Warszawska Spółdzielnia Przy Metrze ma kilkadziesiąt milionów złotych długów i komornika na karku. Przegrała proces, ale zarząd nie poczuwa się do odpowiedzialności. Inaczej uważają mieszkańcy. Wynajęli prawników, którzy mają przyjrzeć się gospodarowaniu w tej spółdzielni.
SPEC straszy, że odetnie ciepłą wodę 15 tysiącom mieszkańców warszawskiego Ursynowa. Spółdzielnia Przy Metrze winna mu jest już 2,6 mln zł. Dług wciąż rośnie. Spółdzielnia nie płaci też firmom sprzątającym, nie płaci za wywóz śmieci. Nie ma jak, bo jej konta 31 grudnia 2009 roku zajął komornik. Ściągnął z nich już ok. 5 mln zł. Przedstawiciele tzw. grupy inicjatywnej walczącej o jawność działań zarządu spółdzielni uważają, że sprawę powinien zbadać prokurator. Prezes Andrzej Stępień nie ma sobie jednak nic do zarzucenia. Odpowiedzialnością za sytuację obarcza poprzedników i firmy budowlane.

Centrum Natolin

To miała być wizytówka śpółdzielni Przy Metrze. Od 1999 do 2003 r. wybudowano warte ok. 170 mln zł obiekty przy skrzyżowaniu al. KEN i ul. Belgradzkiej: mieszkania, centrum handlowe znane jako Galeria Ursynów i podziemne garaże. Spółdzielnia na tzw. inwestora powierniczego wybrała spółkę Drimex-Bud SA. Ta zleciła podwykonawstwo firmie Nadbud Sp. z o.o. Spółdzielnia na bieżąco regulowała płatności wobec Drimex-Budu.
Drimex-Bud jednak Nadbudowi wszystkiego nie zapłacił. W końcu zerwał umowę z podwykonawcą. Więc Nadbud pozwał spółdzielnię o zapłatę za wykonane prace. Po latach sąd przyznał mu rację i 15 grudnia 2009 r. zasądził na rzecz Nadbudu zwrot 12,7 mln zł długu plus odsetki. Razem około 30 mln zł.
– To poprzedni zarząd w 1997 r. podpisał niekorzystną umowę z Drimex-Budem – tłumaczy „DGP” prezes spółdzielni Andrzej Stępień. Dodaje, że nie był wówczas w jej władzach.
Przedstawiciele grupy inicjatywnej uważają jednak, że prezes bagatelizuje swoją rolę. Argumentują, że Stępień na prawnych reprezentantów spółdzielni wybrał ostatniego szefa SB płk. Jerzego Karpacza i wspomagającego go byłego cenzora z Mysiej. To oni mieli tak prowadzić postępowanie, że spółdzielnia przegrała. – Nie mam zastrzeżeń do pracy tych prawników, bo dzięki nim dwa razy już tę sprawę wygrywaliśmy – broni się prezes spółdzielni.
Sąd Apelacyjny przyznał jednak rację Nadbudowi. – Nie zgadzamy się z wyrokiem sądu i już napisałem skargę kasacyjną – mówi Jerzy Karpacz. – Był pan na uzasadnieniu wyroku? – pytamy. – Nie. Był pan mecenas Kazimierz Garnys – odpowiada. Po wpisaniu tego nazwiska w wyszukiwarce internetowej pojawiają się informacje m.in. o jego pracy w Głównym Urzędzie Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk oraz m.in. krytycznych recenzjach nagrywanych przez SB kazań księdza Jerzego Popiełuszki.
Spółdzielnia uważa, że wyrok jest niesprawiedliwy i liczy, że po raz kolejny Sąd Najwyższy przyzna jej rację.
Sam Nadbud jest jednak tak zadłużony, że nie może przeprowadzić własnej upadłości z powodu braku środków na ten proces. Nikt z tej firmy nie zdecydował się z „DGP” porozmawiać. Wierzytelność spółdzielni wobec Nadbudu przejęła już firma windykacyjna.



Nowa inwestycja, nowe kłopoty

Mimo złych doświadczeń z Drimex-Budem spółdzielnia właśnie tej spółce powierzyła w 2006 r. kolejną inwestycję – obiekt Belgradzka (mieszkania, lokale usługowe, garaże). I sytuacja zaczęła się powtarzać. Spółdzielnia spółce płaciła, a ta podwykonawcom już nie zawsze. – Teraz mamy już tak podpisaną umowę, że za zobowiązania Drimex-Budu z podwykonawcami nie odpowiadamy my, tylko oni – twierdzi prezes spółdzielni.
Budowa opóźnia się już o 10 miesięcy. – Nie z naszej winy – broni się Grzegorz Drewnowski, wiceprezes Drimex-Budu. Przyznaje, że nie mogli się dogadać ze spółdzielnią, więc wypowiedzieli umowę.
Prezes Stępień zapowiada, że budynek przy Belgradzkiej dokończą inne firmy. Kiedy? Nie wiadomo. Jak zamierza gospodarować z zablokowanymi kontami? – To nasza tajemnica – mówi prezes. Co będzie, jeśli Sąd Najwyższy odrzuci skargę kasacyjną? – Spółdzielnia ma majątek wart ok. 700 mln zł, będziemy musieli sprzedać którąś działkę – wyjaśnia Stępień. Zapowiada też, że zawiadomi prokuraturę oraz wystąpi z roszczeniem majątkowym o zwrot tych pieniędzy przeciwko poprzedniemu zarządowi i spółce Drimex-Bud. Dlaczego dopiero teraz? Bo dopiero jeśli przegrają w Sądzie Najwyższym, nastąpi szkoda. – Zgłosiliśmy już firmę do upadłości – mówi nam tymczasem wiceprezes Drewnowski.
Przedstawiciele grupy inicjatywnej uważają jednak, że odpowiedzialność za sytuację spółdzielni ponosi obecny zarząd.
– Zamiast od razu wyegzekwować należności z tytułu ugody z Drimeksem, którą podpisał poprzedni zarząd, władze pozwoliły, by narosły takie odsetki – oceniają. Zarzucają też zarządowi spółdzielni ukrywanie przed jej członkami dokumentów oraz nawołują do poparcia zwołania walnego zgromadzenia, które mogłoby zmienić władze.
Zadłużenie spółdzielni i opóźnienia budów finansowanych przez ludzi, którzy wykupili już mieszkania i lokale użytkowe, oznaczają dla nich konkretne straty finansowe. Brak aktów własności i wpisów w księgi wieczyste oznacza wyższe raty kredytu. Podniesienie kosztów budowy to konieczność wpłacania waloryzacji, mimo wcześniejszego wpłacenia 100 proc. wartości lokalu. Jak wyliczyli, żeby spłacić obecne zadłużenie, każdy z 4 tys. członków śpółdzielni Przy Metrze musiałby wpłacić 10 tys. zł.
10 tys. zł tyle musiałby zapłacić każdy z członków, by spółdzielnia wyszła z długów
5 mln zł ściągnął komornik z konta Spółdzielni Przy Metrze