnicy dziennikarskiej. Uzyskano billingi bez zgody sądu – mówi „DGP” mecenas Jacek Kondracki.

Rzecz jest nie tylko w łamaniu praw samych inwigilowanych dziennikarzy, ale chodzi również o prawo do wolności słowa. Fundamentu demokracji.

Dlatego tajemnica dziennikarska jest szczególnie chroniona. Z punktu widzenia prawa ważniejsza niż prawo służb do zdobywania informacji.

Dziennikarze są zwolnieni z dochowania tajemnicy tylko w przypadku najcięższych przestępstw wskazanych w art. 240 k.k., m.in. ludobójstwa, zamachu stanu, zamachu na życie prezydenta RP, zabójstwa.

– Wykaz połączeń telefonicznych jest dokumentem chronionym przez art. 226 k.p.k. Służby powinny najpierw uzyskać zgodę sądu. Tak się nie stało. Zatem teraz dziennikarze mogą zawiadomić o popełnieniu przestępstwa. Moim zdaniem w rachubę wchodzi nadużycie władzy z art. 231 k.k. – tłumaczy mecenas Dariusz Pluta z kancelarii SKM.

Dotyczy to szefów ABW i CBA. – Trudno będzie jednak ustalić odpowiedzialnych. To prokurator będzie musiał udowodnić bezprawność czynu. Funkcjonariusze, którzy się zwracali o billingi, będą się tłumaczyć, że działali w dobrej wierze – dodaje dr Zbigniew Rau.

Życie na podsłuchu w Polsce i na świecie
Za czasów SLD dziennikarze również byli inwigilowani. Grzegorz Indulski, kiedy w 2003 roku został wezwany do prokuratury w sprawie wycieków informacji o służbach specjalnych, ku swojemu zdumieniu ujrzał billingi swoich dziennikarskich rozmów.
W 2008 r. ABW podsłuchiwało dwóch dziennikarzy: Bogdana Rymanowskiego z TVN i Cezarego Gmyza z „Rzeczpospolitej” w związku ze sprawą dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego, podejrzewanego o oferowanie pozytywnej weryfikacji oficerom WSI za pieniądze. Niezgodnie z prawem stenotypy z tych rozmów nie zostały zniszczone, a wiceszef ABW Jacek Mąka wykorzystał je w zupełnie innym procesie między nim a „Rz”. Premier Donald Tusk uznał, że prawo nie zostało złamane.
W czerwcu „GW” ujawniła, że w latach 2006 – 2007 CBŚ podsłuchiwany był dziennikarz Wojciech Czuchnowski. ABW rejestrowała przez 17 dni jego rozmowy w sprawie samobójstwa Barbary Blidy.
Podsłuchy to nie tylko polska specjalność. W wrześniu francuski dziennik „Le Monde” pozwał biuro prezydenta Sarkozy’ego o nakazanie tamtejszym służbom śledzenie dziennikarzy i próbę poznania informatorów w aferze właścicielki L’Oreala Liliane Bettencourt oskarżonej o nielegalne sponsorowanie jego partii.
W 2006 r. niemieckie służby zostały oskarżone o szpiegowanie dziennikarzy „Der Spiegel”, a nawet zatrudnianie jednych do podsłuchiwania drugich.