Przed Sądem Okręgowym w Gdańsku rozpoczął się w czwartek proces głównych oskarżonych w aferze finansowej w wydawnictwie archidiecezji gdańskiej Stella Maris - b. kapelana abp. Tadeusza Gocłowskiego oraz b. pełnomocnika firmy. Grozi im do 10 lat więzienia.

Sędzia Aneta Szteler-Olszewska pozwoliła jedynie na podawanie inicjałów imion i nazwisk oskarżonych.

60-letni b. szef wydawnictwa Stella Maris ksiądz Z.B. odmówił rozmowy z dziennikarzami, tłumacząc, że musi mieć na to zgodę kurii biskupiej. "Ja jestem uzależniony od swoich władz. Kuria nie pozwala udzielać księżom żadnych wywiadów" - wyjaśnił. Duchowny spóźnił się kilka minut na rozprawę. B. kapelan abp. Gocłowskiego pracuje obecnie w jednej z parafii w Sopocie. Jak powiedział przed sądem utrzymuje się z miesięcznej pensji o wysokości 525 zł.

Wraz z b. kapelanem abp. Gocłowskiego na ławie oskarżonych zasiadają jeszcze cztery osoby - b. pełnomocnik Stella Maris - 45- letni T.W., dwóch właścicieli firm konsultingowych - b. pracownik PRL-owskiej cenzury - 62-letni J.B. i 53-letni K.K. oraz przedstawiciel spółki, która współpracowała z firmami konsultingowymi - 57-letni S.D.

Wszyscy odpowiadają przed sądem za współudział w przywłaszczeniu mienia ponad 20 spółek handlowych na kwotę ponad 67 mln zł, pranie pieniędzy oraz uszczuplenia podatkowe na szkodę Skarbu Państwa w wysokości kilkunastu milionów złotych.

Pieniądze ze spółek, które zlecały fikcyjne usługi B. i K., przelewane były najpierw na konta ich firm, a później, po odjęciu kilku procent, do Stella Maris

Liczący około tysiąca stron akt oskarżenia jest odczytywany przed Sądem Okręgowym w Gdańsku w czwartek oraz będzie odczytywany na następnej rozprawie zaplanowanej na poniedziałek. Pierwsi oskarżeni mają zacząć składać wyjaśnienia w październiku. Sprawa afery w Stella Maris liczy ok. 400 tomów akt, a na liście świadków jest ponad 500 osób. Prokurator Przemysław Strzelecki pytany, czy będzie wśród nich abp Tadeusz Gocłowski, odpowiedział, że ostateczną decyzję w tej sprawie podejmie sąd.

Według prokuratury przestępstwo polegało na tym, że firmy konsultingowe J.B. i K.K. zawierały z różnymi spółkami kontrakty na doradztwo, których wykonanie powierzali z kolei wydawnictwu Stella Maris. W rzeczywistości usługi te były całkowicie fikcyjne i zlecenia nigdy nie zostały wykonane. Fałszywych faktur było ok. 120.

Pieniądze ze spółek, które zlecały fikcyjne usługi B. i K., przelewane były najpierw na konta ich firm, a później, po odjęciu kilku procent, do Stella Maris. Wydawnictwo pobierało kolejne kilka procent prowizji i na końcu większość pieniędzy wracała do osób zarządzających spółkami.

Stella Maris, działając jako podmiot gospodarczy w ramach archidiecezji gdańskiej, była zwolniona z podatku dochodowego od osób prawnych w części przeznaczonej na cele statutowe Kościoła. Transfery pieniędzy miały miejsce w latach 1997-2001.

Łącznie w aferze Stella Maris oskarżonych jest ponad 40 osób - w kilkunastu odrębnie prowadzonych śledztwach

Ksiądz Z.B. i b. pełnomocnik Stella Maris T.W. chcieli kilka miesięcy temu poddać się dobrowolnie karze, uznając swoją winę. Duchowny proponował dla siebie karę czterech lat więzienia w zawieszeniu na dziewięć lat oraz 100 tys. zł grzywny, a b. pełnomocnik wydawnictwa wnioskował o cztery lata więzienia w zawieszeniu na osiem lat i 150 tys. zł grzywny.

W czerwcu gdański sąd odrzucił jednak te wnioski z powodu braku zgody na samoukaranie ze strony firmy z Koszalina występującej w sprawie jako oskarżyciel posiłkowy. Uzależniła ona zgodę na dobrowolne poddanie się karze przez oskarżonych od wyrównania przez nich strat spółki wycenionych na ponad 16 mln zł.

Łącznie w aferze Stella Maris oskarżonych jest ponad 40 osób - w kilkunastu odrębnie prowadzonych śledztwach. Przed gdańskim sądem toczy się już kilka procesów ws. afery w Stella Maris. W jednym z nich występuje m.in. b. lider pomorskiego SLD, Jerzy J., oskarżony o wyprowadzenie wraz z innymi osobami prawie 31 mln zł z firmy Energobudowa oraz "wypranie" ok. 14 mln zł.