Rzecznik Praw Obywatelskich poinformował, że jest w stałym kontakcie z lekarzami zaangażowanymi w opiekę nad ciężarną 14-latką z Lublina i zaapelował o odpowiedzialność mediów w relacjonowaniu tej sprawy.

RPO Janusz Kochanowski w komunikacie przesłanym PAP w czwartek przypomniał, że aby mogła zostać przeprowadzona aborcja muszą być spełnione trzy warunki: pisemne oświadczenie rodziców sporządzone w obecności lekarza, pisemne postanowienie prokuratury stwierdzające fakt ciąży w wyniku czynu zabronionego oraz pisemne oświadczenie dziecka w wieku powyżej 13 lat.

Jak podkreślił rzecznik, w tej sprawie trzeci warunek nie jest spełniony, ponieważ "są kolejne, całkowicie odmienne oświadczenia".

W czwartek "Gazeta Wyborcza" opublikowała oświadczenie 14-latki z wtorku, w którym dziewczynka pisze, że jest pewna "swojej decyzji do przeprowadzenia zabiegu przerwania ciąży", zaś jej wcześniejsze wątpliwości wynikały z ciągłego przekonywania jej do zmiany decyzji przez osoby trzecie.

RPO "przez wzgląd na dobro dziecka" zaapelował o powstrzymanie się od ingerencji w podejmowanie decyzji osób jedynie uprawnionych oraz odpowiedzialność mediów w relacjonowaniu i komentowaniu tej sprawy.

Zdaniem przewodniczącej Rady Etyki Mediów Magdaleny Bajer robienie publicznej sensacji z dramatu ciężarnej nastolatki i komentowanie tego w ogólnopolskiej prasie to drastyczny przykład wykorzystywania ciężkich ludzkich sytuacji dla wywołania wrzawy i przepychania swoich opinii w ramach ideologicznego sporu. Jak powiedziała w rozmowie z KAI Bajer, fakt, że sytuacja 14-latki stała się przedmiotem publicznej dyskusji w prasie to przykład rażącej nieodpowiedzialności mediów, tym bardziej nagannej, że chodzi o osobę tak młodą.

W zeszłym tygodniu o nastolatce napisała "Gazeta Wyborcza". 14- latka zaszła w ciążę ze swoim o rok starszym kolegą. Prokuratura wydała dokument stwierdzający, że ciąża jest wynikiem czynu zabronionego. Jak pisała "GW", dziewczynka i jej matka chciały przeprowadzenia aborcji, ale dwa szpitale w Lublinie odmówiły tego zabiegu. Nie dokonano go także w szpitalu w Warszawie. Według gazety za dziewczynką podążali ksiądz i działaczki pro-life.

Dziewczynka trafiła do pogotowia opiekuńczego w Lublinie po tym, jak w sądzie rodzinnym wszczęto postępowanie o pozbawienie praw rodzicielskich do opieki nad nią. Stamtąd została przewieziona do szpitala im. Jana Bożego w Lublinie, na oddział patologii ciąży. P.o. dyrektor szpitala w Lublinie Jacek Solarz oświadczył, że "aborcja w tym szpitalu nie będzie wykonana"; dodał, że dziewczynka często zmienia zdanie w tej sprawie, a wrzawa medialna oraz naciski różnych osób uniemożliwiają jej podjęcie decyzji.

Według kierownictwa szpitala sytuacja prawna dziewczynki jest niejasna; nie wiadomo jeszcze, kiedy zostanie z niego wypisana i dokąd skierowana.

Dwie prokuratury - w Lublinie i Warszawie - badają, czy ktoś nie nakłaniał 14-latki do aborcji. Pierwsze postępowanie wszczęto po informacjach ze szkoły nastolatki, drugie - z zawiadomienia Fundacji Nazaret oraz Federacji Ruchów Obrony Życia.

W lubelskim sądzie rodzinnym trwa postępowanie o pozbawienie praw rodzicielskich, dotyczące 14-latki. Sąd nie ujawnia żadnych szczegółów tej sprawy. Postępowanie wszczęto z urzędu, w związku z podejrzeniem, że doszło do naruszenia dobra dziecka przez osobę bliską.

Wiceminister zdrowia zapewnił w czwartek, że w tej sprawie prawo nie zostało złamane

Z kolei Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny zaapelowała, aby zgłaszały się do niej "szpitale i lekarze, którzy zechcą podjąć się przeprowadzenia legalnego zabiegu aborcji".

W czwartek z apelem do ministra sprawiedliwości wystąpił też b. premier Leszek Miller (Polska Lewica), podkreślając, iż "dramat nastolatki pokazuje, że w dzisiejszej Polsce nie można wykonać legalnej aborcji". Miller zadeklarował pomoc dziewczynce w przerwaniu ciąży poza granicami kraju.(PAP)