W ustawie pozwalającej na publikację raportu z weryfikacji WSI nie było wystarczających gwarancji praw osób w nim wymienionych, które zostały napiętnowane w opinii publicznej - uznał dziś Trybunał Konstytucyjny, uwzględniając kilka z kilkunastu zarzutów SLD wobec tej ustawy.

Według pięcioosobowego składu TK, samo opublikowanie raportu w 2007 r. przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego było legalne. Za sprzeczne z konstytucją TK uznał zaś pozbawienie osób z raportu - przed jego publikacją - prawa do wysłuchania przez komisję weryfikacyjną WSI, dostępu do akt sprawy oraz odwołania do sądu od decyzji o umieszczeniu ich w raporcie. Za zbyt niejasny TK uznał też zwrot ustawy o umieszczeniu w raporcie osób, których "działania wykraczały poza obronność".

Po takim ostatecznym wyroku TK prezydent Lech Kaczyński nie może opublikować gotowego od dawna aneksu do raportu. Ustawa musi być najpierw uzupełniona o gwarancję praw człowieka - uznał TK. Podkreślił ponadto, że orzeczenie otwiera drogę dla osób wymienionych w raporcie do "żądań odszkodowawczych, wskutek stosowania wobec nich niekonstytucyjnych zapisów".

TK na wniosek SLD zbadał konstytucyjność przyjętej w grudniu 2006 r. ustawy, która zezwoliła na ujawnienie raportu o działaniach WSI wykraczających poza obronność i bezpieczeństwo Sił Zbrojnych. Prezydent ujawnił w lutym 2007 r. raport, przygotowany przez komisję weryfikacyjną WSI, której szefował wtedy Antoni Macierewicz. Ponad 20 osób wymienionych w raporcie jako agenci WSI pozwało MON lub Macierewicza.

SLD: ustawa złamała naczelną zasadę prawa, że rozstrzygać o czyjejś winie może tylko sąd

Według SLD, ustawa złamała naczelną zasadę prawa, że rozstrzygać o czyjejś winie może tylko sąd. Inny zarzut, to możliwość ujawniania danych tajnych współpracowników WSI oraz brak dostępu osób objętych badaniami komisji weryfikacyjnej do informacji na ich temat; a także prawa do sądu. Zdaniem SLD, ustawa zbyt szeroko określiła zakres podmiotowy raportu. Kwestionowano też wymóg zasięgnięcia przez prezydenta opinii marszałków izb o raporcie, przy czym ustawa nie wiązała żadnych konsekwencji w przypadku opinii negatywnej.

Według TK, podanie w raporcie nazwisk osób było głęboką ingerencją w sferę autonomii jednostki; mogło naruszać ich dobre imię oraz godność i "stanowiło formę napiętnowania".

TK: ustawa naruszyła zasadę domniemania niewinności

TK podkreślił, że osoby publiczne (które opisano w raporcie jako godzące się na nieprawidłowości w WSI) muszą liczyć się z krytyką. TK uznał też, że można było podać w raporcie dane oficerów WSI. Ustawa pozwalała jednak na ujawnianie także danych osób prywatnych - mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Janusz Niemcewicz. Według niego, te osoby "mogły liczyć na zachowanie w tajemnicy faktu ich współpracy z organami państwa".

Niemcewicz dodał, że jeśli ustawa zakładała publikację nazwisk osób, które miały dopuszczać się nieprawidłowości, to - jeszcze przed opublikowaniem raportu - powinny one mieć zagwarantowane prawo do wysłuchania ich przez komisję weryfikacyjną, mieć dostęp do akt sprawy oraz otwartą drogę do odwołania do sądu.

Ustawa naruszyła zasadę domniemania niewinności - uznał TK. Niemcewicz mówił, że jeśli ktoś dopuścił się przestępstwa i nie ujawnił tego w składanym oświadczeniu, to fakt ujawnienia tego czynu w raporcie może oznaczać co najwyżej, że istnieje uzasadnione podejrzenie przestępstwa, ale nie przesądza w żaden sposób, jakie orzeczenie wyda sąd.

