- Większość sędziów nie widzi siebie w roli osoby, która dyskutuje ze stronami o sprawie. Do tego trzeba się przekonać i nie stanie się to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - mówi w rozmowie z DGP Agnieszka Owczarewicz, sędzia w XXVI Wydziale Gospodarczym Sądu Okręgowego w Warszawie.
Dziennik Gazeta Prawna
Mimo że przepisy o posiedzeniach przygotowawczych w procedurze cywilnej obowiązują od przeszło roku, to ze świecą szukać sędziów, którzy po nie sięgają. Pani należy do takich nielicznych wyjątków. Ile już takich posiedzeń pani zorganizowała?
DGP
Od stycznia średnio trzy tygodniowo, więc można spokojnie szacować, że kilkadziesiąt, może nawet ok. 100.
A więc to pani tak zawyża statystyki, bo w wielu wydziałach pierwszo instancyjnych nie ma ani jednego sędziego, który by choć jedno takie posiedzenie przeprowadził. Jak pani myśli, z czego to wynika?
Myślę, że to efekt wprowadzenia nowej instytucji, któremu nie towarzyszyły szkolenia dla sędziów. Wiem, że Krajowa Szkoła Sądownictwa i Prokuratury planuje takie szkolenia na przyszły rok, więc mam nadzieję, że ta instytucja będzie coraz bardziej popularna. Ja wymyśliłam sobie takie postępowanie jeszcze przed jego wprowadzeniem, kiedy prowadziłam sprawę dotyczącą budowy Stadionu Narodowego. Nawiasem mówiąc, zakończyła się ona ugodą w 2016 r. Zobaczyłam wówczas, jak posiedzenia niejawne świetnie działają. Ułatwiają sądowi zrozumienie, o co w sprawie chodzi i jak ją właściwie poprowadzić. Jak zobaczyłam te przepisy, to miałam wrażenie, jakby ktoś je dla mnie napisał w prezencie. Natomiast wydaje mi się, że większość sędziów nie widzi siebie w roli osoby, która dyskutuje ze stronami o sprawie. Do tego trzeba się przekonać i nie stanie się to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Posiedzenie niejawne można było zarządzić już na podstawie starych przepisów, tyle że nie było ono obligatoryjne.
Tak, przy czym nie wymagało na końcu napisania planu rozprawy. Jednak gdy z tego rozwiązania nikt nie korzystał, nie uczyli tego patroni na aplikacjach, nie korzystali z tej możliwości inni sędziowie, to trudno było nagle zacząć je stosować. Ja byłam do tego niejako zmuszona, bo miałam tak ogromną sprawę, że sprostanie jej wymagało niestandardowego podejścia. I stąd te wszystkie pomysły na posiedzenie niejawne. Ale pewnie gdybym nie spotkała na swojej drodze takiej sprawy, to też bym miała problem, by na to wpaść. Po prostu nietypowe sytuacje wymagają nietypowych rozwiązań.
Czy skoro pani tak często korzysta z postępowań przygotowawczych, to oznacza, że tak często trafiają do pani duże, skomplikowane i zawiłe spory?
Na posiedzenia przygotowawcze trafiają różne sprawy. Przede wszystkim takie, które mają duży potencjał ugodowy. Tym bardziej że to daje szansę stronom uzyskać zwrot całej opłaty od pozwu przed wyznaczeniem pierwszej rozprawy. Zauważyłam, że bardzo trudno uzyskać zgodę stron na skierowanie sprawy do mediacji bez posiedzenia przygotowawczego. Widoczne to było zwłaszcza wtedy, gdy przed pandemią siadaliśmy z pełnomocnikami czy stronami w specjalnym pokoju przy okrągłym stole, by spokojnie rozmawiać i negocjować porozumienie. Teraz, gdy posiedzenia prowadzone są przez internet i nie ma takiej bezpośredniej interakcji, tych ugód jest trochę mniej, ale też można do nich doprowadzić. Oprócz tego na posiedzenie przygotowawcze z pewnością powinny być kierowane wszystkie sprawy trudne, po to by je przedyskutować, uporządkować postępowanie dowodowe, co w znakomitym stopniu ogranicza liczbę wniosków dowodowych. Przykładowo powołuje się mniej świadków.
Z rozmów z sędziami i pełnomocnikami wynika, że nawet jeśli po lekturze pozwu i odpowiedzi na niego sąd widzi potencjał do polubownego zakończenia sprawy, to często nie decyduje się na zarządzenie posiedzenia przygotowawczego. Z obawy, że w razie braku ugody trzeba sporządzić plan rozprawy, co nie jest łatwe.
