Tylko w ubiegłym roku co trzecia firma usuwająca materiały azbestowe z budynków nie oznakowała strefy zagrożenia tym surowcem, a co piąta niewłaściwie postępowała z odpadami azbestowymi – wynika z danych Państwowej Inspekcji Pracy, do których dotarł DGP.
Jedynie 19 z ponad 200 kontrolowanych firm faktycznie specjalizowało się w usuwaniu rakotwórczego materiału. Dla pozostałych była to jedynie działalność dorywcza, którą zajęły się z braku zleceń na prace budowlano-rozbiórkowe, handlowe lub usługowe.

Nikt nie wie, ile jest azbestu

– To w trakcie nieprawidłowego usuwania do powietrza dostaje się najwięcej groźnych dla zdrowia włókien azbestu. Lepiej w ogóle go nie usuwać, niż robić to nieumiejętnie – mówi prof. Neonila Szeszenia-Dąbrowska z Instytutu Medycyny Pracy im. J. Nofera w Łodzi.
Łódzki instytut monitoruje stan zdrowia mieszkańców 28 miejscowości, w których znajdowały się dawne zakłady azbestowe. Do końca 2008 r. na choroby wywołane pyłem azbestowym zapadło 1,9 tys. monitorowanych osób. Większość choruje na pylicę, ale u ponad 400 osób wykryto raka płuc lub raka międzybłoniaka opłucnej, nieuleczalny nowotwór, który uśmierca najczęściej w ciągu roku od zachorowania. A chorych będzie jeszcze przybywać, bo pierwsze objawy schorzeń mogą się ujawnić nawet po 20 latach od kontaktu z niebezpiecznymi włóknami.
Zagrożenie jest tym większe, że wiele wyrobów zawierających azbest znajduje się nie w zamkniętych zakładach przetwórstwa tego minerału, ale we wciąż działających zakładach pracy, budynkach użyteczności publicznej, szkołach, a także na drogach. – Podstawowy problem związany z usuwaniem azbestu polega na tym, że nikt dokładnie nie wie, jak dużo tego surowca znajduje się w Polsce – mówi Konstanty Spurek z firmy Eko-Mix zajmującej się usuwaniem azbestu.



Do końca 2006 r. zarządy województw miały opracować plany rzeczywistego rozmieszczenia na podległym im terenie wyrobów zawierających azbest, a zarządy powiatów – zgromadzić pełne dane o ich ilości i rozmieszczeniu. Z obowiązku tego wywiązało się jednak tylko 41 proc. z nich. W dodatku większość dokumentacji jest szacunkowa i nierzetelna. A to tylko ułatwia nielegalne usuwanie azbestu i pozbywanie się go w sposób, który jeszcze potęguje zagrożenie dla ludzi i środowiska. – Najczęściej takie firmy pozostawiają te materiały na dzikich wysypiskach w lasach. A np. w Starachowicach wrzucano je do rzeki – mówi Spurek z Eko-Miksu.

Przekroczone wskaźniki

Trudno powiedzieć, jak wielka jest skala procederu nielegalnego usuwania azbestu. Z szacunków przedstawionych w powstałym w lipcu 2009 r. rządowym „Programie oczyszczania kraju z azbestu na lata 2009 – 2032” wynika, że do końca 2006 r. usunięto 962 tys. ton wyrobów zawierających azbest. Tyle że do 2005 r. na legalnych składowiskach zdeponowano jedynie 160 tys. ton takich materiałów. Co stało się z resztą? Na to pytanie rządowy program nie odpowiada. Ile zostało do usunięcia? Ponad 14,5 mln ton materiałów zawierających azbest. Rząd oszacował, że poradzi sobie z tym problemem do 2032 r. Jednak przy obecnym tempie usuwania tych wyrobów nawet tak odległy termin jest nierealny. Przykładowo, jeśli administracja województwa lubelskiego utrzyma tempo z ostatnich kilku lat, problem azbestu przestanie w tym regionie istnieć dopiero w... 2576 r. Takich wyliczeń dokonała Najwyższa Izba Kontroli, wytykając przy okazji władzom gmin z tego województwa, że nie mają pełnych informacji o rodzaju, liczbie i miejscach wyrobów azbestowych na swoim terenie. A co za tym idzie – nie realizują ustawowego nakazu egzekwowania od prywatnych właścicieli oświadczeń o braku wyrobów azbestowych.
Bezpieczną granicą stężenia azbestu w materiałach budowlanych jest poziom 1 tys. włókien na metr sześcienny. W niektórych województwach nawet ten wyśrubowany poziom został jednak przekroczony. Stężenie azbestu przekroczyło wskaźnik w co piątym punkcie pomiaru – łącznie w 1300 punktach z ponad 700 gmin.