"Nie ma powodów usprawiedliwiających tak daleką ingerencję w prawa jednostki, nawet jeśli łamały prawo"

"Nie ma powodów usprawiedliwiających tak daleką ingerencję w prawa jednostki, nawet jeśli łamały prawo" - podsumował sędzia TK. Według niego, "osoby ujęte w raporcie są od początku stygmatyzowane społecznie", a jedynym środkiem, jakim dysponują, jest powództwo o ochronę dóbr osobistych. Jednak, jak dodał, "instrumenty cywilno-prawne nie zapewniają skutecznej ochrony zainteresowanych", gdyż nie pozwalają zapobiec naruszeniu praw jednostki przez publikację raportu. Mogą one być również "niedogodne ze względu na koszty postępowania cywilnego".

Zdaniem TK, ustawa stwarzała groźbę zamieszczenia informacji nieprawdziwych oraz ryzyko błędu przy ocenie stanu faktycznego. "Raport zawiera autorytatywne ustalenia i oceny przewodniczącego komisji weryfikacyjnej, które powinny być oparte na solidnych dowodach, ale z drugiej strony nie zawsze muszą być postrzegane przez opinię publiczną jako całkowicie pewne i niekwestionowane" - oświadczył Niemcewicz.

Posłowie Lewicy wnosili w TK o uznanie niekonstytucyjności całej ustawy

TK uznał za zgodne z konstytucją inne zaskarżone zapisy ustawy, m.in. prawo prezydenta do opublikowania raportu. Zarazem TK podkreślił, że powinien on ustalić, czy informacje z raportu mieszczą się w zakresie przepisów; ustawa powinna zaś określać, czy prezydent może odmówić ujawnienia raportu. TK nie dopatrzył się naruszeń prawa w kwestii zasięgania przez prezydenta opinii marszałków izb o raporcie, bo "konstytucja nie zakazuje "niewiążących opinii".

Posłowie Lewicy wnosili w TK o uznanie niekonstytucyjności całej ustawy. "Raport był napiętnowaniem ludzi, którzy nie mogli się bronić poza wytoczeniem procesu cywilnego" - mówił poseł Lewicy Ryszard Kalisz. Według niego, wszystkim kontrwywiadom na świecie raport podawał na tacy gotowe informacje". Inny poseł Lewicy, Janusz Zemke dodał, że polskie służby straciły wiarygodność.

Przedstawiciel Sejmu Jerzy Kozdroń (PO) poparł zarzuty SLD co do niekonstytucyjności zbyt szerokiego zakresu przedmiotowego raportu, zbyt dużej dowolności dla szefa komisji weryfikacyjnej oraz możliwości uzupełniania raportu o kolejne aneksy.

Raport byłby dopuszczalny, gdyby pozostał tajny i był adresowany tylko do organów odpowiadających za bezpieczeństwo - argumentował reprezentant prokuratora generalnego prok. Wiesław Nocuń. Podkreślił jednak, że raport napisano po to, aby go opublikować. "Dla bezpieczeństwa państwa nie było konieczne opublikowanie raportu z danymi, które temu bezpieczeństwu mogły zaszkodzić" - dodał prokurator. Zdaniem Nocunia dane do raportu zbierano w sposób jednostronny i nie konfrontowano ich z poszczególnymi osobami, a raport "w większym stopniu miał funkcję oskarżycielską niż informacyjną". Według Nocunia, prezydent "w zasadzie nie miał prawa ingerować w treść raportu".

"Trybunał stanął po stronie jednostki"

TK badał sprawę w tym samym pięcioosobowym składzie, który również dziś oceniał zaskarżone przez SLD przepisy o powołaniu - w miejsce b. WSI - nowych służb wojska.

Pytany, czy dzisiejsze wyroki oznaczają remis w rywalizacji między składającymi skargi a ich antagonistami, Kalisz odparł, że "nie gramy w żadną piłkę nożną, to są poważne sprawy związane z prawami obywatelskimi". W opinii Kalisza, wyrok TK oznacza, że przepis, który prezydentowi dał podstawy do opublikowania raportu, nie mógł być zastosowany. "Nie ma żadnej drogi obrony praw osób, które w tym raporcie były umieszczane, a jak nie ma drogi, to żaden aneks do raportu nie może być publikowany do czasu zmiany ustawy" - dodał.

Kalisz uchylił się od odpowiedzi na pytanie, kto powinien wnieść projekt nowelizacji, o której mówił TK. Według Zemkego, jeśli prezydent chce ujawnić aneks, może wnieść o nowelizację.

W opinii Kozdronia, wyrok jest zwycięstwem osób pomówionych w raporcie, jednostek, osób trzecich (...); została zachwiana ich zasada anonimowości, Trybunał stanął po stronie jednostki".