Zdaniem konstytucjonalisty prof. Piotra Winczorka zaproponowane w sobotę przez premiera Donalda Tuska zmiany w konstytucji są niepotrzebne. "Gdyby premier zechciał przeczytać konstytucję, to by się dowiedział, że nie musi niczego zmieniać, ponieważ władza wykonawcza należy do rządu. Prezydent w zakresie władzy wykonawczej ma bardzo ograniczone kompetencje" - powiedział prof. Winczorek.

Jego zdaniem zmiany nie byłyby potrzebne, gdyby nie spory pomiędzy prezydentem a premierem. "Ta konstytucja obowiązuje od 12 lat, a pan Tusk z panem Kaczyńskim od dwóch lat nie są w stanie się porozumieć. Robienie wokół tego sprawy, która wymaga zmian konstytucyjnych moim zdaniem jest przesadą" - uznał prof. Winczorek.

Jego zdaniem zmiana sposobu wyboru prezydenta z wyborów bezpośrednich na pośrednie, przeprowadzane przez Zgromadzenie Narodowe, które - jak przypomniał - nie są w Polsce niczym nowym, wcale nie musi wiązać się z ograniczaniem jego uprawnień. "Tam, gdzie wybory dokonywane są przez parlament, m.in. na Węgrzech, czy w Czechach, prezydenci nie są wcale tak słabi. Dlatego nie ma konieczności, aby przy zmianie sposobu wyboru prezydenta odbierać mu np. prawo weta. Ja jestem zdecydowanie za tym, żeby prezydent miał prawo weta, dlatego że to jest ostatnia deska ratunku przy naszym marnym prawodawstwie sejmowym - ktoś musi na końcu to wszystko sprawdzić i ewentualnie powiedzieć "nie", ale przecież nie w ten sposób, że odrzuca te ustawy, tylko kieruje do ponownego rozpatrzenia" - powiedział prof. Winczorek.

Zwrócił uwagę, że Trybunał Konstytucyjny nie może przejąć tej funkcji, bo działa inaczej - podejmuje sprawy po otrzymaniu wniosku, sam nie może brać spraw do rozpatrzenia. Dodał, że nie zawsze weto prezydenta musi być spowodowane niezgodnością z konstytucją, ale np. marną jakością ustawy albo zbyt wielkimi kosztami jej wykonania.

"Jeżeli prezydent ma być wybierany przez parlament, to ja nie wiem, czy to dobrze, że taki projekt wnosi obecny kandydat na prezydenta. Bo jeżeli te wybory mają się odbywać w przyszłym roku, to większość w parlamencie będzie taka jak dzisiaj. Pan premier ułatwia sobie albo innemu kandydatowi ze swojej partii, wybór na prezydenta" - powiedział prof. Winczorek.

W jego opinii zmiana sposobu przeprowadzania wyborów parlamentarnych jest kwestią do rozważenia. "Ale przypomnę, że wybory do Senatu są już większościowe, z tym że z okręgu są wybierane dwie osoby. Zmiana więc tutaj byłaby niewielka" - dodał.



Jeśli chodzi o zmniejszenie liczby posłów i senatorów, to zdaniem prof. Winczorka trzeba się zastanowić, przy jakiej minimalnej liczbie posłów i senatorów parlament może jeszcze skutecznie działać. "A jeśli chodzi o koszty funkcjonowania tej instytucji, to one są w głównej mierze administracyjne - np. na utrzymanie kancelarii Sejmu, na ekspertów, Straż Marszałkowską. Czy jeżeli zmniejszy się liczba posłów, to będzie mniejsza Straż Marszałkowska? Owszem, koszty będą mniejsze, ale nie drastycznie" - zaznaczył.

Zwrócił przy tym uwagę, że nie się da zmienić konstytucji do połowy przyszłego roku

"W konstytucji są ustalone terminy odpowiednich czynności, a ponadto, ponieważ miałoby to dotyczyć pozycji prezydenta, który nie miałby już być organem władzy wykonawczej, to trzeba byłoby zmienić przepis o podziale władzy, który się mieści w pierwszym rozdziale konstytucji. Co oznacza, że gdyby w ogóle przeszła ta sprawa przez parlament, któreś z ugrupowań mogłoby zażądać przeprowadzenia referendum. A to jest sprawa co najmniej pięciu miesięcy. Tak więc nie jest realne załatwienie tego przed wyborami prezydenckimi" - uznał prof. Winczorek.

"Moja opinia jest krytyczna. Gdyby w innym czasie niektóre z tych sugestii zostały zgłoszone, np. wybór prezydenta, to kto wie, czy nie warto byłoby się nad tym zastanowić. Ale zastanowić najpierw, a nie od razu zmieniać ustrój państwa. Tak się nie postępuje, tam gdzie się szanuje państwo" - zaznaczył.

Prof. Winczorek przypomniał także, że PiS nie jest zainteresowany zmianą konstytucji w kierunku, który by osłabiał pozycję prezydenta, bo wniósł własny projekt nowej konstytucji, w którym się uprawnienia prezydenta zwiększa. "Gdy PO coś zaproponuje, to opozycja to hamuje, zwłaszcza tam, gdzie trzeba mieć większość dwóch trzecich głosów" - dodał.

Zgodnie z propozycją premiera pełną odpowiedzialność za władzę wykonawczą w państwie ponosiłby "gabinet, wspierany przez większość parlamentarną". Już w kolejnych wyborach prezydent miałby być wybierany przez Zgromadzenie Narodowe, nie powinien też mieć prawa weta. Premier chciałby również zmniejszenia wielkości obu izb - Sejmu i Senatu. Opowiada się też za wyborem senatorów w okręgach jednomandatowych, a posłów - według ordynacji mieszanej.