To nie jest proste, ponieważ my jako sędziowie nie jesteśmy do tego przygotowani. Trzeba przybliżyć ideę tego postępowania, to, jak ono ma wyglądać i czemu służyć. W Sądzie Okręgowym w Warszawie wraz z grupą pełnomocników i pracowników naukowych podjęliśmy się próby wypracowania dobrych praktyk, pierwsze z nich pojawiły się nawet na stronie internetowej sądu. Stworzyliśmy taki modelowy przykład planu rozprawy wraz z poradnikiem dla stron, po to by oswoić się z tą ideą. Wprawdzie na stronie umieściliśmy bardzo rozbudowany i skomplikowany plan rozprawy, ale w zależności od sprawy może on być bardzo prosty. Wystarczy wskazać jeden środek dowodowy i termin rozprawy. My pokazaliśmy taką wersję „hiper ultra”, by zaakcentować możliwości tego rozwiązania przy skomplikowanych wielowątkowych sporach. W każdym razie ten strach przed nowym tkwi w każdym z nas: w sędziach i pełnomocnikach. Moja wizja planu rozprawy jest taka, że pełnomocnicy stron wypracowują wspólne stanowisko do twierdzeń niespornych, wskazują, co jest pomiędzy nimi sporne i przekazują lustrzane twierdzenia co do tych okoliczności spornych. Jest to trudne i wymaga ogromnego zaangażowania pełnomocników. Ale z moich doświadczeń wynika, że ten wysiłek włożony na początku postępowania w znakomity sposób skraca czas procesu.
Czy wykazanie spornych i niespornych okoliczności nie powinno się znaleźć w odpowiedzi na pozew?
Oczywiście, że tak, tylko problem polega na tym, że nie zawsze stronom udaje się przekazać w piśmie te najistotniejsze kwestie. Ten plan rozprawy służy uporządkowaniu stanowisk. Często jest tak, że dopóki się tego nie zrobi w tabeli, to strona może sobie nawet nie uświadamiać, że nie zajęła stanowiska w określonej sprawie.
Poza tym pokutują takie niedobre przyzwyczajenia polegające na tym, że wystarczy, iż pozwany zaprzeczy twierdzeniom powoda. Po zmianach w k.p.c. trzeba bardzo jasno przedstawić to stanowisko. Podać fakty, a nie okoliczności. Przez lata wystarczyło, że pełnomocnik reprezentujący stronę pozwaną powoła świadka na okoliczność chociażby wysokości szkody albo wystąpienia wad, a sąd teraz oczekuje bardzo konkretnych twierdzeń. Przykładowo, że wada to była dziura w dachu, a szkoda to jest 100 tys. zł.
Uporządkowanie stanowisk stron pozwala też sędziemu przedstawić zapatrywanie na przyszły wyrok, co też pomaga przy zawarciu ugody. Jeśli sąd powie, że jeśli będzie A i B, to wyrok będzie taki, a jeśli C i D, to inny, to pomocnik może łatwiej przedstawić stronie ryzyko przegranej i ta może ocenić, czy warto iść w proces czy zawrzeć ugodę.
W jaki sposób przygotowanie takiego uporządkowanego planu rozprawy przekłada się np. na mniejszą liczbę wyznaczonych terminów?
W bardzo dużym stopniu. Po pierwsze strony same decydują, z jakich środków dowodowych będą korzystać, co prowadzi np. do tego, że z 20 świadków, jakich zamierzono pierwotnie przesłuchać, zostaje czterech. Ale za to takich, których zeznania coś rzeczywiście wnoszą do sprawy. A to już jest dużo, bo czterech świadków można przesłuchać, zakładając, że się stawią, podczas jednej rozprawy, a przy 20 potrzeba przynajmniej kilka terminów. Po drugie nie czekamy na pierwszy termin rozprawy, tylko od razu zarządzamy przeprowadzenie dowodu z opinii biegłego. W niektórych przypadkach mam wrażenie, że wydanie wyroku podczas pierwszego terminu rozprawy było efektem uporządkowania sprawy podczas posiedzenia przygotowawczego. Tak było np. kiedy wszystkie wnioski dowodowe zostały pominięte przez sąd, ponieważ okazało się, że tam, gdzie jest spór, to w ogóle nie potrzeba dowodów. Można więc wyeliminować zbędne dowody, temu też służy posiedzenie przygotowawcze. Co więcej, zdarzają się sprawy, w których sporządzamy ze stronami tylko częściowy plan rozprawy, ponieważ wiemy, że w zależności od wyniku postępowania dowodowego albo będzie trzeba dalej prowadzić postępowanie, albo sąd wyda wyrok.
Obecnie równolegle prowadzę sprawy, w których organizowałam posiedzenia przygotowawcze, i kończę stare, w których nie było jeszcze możliwości robienia planu rozprawy. Różnica w przygotowywaniu się do rozpraw jest ogromna. W przypadku tych nowych wystarczy, że przed rozprawą przejrzę plan rozprawy, który mi zastępuje całe akta. Mam tam wszystkie twierdzenia stron, wszystkie argumenty etc. i czas, jaki muszę poświęcić na przygotowanie, jest nieporównywalnie krótszy. Ale każdy ma inną dynamikę prowadzenia spraw, inny styl.
Co ważne, wartością posiedzenia przygotowawczego jest również to, że strony czują odpowiedzialność za to, by proces przebiegał sprawnie. Czują się współgospodarzami procesu. I to jest świetne. Bo tak naprawdę wszyscy powinniśmy wspólnie dążyć do tego, by sąd wydał sprawiedliwy wyrok. Wiele też będzie zależało od tego, czy sędziowie uwierzą w tę instytucję, ale też od wzajemnego zaufania pełnomocników i sądów.