Antyreklamowe rozporządzenie to mydlenie oczu - alarmują specjaliści. Ministerstwo Infrastruktury zostawiło liczne furtki dla branży outdooru - akcentuje "Życie Warszawy".

Mieszkańcy budynków przy stołecznym pl. Konstytucji świata nie widzą poza reklamami napojów i serialu telewizyjnego na oknach. W kamienicy przy ul. Waryńskiego lokatorzy zdenerwowali się i obok reklamującego dżinsy motocyklisty olbrzyma wycięli otwory na okna. Tymczasem w połowie grudnia weszło w życie rozporządzenie ministra infrastruktury, które miało ukrócić proceder zasłaniania okien bannerami. Projekt przygotował wojewoda Jacek Kozłowski po udaremnionej próbie zawieszenia bez zgody mieszkańców płachty z modelką na bloku przy rondzie ONZ.

Czy w Warszawie uda się odpakować budynki? Eksperci alarmują, że nie. Powód - rozporządzenie jest pełne luk, które wykorzystają właściciele powierzchni reklamowych. "Efekt nowego prawa może być odwrotny niż zamierzony" - obawia się naczelnik miejskiego Wydziału Estetyki Przestrzeni Publicznej Tomasz Gamdzyk. "Wciąż można wieszać wielkie reklamy, byle nie zasłaniały okien mieszkań, czyli na ślepych ścianach, np. klatek schodowych. Nośnikami reklam mogą też być biurowce, uczelnie itd." - wylicza.

Ministerstwo Infrastruktury nie zabezpieczyło nawet należycie okien mieszkańców - wytyka gazeta. Według rozporządzenia, można wieszać reklamy podczas remontów domów. A to zachęta do powszechnego w stolicy pozorowania prac budowlanych - czytamy dziś na łamach "Życia Warszawy".